Felietony

To było o jeden korek i jednego wakacyjnego kierowcę za dużo. Można śmiało zaorać autostrady

Felietony 19.07.2019 371 interakcji
Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz 19.07.2019

To było o jeden korek i jednego wakacyjnego kierowcę za dużo. Można śmiało zaorać autostrady

Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz19.07.2019
371 interakcji Dołącz do dyskusji

Redaktor Koziar ma rację, autostrady zabijają przyjemność z jazdy. Nie dodał, że nie umiemy z nich korzystać. Można śmiało obniżyć limit prędkości.

Wszystkie szkolne sprawozdania z wycieczki zaczynały się od słów: Warszawa powitała nas deszczem. Ja po wakacyjnym wyjeździe już mogę napisać swoje – padało. To właściwie koniec sprawozdania, ale oprócz kataru przywiozłem jeszcze myśl, która kiełkowała we mnie od dawna: Autostrady są bez sensu, bo nie potrafimy z nich korzystać.

Po co się dłużej męczyć, lepiej postawić na drogi ekspresowe. W Polsce te dwa typy dróg odróżnia od siebie tylko poziom frustracji kierowców. Na ekspresówkach jest niższy, bo nonsensów jest znacznie mniej, pasów ruchu i idiotów jest tyle samo. Poza tym lepiej pasują do naszego oszczędnego charakteru.

Ograniczenie do 140 km/h – do likwidacji

Z odwagą patrzę w ekran pisząc, że ze świecą żarową trzeba szukać kierowców, którzy na autostradzie korzystają z dozwolonej maksymalnej prędkości. Ludzi z kompleksami na lewym pasie oczywiście nie brak, tam ustawowy limit prędkości jest łamany jak silna wolna przy słodyczach w kolejce do sklepowej kasy, ale na prawym, hoho, co to nie dzieje się na prawym.

Marazm, nuda i niewykorzystany potencjał. Ograniczenie do 140 km/h, którego sensu nie mogłem nigdy pojąć, można śmiało obniżyć. Nikt z niego nie korzysta. Większość osób jedzie sporo poniżej dozwolonego limitu, część kierowców z grubsza próbuje w niego celować, ale bez tempomatu nie mają szans. A jak przypadkiem na podkładzie znajdzie się ten rzadki w Polsce element wyposażenia, to ustawiony jest on równo na licznikowe 140, co powoduje, że samochód faktycznie porusza się znacznie wolniej, prędkość zależy od licznikowego przekłamania.

Dlaczego oni nie jadą, przecież można jechać a oni nie jadą! – tak często denerwuje się mój znajomy na widok tej autostradowej praktyki. Ja zachowuję spokój, bo rozumiem, że dla większości kierowców podróż autostradą jest wydarzeniem odświętnym. Prawie tak wielkim, że mało brakuje by nałożyli swój zielony błyszczący garnitur specjalnie na to wydarzenie.

A święto okazuje się być przygnębiające. Samochód utrzymuje wysokie obroty – wiele pojazdów okrutnie wyje już przy 120 km/h – hałas staje się nieprzyjemny, a każdy podmuch wiatru boleśnie uświadamia, że opór powietrza jest duży i średnie spalanie ewidentnie odbiega od wartości deklarowanych przez producenta. Pozostaje więc zwolnić, dostosować poziom hałasu do swoich uszu. Szum cichnie i cichnie – Marian, ty tak nie pędź, bo się słoiki pobiją – z sąsiedniego fotela.

Kierowcy, którzy chcą wykorzystać ustanowiony limit są w kropce. Tempo prawego pasa im to uniemożliwia, a wjazd na lewy pas ruchu skazuje na nieustanne skoki między pasami lub przystąpienie do klanu lewego pasa, gdzie rytuałem wtajemniczenia jest przyspieszanie, gdy tylko ktoś z prawego pojawi się na naszym. Mruganie światłami i dojeżdżanie pod tylny zderzak to już tylko namiastka wojennego trofeum, coś jak zdejmowanie skalpu.

Ekspresówki to mniejsze zło

Na drogach ekspresowych jest trochę lepiej. Choć na nich też wielu osobom wydaje się, że jadą z maksymalną prędkością. Wystarczy jednak ustawić tempomat blisko 130 km/h, tak by według wskazań nawigacji jechać nie więcej niż 120 i nagle okazuje się, że jesteśmy królami tej dyskoteki i miejsce dla nas to pas lewy. Przynajmniej dopóki nie zaatakuje nas ktoś z plemienia apaczy – A pacz Stefan jak mu podjadę, to może zrozumie gdzie jego miejsce.

Ekspresówka jest jednak mniejszym złem, bo różnice prędkości są mniejsze. Są na nich skrzyżowania, ale na tych nowopowstających praktycznie się już ich nie projektuje. Zużycie paliwa i hałas wewnątrz pojazdu są niższe, a nieprzyzwyczajonemu do wysokich prędkości kierowcy jest łatwiej nad pojazdem zapanować. Jakość ta sama, więc po co przepłacać w kosztach paliwa i opłatach za autostrady? Po co zmagać się z hałasem i ludźmi, których z racji konstrukcji genitaliów, w starożytnym Egipcie przeznaczono by do obsługi dam w łaźni, skoro i tak za chwile wyhamujemy. Jak nie za tirem, autokarem, kimś jeszcze wolniejszym, bo oszczędzającym paliwo w codziennej drodze do pracy, to w końcu na bramce na autostradzie.

Brama ciemności, wchodzisz czy nie?

Zanim w nią wejdziesz, zastanów się. Tak mówią słowa popularnej piosenki, której przy odrobinie szczęścia nigdy nie zaśpiewa Maryla Rodowicz. My niestety nie mamy wyboru, bramki na polskich autostradach skonstruowano tak, że napotykamy je w trakcie jazdy, zamiast wtedy gdy z autostrady zjeżdżamy. Wątek oddawania części z nich w prywatne ręce litościwie pominę, zazdroszcząc tylko niektórym uczestniczącym w procesie wydawania koncesji, że ich dzieci już nie muszą się kłopotać troską o dostatnie życie.

Bramki pośrodku autostrady powodują korki. W tym ten jeden, który sprowokował mnie do napisania tego tekstu. Nie był szczególnie długi, niczym się nie wyróżniał, a i tak, gdy go ujrzałem w pobliżu węzła Rusocin na autostradzie A1, bez większego namysłu skręciłem w stronę drogi S7. I nią, choć ma swoje wady, spokojnie i w komplecie z korkiem w okolicach Mławy, wróciłem do domu. Wybrałem tę drogę, bo wcześniejsza próba ominięcia korków na bramce się nie udała.

Autopay na AmberOne niczego nie rozwiązuje

Na korki na autostradzie nie pomogła nawet aplikacja Autopay. Artykuł o możliwości przejazdu autostradą A1 bez płacenia na bramkach miał jedną konkluzję – to nie zadziała, jeśli dla osób korzystających z płatności za pomocą aplikacji nie powstaną wydzielone bramki. Otóż wydzielone bramki już są, ale – niespodzianka – kompletnie nic to nie wnosi. Zaoszczędziłem jakieś 10,5 sekundy, które zmarnowałem później w kolejce do toalety.

Korek przed bramkami zaczyna się najczęściej dużo wcześniej niż dwa autostradowe pasy rozlewają się do większej liczby do kilku bramek. Jadąc samochodem zgłoszonym w systemie do automatycznego podnoszenia szlabanu stoimy tak samo jak wszyscy. Kłopot jest też przy samych bramkach, system nie jest popularny i podróżujący nic z niego nie rozumieją.

Ustawiałem się grzecznie do wydzielonych bramek by nie pobierać biletu i za niego nie płacić, ale przede mną zawsze stało kilka samochodów, które nie wiedziały co znaczy umieszczone nad bramką oznaczenie i tamowały przejazd. Na wydzielonej bramce nie ma kasjera i osoby, które znalazły się tam przez pomyłkę nie miały komu wręczyć banknotów.

korki na A1 dzisiaj
Zrzut ekranu z konta AmberOne Autostrada A1 na facebook.com

Na nic zdadzą się wyjaśnienia ze strony AmberOne na ich stronie, jak się zachować na bramkach. Jeśli ktoś nie słyszał o aplikacji Autopay na pewno nie wejdzie na stronę AmberOne by przeczytać o tym jak mają zachować się osoby bez aplikacji na wydzielonej bramce dla osób korzystających z tej aplikacji.

korki na A1 dzisiaj
Zrzut ekranu ze strony a1.com.pl

Oznaczenie bezpośrednio nad bramką również nie ułatwia życia. Gdybym nie szukał wydzielonej bramki i nie słyszał wcześniej o takiej możliwości, raczej nie zrozumiałbym umieszczonego tam komunikatu, choć według AmberOne jest on przejrzysty.

korki na A1 dzisiaj
Zrzut ekranu z konta AmberOne Autostrada A1 na facebook.com

Przyznaję, że sam nie mam pomysłu jak rozwiązać ten problem. Chyba pozostaje zmienić rodzaj wyświetlanego komunikatu.

A ja zmienię za ciasne skarpety z lewej na prawą

Bo w sumie nie mam wyboru, mogę tylko żonglować dobrze znanymi wadliwymi rozwiązaniami. Polskie autostrady i drogi ekspresowe mam dość dobrze zjeżdżone. Niewiele jest mnie już w stanie zaskoczyć, ale wakacyjny przejazd w stronę morza uwypuklił wszystkie ich wady i zalety. Papierowy limit prędkości, z którego nie da się skorzystać i korki dłuższe niż do oceanarium w Gdyni w deszczowy dzień.

Może nie twórzmy fikcji i limit prędkości obniżmy, po co się łudzić, że da się jeździć z dozwoloną prędkością po autostradzie. Teraz trzeba jechać wolniej, albo dużo szybciej od limitu. To da się zmienić, ale na korki nic już nie poradzimy. Przynajmniej w drodze nad morze ze stolicy da się wybrać drogę ekspresową. Nawet, gdy korek napotkamy tam gdzie dwa pasy się kończą, to łatwiej go znieść. Drogi główne czy lokalne, wysokiej prędkości przelotowej nie obiecują tak jak autostrady. Te można zaorać, wolę drogi ekspresowe.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać