Testy aut nowych

Amerykański Amor mierzył we mnie ze strzelby. Nie trafił. Jeep Gladiator 3.0 V6 – test

Testy aut nowych 13.12.2021 74 interakcje
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 13.12.2021

Amerykański Amor mierzył we mnie ze strzelby. Nie trafił. Jeep Gladiator 3.0 V6 – test

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk13.12.2021
74 interakcje Dołącz do dyskusji

Jeep Gladiator to raczej terenówka z paką niż typowy pickup. Wymaga od właściciela sporej wyrozumiałości, ale przecież miłość podobno jest ślepa.

Czy jechałem kiedyś nowym samochodem, który gorzej nadawałby się na autostradę? – zapytałem sam siebie gdzieś między Warszawą a Żyrardowem. Jeep Gladiator czuje się na wielopasmowej drodze stworzonej do szybkiej jazdy trochę jak strongman, któremu kazano przebiec maraton. Jest kanciasty i wielki, przez co w środku szybko robi się okropnie głośno. Wiatr uderza z hukiem o niemal pionową szybę czołową, opływa lusterka wielkości województwa opolskiego i szumi przy uszczelkach. Opony hałasują jak radio, które zgubiło zasięg. Można się poczuć, jakby siedziało się w wielkiej suszarce do rąk.

Jeep Gladiator test

Precyzja prowadzenia też nie jest najlepsza. To nie jest odpowiednie ogumienie do szaleństw po asfalcie. Ani odpowiednie zawieszenie. Ani układ kierowniczy. Kto nie wierzy, szybko zrozumie to po pierwszym szybciej przejechanym łuku. Wspomniane wyżej lusterka mają sporą ochotę na spotkanie się z asfaltem, a układ kierowniczy jest na tyle mało bezpośredni, że można sobie pomyśleć, że kierownica gra z kołami w głuchy telefon.

Jak Jeep Gladiator radzi sobie w mieście?

Jeep Gladiator test

Tutaj znowu miałem skojarzenia ze strongmanem – tyle że tym razem takim, któremu kazano wcisnąć się w koszulkę w rozmiarze „S”. Ogromne wymiary Gladiatora utrudniają niemal wszystkie miejskie czynności i manewry. Za sprawą swojej długości, wynoszącej niemal 5,6 metra, Jeep wystaje z właściwie każdego miejsca parkingowego. Zwrotność też nie jest najlepsza, a skrajne położenia układu kierowniczego dzieli 3,5 obrotu, więc wyjazd z ciasnej przestrzeni (czyli z każdej, w którą wjeżdża się Gladiatorem, chyba że jest się za Oceanem) oznacza długie zmagania z kierownicą.

Nie jest to więc najlepsze auto do sobotniego wyjazdu na zakupy…

…również dlatego, że nie ma w nim bagażnika. Torby z jedzeniem na cały tydzień można położyć na tylnej kanapie, ale jeśli ktoś tam siedzi (na marginesie: miejsca jest wystarczająco dla dorosłych), robi się kłopot. Pozostaje paka o wymiarach 153 na 144 cm (szerokość między nadkolami spada do 113 cm). Owszem, w testowanym egzemplarzu jest zakrywana zwijaną roletą, można zamówić przegródki, które zabezpieczają ładunek od nadmiernego podróżowania, ale wkładanie i wyjmowanie zakupów z paki i tak nie jest wygodne.

Oprócz tego, zakupy… nie mogą ważyć zbyt wiele. Gladiator nie nada się też do wożenia naprawdę ciężkich towarów. Jego ładowność to tylko 613 kg. To nie jest konkurent typowych, roboczych pickupów. Jego największy rywal to zwykły Wrangler. No, może jeszcze Ford Ranger Raptor. Też woli zabawę od pracy i dźwigania.

W takim razie może Jeep Gladiator idealnie nadaje się w teren?

Jeep Gladiator test

Tutaj rzeczywiście sytuacja jest inna. Gladiator ma poważny prześwit – 28 cm. Moc na koła przenosi zaawansowany napęd na cztery koła, z kilkoma trybami pracy. Jest reduktor, są elektroniczne blokady mechanizmów różnicowych, a kąty zejścia (26 stopni), natarcia (43,6 stopnia) i rampowy (20,3 stopnia) mogą robić wrażenie. Ale długość auta i jego rozstaw osi (ponad 3,5 metra) sprawiają, że Gladiatorem relatywnie łatwo się gdzieś albo nie zmieścić, albo zawiesić. Wspomniany Wrangler poradzi sobie w błocie lepiej.

Pozostaje jeszcze kwestia ciągnięcia przyczepy, bo pickupy często są kupowane w tym celu. Niestety, tutaj Gladiator też nie błyszczy. Jego uciąg wynosi 2,7 tony. Konkurenci biorą na hak i po 3,5 t.

Ale to nie znaczy, że amerykański pickup nie ma zalet

Jedną z nich jest silnik. Trzylitrowy, sześciocylindrowy diesel (cylindry w układzie „V”) ma 264 KM i wytwarza mocarne 600 Nm. Nie tylko przyjemnie brzmi, ale i doskonale rozpędza Gladiatora. Czasami bywa to aż przerażające, gdy weźmie się pod uwagę to, jak Jeep zachowuje się na asfalcie i to, ile waży – i co za tym idzie, jak hamuje. Wersja V8, o której plotkowało się w USA, przyprawiałaby o siwe włosy.

Tak czy inaczej, setka w 8,6 s to tutaj bardzo dobry wynik. Mocy i momentu obrotowego nie brakuje ani przy wyprzedzaniu ani podczas wygrzebywania się z offroadowych tarapatów. Ośmiobiegowa skrzynia działa płynnie i wystarczająco szybko. W dodatku diesel V6 jest dość oszczędny. Na drodze krajowej pali ok. 8,5 litra na 100 km, na autostradzie (przy prędkości do 120 km/h, bo i tak nie chce jeździć się tym autem szybciej) o litr więcej. W mieście około 10-11 litrów. Nieźle.

Jeep Gladiator najlepiej czuje się na drogach krajowych

Przy prędkościach ok. 90 km/h w środku jest jeszcze całkiem cicho. Można wygodnie rozsiąść się na ogromnym, miękkim fotelu i patrzeć na spokojnie przesuwający się za oknami świat, delektując się wysoką pozycją za kierownicą i słuchając muzyki z dobrej jakości zestawu audio. Inni kierowcy traktują Jeepa z szacunkiem, raczej nie porywając się na zajeżdżanie mu drogi czy wyprzedzanie na żyletki. Zawieszenie i ogromne koła skutecznie tłumią nierówności… i jest po prostu przyjemnie. Nawet pomimo braku podnóżka na lewą stopę.

Największą zaletą jest jednak charakter tego samochodu

Jeep Gladiator test

Wyżej napisałem, że Jeep Gladiator tak naprawdę nie jest wymarzonym samochodem ani na trasę, ani do miasta, ani do pracy czy w teren. Kto w takim razie powinien go kupić?

Oto auto dla kogoś, kto się w nim zakocha. Nie wątpię, że tacy będą, bo Gladiator skutecznie rzuca czar. Niektórych przekona już samym wyglądem. Innych zachwyci pozycją za kierownicą i detalami w rodzaju „odsłoniętych” zawiasów drzwi czy rysunku Willysa wspinającego się po przedniej szybie. Są i tacy, którzy pokochają jazdę z wiatrem we włosach. Da się tu bowiem położyć przednią szybę i zdjąć panele dachowe znad głów kierowcy i pasażera z przodu. Tylko może nie w grudniu.

Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś może potrzebować Gladiatora

To nie jest auto, które kupuje się „po coś” – chyba że chodzi o mobilną reklamę firmy. Wydanie co najmniej 339 900 zł (w wersji takiej, jak testowana – bliżej 375 tysięcy) na Gladiatora musi być efektem miłości. Lepiej, by była to miłość, a nie chwilowe zauroczenie, bo ono może prysnąć. Może na autostradzie, a może pod marketem.

Jeśli zakochasz się w Gladiatorze, pewnie wszystko mu wybaczysz. Ja przeżyłem postrzał amerykańskiego Amora. Kula (bo przecież nie strzała) chybiła. Ale doceniam to auto, bo jest jedyne w swoim rodzaju i niedługo już takich nie będzie. Oddałem go z pewną ulgą… a chwilę później już zatęskniłem. Tak już jest z niedoskonałymi, bezsensownymi, ale charakternymi wozami.

Fot. Chris Girard

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać