Ciekawostki

Ten gość ma 8 Ferrari i wszystkie są gratami. Sąsiedzi go nienawidzą

Ciekawostki 01.07.2018 443 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 01.07.2018

Ten gość ma 8 Ferrari i wszystkie są gratami. Sąsiedzi go nienawidzą

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski01.07.2018
443 interakcje Dołącz do dyskusji

Są bogaci inwestorzy, którzy kupują tylko najpiękniejsze egzemplarze Ferrari i nigdy nimi nie jeżdżą. Są ludzie, którzy na jedno Ferrari ciułali całe życie. I jest Scott Chivers: jego kolekcja Ferrari liczy 8 sztuk i składa się głównie z samochodów w stanie „do lekkiej renowacji”.

Gdyby ktoś pytał jak trzeba żyć, angielskie czasopismo Autocar daje prostą odpowiedź: trzeba kupować Ferrari, których nikt inny nie chce, naprawiać i sprzedawać je dalej z zyskiem. Scott Chivers  nie jest zamożnym biznesmenem, który kupuje Ferrari by się pokazać. Kupuje je, by nimi jeździć i nieszczególnie przejmuje się, jak wyglądają. Na co dzień od ośmiu lat ciśnie tym samym 360 Challenge Stradale, którym natłukł już 80 000 km. Samochód wygląda na używany na co dzień i to się Scottowi w nim podoba. Jednak najciekawszym i najbardziej kontrowersyjnym pojazdem w jego kolekcji jest Ratarossa.

kolekcja Ferrari
Zdjęcie: autocar.co.uk

Ferrari-obrzyn

Ferrari wyprodukowało jedną sztukę prototypowej Testarossy cabrio. Reszta to tzw. obrzyny, czyli samochody z dachem uciętym metodą garażową. Scott znalazł taki wóz w Stanach Zjednoczonych. Sprzedający kupił je kilka lat wcześniej i miał zamiar remontować („nie sprzedam, będę robił”), ale plan nie wypalił i wóz stał w garażu. Był w fatalnym stanie: ktoś oberżnął mu dach po jakimś dachowaniu sprzed wielu lat. Samochód należał wcześniej do firmy, która budowała repliki Testarossy (nie wiadomo, czy legalne) i służył jako wóz testowy przydatny przy konstruowaniu tychże replik. Scott obiecał sprzedającemu, że nie potnie go na części. I nie pociął: naprawił trochę mechanikę, założył obniżające sprężyny – pewnie jest fanem dobrej „gleby” – i tak zostawił w stanie ogólnego zewnętrznego zaniedbania, czyli w stylu „rat”. Stąd Ratarossa. Za Testarossę z obciętym dachem zapłacił 16 000 funtów.

Oprócz tego Scott miał jeszcze jedną Testarossę, którą kupił w Holandii, ale już ją sprzedał. Ferrari w jego kolekcji pojawiają się i znikają z niewielkim jak na dzisiejsze czasy zyskiem, a zarobione pieniądze są inwestowane w rozwój kolekcji. Na 430-tce zarobił 25 000 funtów – już wydał je na kolejne zakupy. W sumie ma osiem sztuk Ferrari: dwie 355-tki, 360 Challenge Stradale, 456, Ratarossę i trzy sztuki 308, bo są tanie i łatwe w naprawach. Scott pracował jako specjalista od IT, ale chwilowo rzucił pracę i dłubie Ferrari – to tak jakby ktoś się zastanawiał, jak trzeba żyć.

Zdjęcie: autocar.co.uk

Scott ma jeszcze Porsche 911 T (nie Turbo) i Golfa jedynkę GTI

Twierdzi jednak, że sprzedałby wszystkie samochody bez wahania, gdyby całość jego kolekcji (wartej ok. pół miliona funtów) była w stanie sfinansować zakup Ferrari F40 w dowolnym stanie. Jest to jednak niemożliwe, bo F40-tka już „oszalała” jeśli chodzi o ceny. Scott utrzymuje, że jeździłby nią na co dzień i wygląda, że mówi poważnie. Póki co jednak ma inny problem: jego garaż w domu w Berkshire mieści dwa auta, a przed garażem można postawić kolejne dwa. Reszta stoi i zawala ulicę oraz doprowadza do szału sąsiadów. Jeden ze starszych ludzi mieszkających w okolicy zgłosił Scotta do lokalnej rady miejskiej jako zakłócającego porządek społeczny koszmarnym hałasem z silnika. Czyżby nie lubił dźwięku 12-cylindrowego boksera? Dziwny człowiek.

Reporter Autocara przejechał się Ratarossą ze Scottem. Pomijając zapach paliwa (to tylko drobny wyciek, bez znaczenia) i potwornie twarde sprzęgło, samochód jeździ całkiem nieźle. Największy problem to to, że wszyscy się w niego wpatrują. Czyli tak jak podejrzewałem, da się kupić niezłe Ferrari bardzo tanio, trzeba tylko nie przejmować się jego wyglądem. Jak to mówią – nie święci garnki lepią. Takie Ferrari nie jest przecież skonstruowane z innych części niż inne, tańsze samochody z tamtych czasów i wszystko da się naprawić. Nie wszystkie Ferrari muszą być kolekcjonerskimi ideałami. Pan Scott zasługuje na jakąś własną halę i warsztat pod nazwą „Affordable Supercars” albo coś w tym guście. Takie Ferrari to i ja bym kupił.

 

 

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać