Ciekawostki

Uroczy van zezłomowany przez celników. Poszło o nielegalne logo Volkswagena

Ciekawostki 09.04.2023 585 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 09.04.2023

Uroczy van zezłomowany przez celników. Poszło o nielegalne logo Volkswagena

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk09.04.2023
585 interakcji Dołącz do dyskusji

Pewien amerykański importer samochodów z Japonii stracił czas i pieniądze z powodu kei-vana ze znaczkiem Volkswagena. Uznano, że ten samochód to podróbka i musi trafić do zgniatarki.

Nigdy nie rozumiałem fascynacji busami Volkswagena z lat 60 czy 70. Dzieci-kwiaty, stary Woodstock, przeraźliwie powolny wóz bez hamulców z motorem z Garbusa – to nie moje klimaty, a odkąd kiedyś przejechałem się T2, stłumiłem w sobie tlące się resztki zainteresowania takimi wozami. Kei-vanów też jakoś nie kocham, ale w garażu marzeń miałbym Subaru Libero. Jest urocze, tyle że pewnie bałbym się nim jeździć. Można zginąć po zderzeniu z gołębiem, ale jego omijanie też nie wydaje się najlepszym pomysłem.

A jeśli połączy się kei-vany z autem dzieci-kwiatów?

To całkiem popularny kierunek modyfikacji w Japonii. Tamtejsi specjaliści biorą małe, kanciaste kei-vany i przerabiają je tak, by przypominały Volkswageny T1 z czasów The Doors i wyjątkowej popularności środków psychodelicznych. Dwukolorowe malowanie w charakterystyczny wzór, urocze kołpaki, a także znaczek VW z przodu – i w ten sposób Suzuki Carry czy Subaru Sambar zmieniają charakter. Są jak Japończyk, który zapuścił włosy, założył spodnie dzwony i pojechał grać na gitarze w San Francisco. Nie chodzi tu o to, by zbudować idealną replikę. Nikt się nie nabierze, że kei-van to T1. Chodzi o swego rodzaju hołd. No i o to, by japońskie pudełko wyglądało uroczo.

Niestety, taki kei-van nie powinien przyjeżdżać do Stanów Zjednoczonych

kei-van

Portal The Drive opisuje historię pana Tylera Barga, prowadzącego niewielką firmę Tiki Bunny Imports, zajmującą się sprowadzaniem samochodów z Japonii do USA. Na początku 2021 roku podjął się ściągnięcia Subaru Sambara dla kogoś znajomego. Znalazł interesujący egzemplarz z 1996 roku, z przebiegiem nieco ponad 85 tysięcy kilometrów i z dobrym wyposażeniem, czyli m.in. z rzadkim szyberdachem. Miał też tak przerobione nadwozie, by przypominać VW T1.

Transakcja ze stroną japońską odbyła się bez kłopotów. Barg zapłacił 9500 dolarów i czekał, aż statek przypłynie z Japonii. Wtedy zaczęły się problemy. Amerykańska służba celna (US Customs and Border Protection) musi sprawdzić każdy samochód również pod kątem legalności i praw autorskich. Mogłoby się wydawać, że takie przepisy tyczą się przede wszystkim zegarków czy koszulek lub butów, ale szukanie podrabianego logo Louis Vuitton to nie wszystko. Uroczy kei-van też musiał zostać obejrzany. Niestety, elementem pakietu „upodabniającego” do Volkswagena był… znaczek Volkswagena.

Celnicy zapytali VW, czy kei-van może nosić ich logo

Odpowiedź była oczywiście odmowna, w związku z czym Subaru zostało zatrzymane. Pan Barg nie dowiedział się o tym w porę ze względu na literówkę w adresie e-mail. „„Wtedy tego nie wiedziałem, ale ta literówka kosztowała mnie możliwość wysłania furgonetki z powrotem do Tokio i uratowania jej” – opowiada.

kei-van

Barg złożył przedstawicielom Volkswagena kompromisową propozycje – chciał usunąć znaczek VW, przyczepić logo Subaru, wysłać zdjęcia, które to udowodnią, a potem cieszyć się kei-vanem (i sprzedać go klientowi). Niestety, nie udało się. Samochód nigdy nie został mu zwrócony. Co się z nim dzieje? Prawdopodobnie został „zniszczony i zutylizowany zgodnie z obowiązującymi wytycznymi”.

kei-van

Cała ta sytuacja kosztowała pana Barga sporo nerwów i 9500 dolarów. Klient zadowolił się „zastępczym” Nissanem Pao, tym razem już oznaczonym wyłącznie symbolami „swojej” marki. Bohater artykułu podkreśla, że chciał podzielić się swoją historią, by ostrzec innych. Takie sytuacje w Stanach Zjednoczonych się zdarzają – i tłumaczenia, że kei-van to „hołd” dla Volkswagena, a nie podróbka, zdają się na nic. Podobno VW mógł nawet dochodzić od Barga odszkodowania w wysokości sięgającej połowy wartości wozu. Niech Subaru zostanie Subaru – po co zmieniać coś, co jest dobre? Szkoda wozu.

Fot. zdjęcia z japońskiej aukcji, The Drive

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać