Testy aut nowych

Hipopotam i hipokryzja, czyli tydzień z Kią Sorento Hybrid

Testy aut nowych 01.12.2020 311 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 01.12.2020

Hipopotam i hipokryzja, czyli tydzień z Kią Sorento Hybrid

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski01.12.2020
311 interakcji Dołącz do dyskusji

Kia Sorento jest wielka jak hipopotam. Ale nie jest tak wielka jak moja hipokryzja, kiedy jednego dnia twierdzę, że nie cierpię wielkich SUV-ów, a drugiego doskonale dogaduję się z tym drogowym hipopotamem.

Zawsze mówię, że wielkie SUV-y to samo zło. Są brzydkie, ciężkie, paliwożerne, nie mają tyle miejsca co minivany, niszczą planetę i w ogóle należy ich zakazać. Potem w moje ręce trafia coś w rodzaju nowego X7 albo Kii Sorento i nagle się okazuje, że te wielkie SUV-y są faktycznie straszne, ale poza tymi, którymi jeździłem, bo te akurat były fajne. To ma sens. 

Lubiłem pierwszą generację Kii Sorento

Była taka trochę terenowa i ponoć bazowała na pierwszej generacji Mercedesa ML, a to by oznaczało, że zbudowano ją na ramie, jak prawdziwą terenówkę. W ofercie były nawet benzynowe V6. Z pewnością ten wóz nie wygrywał konkursów piękności, ale był taki uczciwy, nieprzekombinowany i rzetelny. Dobrze jeździ w terenie, dobrze ciągnie przyczepę i nie robi obciachu na asfalcie. Jak moja córka wreszcie postawi na swoim i nabędzie konia, to będę musiał kupić coś takiego żeby go targać (żartuję, kupię kolejne T4). 

Średnio lubiłem kolejne generacje Kii Sorento

Były trochę generycznymi dużymi SUV-ami, takim Volvo XC90 po koreańsku – ogromne nadwozie, silnik w poprzek, wnętrze typowo rodzinne, podwozie z pewnością nie terenowe. Rozumiem potrzebę istnienia takich wozów, zwłaszcza od czasu gdy z Europy zniknęły duże minivany, czyli Kia Carnival (obecnie nadal oferowana w krajach, które lubią minivany). Tyle że ani Sorento II, ani Sorento III nie przyciągały wzroku i ginęły w ogólne masie koreańskich SUV-ów. Trudno było na pierwszy rzut oka stwierdzić, czy to Hyundai Santa Fe, czy może jakiś Ssangyong. 

Nadszedł rok 2020

Wiele złego zdarzyło się w tym roku, ale dla odmiany pokazali też czwartą odsłonę Kii Sorento, o której już pisaliśmy. I jest to samochód, który wygląda nadzwyczaj atrakcyjnie, a powiedziałbym wręcz, że drogo. Przy okazji jednak nie epatuje zbyteczną agresją, po prostu jest ciekawie narysowany z tym nowym grillem i pionowymi tylnymi lampami. No dobra, ale jak Sorento wygląda, to chyba widać, może powiem lepiej co mi się w nim podobało.

It’s YUGE

Uwielbiam oglądać skity z Donaldem Trumpem, gdzie on mówi „YUGE” (ogromny). Kia Sorento też jest ogromna w środku. Ma siedem miejsc, a nawet przy siedmiu miejscach posiada jeszcze bagażnik. Oczywiście najpierw zasiadłem w ostatnim rzędzie. Prześmieszne uczucie, bo wydaje się nam, jakby od miejsca kierowcy dzieliły nas kilometry, deska rozdzielcza majaczy gdzieś w oddali. Wiadomo, że Sorento ma ten sam problem co większość aut z dodatkowymi fotelami w bagażniku, czyli małą różnicę między poziomem siedziska a podłogą, przez co siedzi się z kolanami pod brodą, ale – i tu ogromny plus dla Kii – odległość między kolanami a brodą jest zupełnie znośna i nieporównanie większa niż w typowych samochodach 5+2.

Dobrze, może w BMW X7 było jeszcze lepiej, ale te samochody nie rywalizują ze sobą, wystarczy popatrzeć w cenniki żeby to zauważyć. Zatem jeśli siedmioosobowość jest cechą, której poszukujesz w samochodzie, a z jakiegoś powodu nie odpowiada ci Ford Tourneo Connect w wersji long, to obdarz swą łaską Kię Sorento. Trzeba tylko mieć na uwadze, że wsiadanie na tył wymaga sporo wyginania się. Na osłodę dostajemy naprawdę rozsądnych rozmiarów fotele oraz sterowanie klimatyzacją w trzecim rzędzie. Elegancko. 

Kombi w terenowym dresie

Spróbowałem również położyć wszystkie fotele oprócz przednich i zrobić z Sorento dostawczaka. Owszem, podłoga jest dość wysoko, ale tego się spodziewałem – po pierwsze to SUV, po drugie hybryda, i to z 4×4 (do czego jeszcze przejdę). Przy pięciu miejscach mamy gigantyczny bagażnik – tak duży, że niska osoba nie sięgnie nawet do jego końca – i mnóstwo miejsca dla pasażerów kanapy. Dodajmy do tego długie tylne drzwi i mamy coś, co producenci od dawna pompują z mniejszym lub większym zaangażowaniem: ogromne, rodzinne kombi ubrane w nadwozie udające terenówkę. W całym tym zachwycie nad praktycznością znalazłem tylko jedną wadę Sorento: elektrycznie otwierana tylna klapa reaguje bardzo powoli, a otwiera się jeszcze wolniej. Nie można wrzucić czegoś do bagażnika i sobie pójść, trzeba wziąć udział w całej celebracji, okraszonej bzyczeniem silniczka i piszczeniem ostrzegawczego sygnału. 

Teraz będzie o wyposażeniu 

Jest wyświetlacz head-up i jest bardzo dobry. Dziękuję, można zakończyć. Żartowałem. Być może właśnie w kwestii wyposażenia widać najbardziej skąd bierze się różnica między Sorento a wielkimi, niemieckimi smokami z segmentu premium. Owszem, są elektroniczne wskaźniki, które zmieniają swój wygląd w zależności od wybranego trybu jazdy (eco, sport i smart) i wygląda to całkiem przyjemnie.

Duży, centralny ekran wyświetla mnóstwo informacji i jest dotykowy, ale zarówno audio, jak i nawigacja działają raczej przeciętnie. Choć mam wrażenie, że czepianie się audio w nowym aucie najczęściej wynika z tego, że słuchamy skompresowanej muzyki z telefonu, która nigdy nie będzie dobrej jakości. Czasy zmieniarek CD odeszły w niepamięć, skazując nas na niskojakościowe empetrójki i producenci starają się montować świetne głośniki renomowanych producentów (tu: Bose), a bas i tak charczy, bo jakość samej muzyki jest nędzna. Nawigacja zgubiła mi się na warszawskiej Białołęce, więc oceniam ją chłodno, poza tym wbudowane, fabryczne nawigacje idą tą samą drogą, co zmieniarki CD. Ale spróbujcie na przykład znaleźć ręczne strojenie stacji radiowej – to już wymaga sporo klikania. Jest za to oświetlenie ambientowe o zmiennej kolorystyce. Tego gadżetu nigdy zabraknąć nie może.

Zegary w trybie Sport
Zegary w trybie Eco + kierunkowskaz włączony i widok z kamery pod lusterkiem

Teraz będzie o cenie

Testowany wariant Prestige Line miał skórzane fotele Nappa z wentylacją i kamerę 360′. Można sobie darować te gadżety. Kamera cofania i tak jest seryjna w każdej wersji. Ogólnie jak przestudiuje się listę wyposażenia i różnice między wersjami L i XL, to wychodzi na to, że trzeba brać L – XL dodaje skórę, podgrzewaną kanapę z tyłu, „kameralne podświetlenie”, roletki w tylnych oknach itp. fanty, które podnoszą masę, a można się bez nich bez problemu obyć. Zwłaszcza, że wybór hybrydowego Sorento w odmianie L AWD pozwala utrzymać cenę poniżej 180 tys. zł i to jest niezła informacja, podczas gdy XL kosztuje o 13 tys. zł drożej. I ma elektryczną pokrywę bagażnika, ja bym dopłacił żeby jej nie było. 

Jest natomiast jeden element wyposażenia, z którego byłoby mi trudno zrezygnować. Pisał o nim już Mikołaj i jest to pojawiający się na zestawie wskaźników obraz z kamery zewnętrznej pod lusterkiem, wyświetlający się w trakcie działania kierunkowskazu. Genialne, choć wymaga zmiany przyzwyczajeń – oprócz patrzenia w lusterko, trzeba jeszcze spojrzeć na wskaźniki. Z początku za każdym razem o tym zapominałem.

Dobrze, to teraz się przejedźmy

Pokrętła do wyboru kierunku jazdy wypychają tradycyjne dźwignie. Kia Sorento też ma pokrętło, które działa inaczej niż pokrętła w innych samochodach. Ciekawe, że nie ma na to żadnej normy, która by to ujednolicała. W Sorento pokrętło wychylamy w lewo lub w prawo (R/D), a do włączania P służy przycisk na jego szczycie. Jak już sobie włączymy D, to możemy jechać. Pracuje tu pod maską silnik 1.6 z turbodoładowaniem łączony z silnikiem elektrycznym.

A teraz konia z rzędem temu, kto odpowie mi na pytanie: czy w Sorento układ AWD jest taki jak w RAV4, czyli z silnikiem elektrycznym przy tylnej osi, który dopędza ją w razie potrzeby, czy jest tu przekładnia kątowa, wał i dyfer. Tak, wiem jaką dostanę odpowiedź: CZEMU NIE POŁOŻYŁEM SIĘ POD AUTEM, ŻEBY TO SPRAWDZIĆ. Powodzenia, wszystko jest osłonięte, jedyne co widać to półośki. Aż tak tarzać się w błocie to mi się nie chciało. Sprawdziłem, że napęd działa wyjeżdżając na piaszczystą drogę – przy mocniejszym wciśnięciu gazu auto dynamicznie ruszało, nie zrywało przyczepności, więc faktycznie – działa. 

Dobrze, to teraz zużycie paliwa

Tyle że pewnie na tę piaszczystą drogę to mało kto zjedzie i będzie jeździł tym autem po dzieci do przedszkola i na trening piłki nożnej. Jako typowa hybryda zamknięta, Sorento samo decyduje kiedy będzie jechało na prądzie, a kiedy na spalinach i informuje o tym kierowcę zapalającą się lub gasnącą kontrolką EV. Jako znany miłośnik hybryd starałem się jak najwięcej turlać się w trybie EV, co zaowocowało zużyciem paliwa na poziomie 7,3-7,4 l/100 km. Jak na tak duży samochód, to bardzo dobry wynik. Ale nie to najbardziej mnie urzekło, a cisza panująca w kabinie. Silnika nie słychać prawie w ogóle, ewentualnie sobie szumi gdzieś w oddali. Nawet pudełkowatość nadwozia nie powoduje powstawania nieprzyjemnych szumów. Szybciej niż 130 km/h nie pojechałem, bo wskaźnik chwilowego spalania skutecznie mnie do tego zniechęcił. Jak to hybryda – w mieście pali mniej niż w trasie. 

Dobrze, to teraz parę słów podsumowania

Nie wiem czy Sorento można odmieniać, ale ja odmienię: Sorentem jeździło mi się świetnie. Jest ogromne i strasznie szerokie, jednak jakoś dawałem sobie z tym radę, po prostu czasem musiałem zaparkować trochę dalej. Tak duży samochód nie jest mi do niczego potrzebny, jednak dawał mi uczucie komfortu i relaksu oraz izolacji od otoczenia. Sorento zupełnie nie jest konkurento Mercedesa, BMW czy Audi, które kupuje się po to, żeby sąsiedzi dostali rozwolnienia i mogłyby być całe z tektury, byle tylko logo się podświetlało. Tu trzeba walczyć o klienta realnymi zaletami, a tych Sorento ma całą masę – siedmioosobowość, hybrydowość, bogatość wyposażenia seryjnego (nawet jeśli nie wszystkie jego elementy są dopracowane do końca) i rozsądną cenę. To, że jest wielkie jak hipopotam i prowadzi się trochę jak hipopotam, w ogóle tu nie przeszkadza.

Podsumowując: dalej nie cierpię wielkich SUV-ów, ale dla Sorento robię mikrowyjątek, bo jest to duży SUV bez całej tej otoczki w rodzaju „jestem lepszy od wszystkich innych, umierajcie biedacy”. I oczywiście jeżdżąc Sorento w tej ciszy i komforcie dalej twierdziłem, że duże SUV-y to zło. Tak, wiem, jest na to takie słowo, które zaczyna się podobnie do hipopotama. 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać