Ciekawostki

Producenci samochodów wymyślili PROSTE TRIKI na zarabianie. Klienci ich nienawidzą

Ciekawostki 07.09.2021 92 interakcje
Adam Majcherek
Adam Majcherek 07.09.2021

Producenci samochodów wymyślili PROSTE TRIKI na zarabianie. Klienci ich nienawidzą

Adam Majcherek
Adam Majcherek07.09.2021
92 interakcje Dołącz do dyskusji

Wyśrubowane wymogi w kwestii emisji CO2, drożejące ceny surowców i problemy z półprzewodnikami zamiast przeszkadzać, pomagają producentom wykręcać rekordowe wyniki finansowe.

Według ocen IHS Markit cytowanych przez Automotive News Europe, w pierwszym półroczu 2021 z powodu braku dostępności podzespołów wyprodukowano na świecie o 2,59 miliona mniej aut niż zakładano. W niektórych częściach świata jeszcze niedawno salony samochodowe były pozamykane z powodu pandemii. Znacznie wzrosły ceny surowców, m.in. stali, niezbędnej w procesie budowy samochodów.

A mimo tego wyniki większości koncernów są oszałamiająco dobre. Grupa Volkswagena chwali się poprawieniem marży EBIT, czyli zysku przed odliczeniem podatków i odsetek, za pierwsze półrocze o 8,8 proc. Audi zaliczyło najlepsze półrocze w historii marki, Stellantis wycisnął 11,4 proc., Daimler 12,2 proc, a BMW – 15,8 proc. za drugi kwartał. Toyota chwali się rekordowym zyskiem operacyjnym, a Tesla ma najbardziej zyskowny kwartał w historii. Lepiej niż wcześniej zarabiają prawie wszyscy producenci.

Recepta na sukces składa się z kilku podpunktów. Pierwszy to podniesienie cen

Klienci przecież to rozumieją – rosną wymagania w kwestii emisji CO2, więc w samochodach trzeba montować bardziej skomplikowane elementy – to podnosi koszty. Rosną ceny surowców, bez których nie da się nic wyprodukować – to również podnosi koszty. A nic nie stoi na przeszkodzie, by pod płaszczykiem pokrywania dodatkowych kosztów wprowadzić też wyższą marżę. Maxime Lemerle z firmy Euler Hermes ocenia, że producenci mogli sobie pozwolić na podniesienie cen o ok. 3 do 6 proc. i to jeden z powodów, który pozwolił na znaczną poprawę wyników.

Kolejny element to rezygnacja z rabatowania

Ten temat pojawił się u nas już kilka dni temu. Skoro samochodów jest mniej, a liczba klientów podobna jak w poprzednich latach, dealerzy nie mają presji na przyciąganie ich do salonów dodatkowymi rabatami. Chętni i tak przyjdą, najwyżej potrwa to trochę dłużej, ale oszczędności wynikające z nieoddawaniamarży przewyższają ewentualną stratę z dodatkowego wydłużonego oczekiwania.

Punkt numer trzy to uproszczenie gamy i składanie samochodów na zamówienie

Gdy producenci budują auta na tzw. stock, zmagają się z koniecznością przechowywania ich do momentu, gdy trafią się na nich klienci. Gdy auta zalegają na placach trzeba rabatować ich ceny, żeby uwolnić środki finansowe i zrobić miejsce na kolejne egzemplarze, które nieprzerwanie zjeżdżają z taśm produkcyjnych. Podobno wielu klientów preferuje zakup auta ze stocku zamiast składania zamówienia do produkcji i czekania na dostawę auta uszytego na miarę. Jednak gamy niektórych modeli są tak skomplikowane, że budowa aut na stock przypomina grę w ruletkę. Tesla Model 3 ma 60 wariantów konfiguracji, a VW ID.3 – 1120. Firma analityczna Jefferies podaje, że BMW serii 3 ma 5 760 kombinacji w wersjach z silnikami benzynowymi i 9 600 w autach z silnikiem Diesla. Trzeba więc upraszczać konfiguracje i uczyć klientów zamawiania aut do produkcji – tak, by jak największa liczba samochodów zjeżdżała z taśmy mając już w systemie dopisanego docelowego klienta.

Umiejętne korzystanie z tych narzędzi pozwala koncernom na śrubowanie wyników do poziomów nieznanych z przeszłości. Inwestorzy są przeszczęśliwi. Co gorsza – klienci też, wystarczy im to potem dobrze sprzedać – strasząc potencjalnymi przerwami w dostawach samochodów w przyszłości i bezlitosną Unią Europejską. Albo zachęcając do składania zamówień na „szyte na miarę” – tak, żeby mieli poczucie, że jeżdżą Golfami, Corollami i Octaviami jakich nie ma nikt.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać