Testy aut nowych

Przebój z pierwszej piątki polskiej listy sprzedaży: Kia Stonic 1.6 CRDI XL w naszym teście

Testy aut nowych 14.08.2018 396 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 14.08.2018

Przebój z pierwszej piątki polskiej listy sprzedaży: Kia Stonic 1.6 CRDI XL w naszym teście

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk14.08.2018
396 interakcji Dołącz do dyskusji

Przewiduje się, że już w 2020 roku segment B-SUV będzie największym na rynku. Już teraz Kia Stonic to piąte najchętniej wybierane auto wśród klientów prywatnych w Polsce. Słusznie?

Czy to się komuś podoba czy nie, tradycyjne segmenty coraz mocniej tracą na znaczeniu. Zwykłe auta miejskie czy kompakty nie są już wystarczająco modne, by zdobyć zainteresowanie klientów. Teraz liczą się auta typu SUV lub crossover. Producenci w tej klasie wcale nie walczą już mocnymi silnikami czy nowinkami technicznymi. Zamiast tego proponują po prostu interesujący wygląd, kryjący zupełnie zwyczajne auta. W ten sposób sukces odniosły takie samochody jak Nissan Juke, Renault Captur czy Nissan Qashqai, a teraz podobną drogą podąża Kia Stonic.

W tej chwili to piąty najchętniej kupowany samochód wśród klientów indywidualnych w Polsce.

Kia Stonic

Niektórzy nadal nie wiedzą, jak w ogóle wygląda Kia Stonic, ale statystyki nie da się oszukać: ten model bardzo dobrze się sprzedaje. Dlatego byłem bardzo ciekawy, czy wszystkie osoby, które go kupiły dokonały dobrego wyboru. Aby to sprawdzić, przez kilka dni jeździłem takim autem w najbogatszej wersji XL, z silnikiem Diesla 1.6 o mocy 115 KM i z ręczną skrzynią biegów.

Skąd ta nazwa?

Kia Stonic

Słowo „Stonic” nie oznacza nic konkretnego i wzięło się podobno od słów „Speedy”, czyli „szybki” i „Tonic”. Niekoniecznie chodzi tu jednak o napój, ale o wyraz, który można przetłumaczyć jako „wzmacniający”. Czy to dobra nazwa? W Polsce może kojarzyć się z elementem damskiej garderoby, ale włodarze Kii raczej o tym nie myśleli. Grunt, że łatwo to zapamiętać i wymówić. Mimo wszystko, „Stonic” brzmi lepiej niż nazwa odpowiednika z gamy Hyundaia, czyli modelu Kona.

Z zewnątrz jest po prostu modnie.

Kia Stonic

Żółty lakier nie jest specjalnie popularny w samochodach, ale było kilka modeli, które do dziś można często spotkać właśnie w tym kolorze. Starsze generacje Seata Ibizy i Cordoby, Fiat Punto HGT, pierwsze Audi S3, Renault Megane I Coupe… a teraz do tego grona dołącza Kia Stonic. Gdy wpisze się w Google nazwę tego modelu, większość egzemplarzy na zdjęciach będzie właśnie żółta. Także na ulicach podczas tygodniowego testu spotkałem kilka Stoniców właśnie z takim lakierem. Mnie to cieszy, bo lubię auta w żywych kolorach.

Cały Stonic został narysowany modnie. Designerzy Kii wiedzieli, że właśnie stylistyka będzie największym atutem tego modelu. Owszem, jest podobny do swojego technicznego „krewniaka”, czyli do Rio, ale wygląda od niego bardziej agresywnie. Dokładnie tak miało być – Rio jest skierowane do bardziej konserwatywnych klientów, a ci odważniejsi wybiorą Stonica. A czy jest ładniejszy? To już kwestia gustu. Niektórzy nie tolerują „udawanego” przedniego grilla, inni mówią, że to najlepiej wyglądający crossover w klasie.

Kia Stonic

Pod względem wymiarów Stonic jest nieco dłuższy, niż Rio – mierzy 4140 mm, podczas gdy niżej zawieszony model ma 4065 mm długości.

W środku… lepiej jest na zdjęciach.

Kia Stonic

Pod względem stylistyki wnętrza nie da się Kii Stonic niczego zarzucić. Jest tak, jak w Rio, czyli nieźle. Ładny rysunek kokpitu, porządnie wyglądająca kierownica, dobrze wkomponowany ekran dotykowy. Również jeśli chodzi o ergonomię, jest niemal doskonale. Zarówno obsługa wspomnianego ekranu, jak i klimatyzacji (jak dobrze, że zostawiono tradycyjne pokrętła!) czy komputera pokładowego jest prosta i intuicyjna. Gdybym miał się do czegoś przyczepić, padłoby na regulację głośności z kierownicy, ponieważ przycisk jest za mały i działa za wolno – jeśli chcemy mocno ściszyć radio, musimy się sporo naklikać. Ale to przecież drobiazg.

Kia Stonic

Pozytywnie zaskakuje kilka elementów wyposażenia. System monitorowania ruchu poprzecznego podczas cofania to coś, co zwykle widuje się w autach wyższej klasy. Także podgrzewanie kierownicy nie zdarza się często, choć nie miałem okazji wypróbować tego udogodnienia – podczas testu cały czas panował upał.

Gorzej, niestety, wygląda sprawa z wykończeniem kokpitu. Materiały są dość twarde i sprawiają wrażenie łatwo rysujących się. Nawet w segmencie B zdarzają się lepsi.

Jeżeli chodzi natomiast o pozycję za kierownicą, jest niezła – ale daleko jej do takiej, którą można określić mianem wysokiej. Nie siedzi się tu jak w typowym SUV-ie, a raczej tylko odrobinę wyżej, niż w zwykłej osobówce. Stonic jeszcze nie jest na tyle dużym autem, by można było patrzeć na innych kierowców z góry – zwłaszcza teraz, gdy co drugi samochód na drodze to SUV (przynajmniej w dużych miastach). Korzyść z faktu, że Stonic jest zawieszony wyżej, niż klasyczne auto segmentu B to jedynie trochę wygodniejsze wsiadanie.

Kia Stonic

Ważne, że fotel jest miękki i wygodny. Z tyłu wyższym osobom może brakować miejsca na kolana, ale za to jest go pod dostatkiem na głowę. Bagażnik ma 352 litry, co jest przeciętnym wynikiem.

Kia Stonic

Pod maską pracuje tu „niemodny” silnik.

Odwrót od diesli jest szczególnie widoczny wśród klientów prywatnych. A im mniejszy samochód, tym mniej osób decyduje się na jednostkę wysokoprężną. Dlatego można się spodziewać, że diesel 1.6 CRDI o mocy 115 KM nie stanie się hitem sprzedaży. Trochę szkoda, bo to silnik, który świetnie pasuje do takiego samochodu.

Owszem – jest dość głośny. To nie jest jeden z tych diesli, które można poznać po skali na obrotomierzu, a nie po dźwięku. Tutaj od razu słychać, że tę Kię należy tankować czarnym pistoletem. Ale to jedyna większa wada tej jednostki.

Według danych technicznych Stonic 1.6 CRDI osiąga 100 km/h w 11,3 s. To dość mierny wynik, jak na dzisiejsze realia – ale w prawdziwym życiu ten samochód nie sprawia wrażenia ospałego. Moment obrotowy (260 Nm) jest dostępny już przy 1500 obr/min, więc nie trzeba mocno kręcić tego silnika by czuć, że auto chętnie przyspiesza. W warunkach miejskich – tak do 70-80 km/h – Stonic jest bardzo żwawy. W połączeniu z wystarczająco precyzyjną, manualną skrzynią biegów, można odnaleźć nawet nieco przyjemności w jeździe w terenie zabudowanym. Gorzej robi się oczywiście w trasie – na autostradzie czuć, że Kia została zaprojektowana do mniejszych prędkości. Jeśli ktoś regularnie jeździ drogami szybkiego ruchu, niech wybierze inne auto. Do okazjonalnych podróży za miasto Stonic nada się dobrze. Wyciszenie – typowe dla crossovera tej klasy. Rewelacji nie ma, ale da się wysiąść bez bólu głowy.

Co ważne, spalanie tego silnika przypadnie do gustu nawet tym, którzy mają wyjątkowo jadowitego węża w kieszeni. W cyklu mieszanym z przewagą miasta nie udało mi się spalić więcej, niż 5,5 litra na sto kilometrów. Naprawdę się starałem.

Kia Stonic

Stonic to jeden z lepiej prowadzących się samochodów tej klasy.

Przyznaję – mówić o „jednym z lepiej prowadzących się małych crossoverów” to tak, jak gdyby mówić o którejś z potraw w McDonald’s, że jest „najbardziej wykwintna”. Tak jak w amerykańskim fast foodzie smakosze nie znajdą zbyt wiele dla siebie, tak i miłośnicy sportowych wrażeń powinni omijać tę klasę aut z daleka. Ale i tak Stonic zasługuje  na pochwalę – jeździ stabilnie, nie przechyla się za bardzo i nie jest zbyt podsterowny.

Układ kierowniczy zapewnia wystarczającą precyzję w mieście i przy zakrętach pokonywanych z umiarkowaną prędkością. Na autostradzie – czyli tak od 120 km/h – sprawia wrażenie działającego zbyt lekko.

Zawieszenie robi to, czego oczekują od niego nabywcy takich aut: czyli jest dość miękkie i przyjemnie sprężyste podczas pokonywania progów zwalniających. Wiadomo, że „leżący policjanci” to największy teren, z jakim przyjdzie się zmierzyć Stonicowi. Prześwit – 183 mm – jest o 43 mm większy, niż w Rio, ale napędu na cztery koła nie można tu dostać nawet w opcji.

Taka Kia kosztuje ponad 90 tysięcy złotych.

Koszt najbogatszej wersji XL z tym silnikiem to 83 990 zł. Tyle samo kosztuje 120-konna odmiana benzynowa z silnikiem 1.0, ale ma automatyczną, dwusprzęgłową skrzynię. Diesla z „automatem” kupić się nie da.

Jak za Stonica to dużo: najczęściej sprzedają się zapewne prostsze wersje, na przykład taka ze 100-konnym benzynowym 1.4 i w środkowej wersji wyposażenia, za 67 490 zł. Wersja XL ma jednak na wyposażeniu m.in. nawigację, podgrzewane fotele i kierownicę czy system dostępu bezkluczykowego. Nie da się już do niej zbyt wiele dokupić. Testowany egzemplarz miał jeszcze żółty lakier łączony z czarnym dachem (3000 zł) i pakiet systemów wspomagających kierowcę (4000 zł). Łączny koszt takiego auta to 90 990 zł.

Konkurencyjny Seat Arona nie jest dostępny z silnikiem Diesla, podobnie jak kontrowersyjnie nazwany i stylizowany (i zbliżony do Stonica konstrukcyjnie) Hyundai Kona. Nieco zapomniany SsangYong Tivoli także występuje ze 115-konnym dieslem 1.6, choć producent zarzeka się, że to inny silnik, niż w Kii. Cena Tivoli jest podobna.

Ale czy warto kupić Kię Stonic?

Na pierwszy rzut oka Stonic może wydawać się pozbawiony sensu: tak naprawdę jest to po prostu podniesione Rio. Kii Rio także nie kupimy jednak z silnikiem Diesla. Oprócz tego, Stonic jest wygodniejszy do wsiadania i… bardziej modny, co jest dziś dla klientów ważniejsze, niż cokolwiek innego. Kia wie, co robi – pod ciekawą karoserią kryje dość prostą, zwyczajną technikę. To idealny sposób na sukces.

Stonic jest udanym, miejskim crossoverem. Jest wygodny, oszczędny i dobrze się prowadzi. W tej klasie nie potrzeba właściwie niczego więcej. Dodajmy do tego 7-letnia gwarancję i dostępność prostego, wolnossącego silnika benzynowego 1.4. Otrzymujemy idealny samochód dla przeciętnego polskiego klienta indywidualnego – co widać w statystykach sprzedaży. Pozycja Stonica będzie w nich na pewno rosła. Nie będę wtedy zdziwiony. Obecny lider – Dacia Duster – będzie miał kłopoty, bo Stonic ma szansę jeszcze się „rozkręcić”.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać