Odpowiadam posłankom: tak, w Polsce można jeździć rowerem
Wiadomości 24.08.2020Szanowny Panie Ministrze Infrastruktury, nie musisz się już męczyć z odpowiedzią na interpelację numer 8936. Zrobiłem to za Ciebie.
I wcale nie była to przyjemna robota, więc bardzo współczuję, jeśli sam będziesz musiał i tak przygotować swoją odpowiedź.
Co to za interpelacja numer 8936?
To interpelacja (pełny tekst tutaj), przygotowana przez posłanki Monikę Rosę, Klaudię Jachirę, Urszulę Zielińską i Małgorzatę Tracz. Zgodnie z tytułem, jest to interpelacja:
w sprawie zmiany przepisów o ruchu drogowym i sytuacji rowerzystów na drogach
I choć teoretycznie powinienem się cieszyć, że ktoś postanowił upomnieć się o rowerzystów, to sposób, w jaki to zrobiono, woła o pomstę do nieba i – gdyby tego było mało – wręcz szkodzi osobom poruszającym się na dwóch kółkach.
A teraz, skoro mamy wstęp, zajmijmy się pytaniami z interpelacji. W odwrotnej kolejności. O co pytały posłanki i jak można na te pytania odpowiedzieć?
Czy zostaną wprowadzone zmiany definiujące i różnicujące rowerzystów na: przemieszczających się, dojeżdżających, turystyczno-rekreacyjnych, sportowych szosowych?
Nie. Nie. Proszę, nie.
Po pierwsze – czemu miałoby to służyć? Był już jeden pomysł, który mógłby to wyjaśniać, ale jest tak absurdalny, że nawet nie warto o nim wspominać (ale można dać linka). Chociaż trochę boję się, że o to mogłoby chodzić przy takim podziale, co trochę mnie przeraża. Skoro można byłoby bowiem sportowym rowerzystom tu i tam przyznać ulgi od prawa, to dlaczego nie zrobić tego w przypadku kierowców samochodów sportowych? W końcu powinno być uczciwie.
Po drugie – jak miałoby to wyglądać i według jakich kryteriów byłaby przeprowadzana rejestracja oraz klasyfikacja? Czy jeśli mam rower szosowy, ale jeżdżę nim do sklepu, to jestem rowerzystą przemieszczającym się, a jeśli postanowię na nim potrenować, to muszę się zgłosić do przerejestrowania na rowerzystę sportowo-szosowego? A może przed rejestracją na rowerzystę sportowo-szosowego przeprowadzany jest rządowy test FTP i jeśli wycisnę mniej niż 4 W / kg, to nie dostaję papierka i zostaję rowerzystą turystyczno-rekreacyjnym?
A co w sytuacji, kiedy jadę rowerem na wakacje nad morze? Jestem wtedy bezdyskusyjnie rowerzystą przemieszczającym się, dojeżdżającym, turystyczno-rekreacyjnym, a jak docisnę, to przy okazji sportowo-szosowym.
Doskonały pomysł, skomplikujmy prawo jeszcze bardziej!
Czy w Polsce zostaną wprowadzone zapisy mówiące o minimalnej odległości wymaganej do wyprzedzania rowerzysty w wymiarze 1,5 metra?
Po pierwsze – już odpowiedziano na to pytanie kilka dni temu i nie planuje się takich zmian. Zostaje więc na razie uwzględniony w przepisach 1 m, którzy – możecie wierzyć – nie jest zbyt komfortowy z perspektywy rowerzysty.
Po drugie – prawo prawem, praktyka praktyką. Można wprowadzić w przepisach 1,5 m, jasne, będzie bardzo miło. Natomiast problem z tym przepisem będzie taki, że będzie on kompletnie martwy w praktyce. Bo i jak – wprowadzimy odcinkowy pomiar odległości od wyprzedzanego rowerzysty? Ewentualna wykrywalność w dotychczasowych warunkach będzie właściwie zerowa.
Dużo chętniej widziałbym kontynuowanie edukacji w tym zakresie, bo i tak jest już na drogach pod tym względem o wiele lepiej, niż jeszcze jakiś czas temu. Plus może działania takie, jak prowadzi np. policja w Londynie – nieoznakowani policjanci na rowerach z kamerami, wyłapujący przypadki zdecydowanie zbyt bliskiego wyprzedzania przez samochody. To jakoś może zadziałać – nie kolejny martwy przepis.
Dear bad drivers,
Are you sure the cyclists you’re about to close pass isn’t us in plain clothes?Ensure that your overtaking is safe and legal.
You never know who you’re overtaking or who’s waiting round the next bend. pic.twitter.com/kTZZjSFMZf
— Roads Policing Unit (RPU) – Surrey Police – UK (@SurreyRoadCops) August 22, 2020
Jak Ministerstwo definiuje zapis mówiący o tym, kiedy jezdnia nadaje się do jazdy przez rowerzystę, a kiedy nie?
O tyle dziwne pytanie, że chyba żaden rowerzysta nie ma (a przynajmniej nie powinien mieć wątpliwości), kiedy może jeździć po jezdni.
Jeśli:
- nie ma ścieżki rowerowej
- nie jest to droga szybkiego ruchu
- nie jest to autostrada
- nie jedzie pod prąd (dopisałem na wszelki wypadek)
To może jechać po jezdni. Koniec filozofii. I jest – a przynajmniej powinien być – traktowany jako pełnoprawny uczestnik ruchu. Ba, nawet ma całkiem sporo dodatkowych przywilejów.
Czy według obecnych przepisów rowerzysta może poruszać się po jezdni?
Tak. Chyba że zachodzi z którychś punktów powyżej.
Serio, to jest pytanie z interpelacji.
Czy w ocenie Ministerstwa możliwe jest nowe zdefiniowanie roweru w przepisach o prawie drogowym? Jeżeli tak, to jaką definicję proponuje Ministerstwo?
To jest ten moment, kiedy rozważasz zrobienie facepalma biurkiem, ale przypominasz sobie, że biurko jest z Ikei i może tego nie wytrzymać. Dla przypomnienia, rower według obecnej definicji z prawa o ruchu drogowym to:
pojazd o szerokości nieprzekraczającej 0,9 m poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem; rower może być wyposażony w uruchamiany naciskiem na pedały pomocniczy napęd elektryczny zasilany prądem o napięciu nie wyższym niż 48 V o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W, którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km/h.
Co posłanki chcą w tej definicji zmienić – nie mam bladego pojęcia. Zerkam na swój rower i powyższy opis definiuje go całkiem sprawnie. Gdyby ktoś pytał, to rowery cargo też są opisane w prawie o ruchu drogowym.
Podejrzewam, że posłanki pomyliły po prostu prawną definicję z powszechnym postrzeganiem rowerów, zgodnie z którym jak ktoś nie ma czterech kółek i silnika, to jest mniej ważny na drodze i pewnie mu się nie spieszy. Ale to nie ma żadnego związku z obowiązującym prawem i definicją.
Czy Ministerstwo pracuje nad dostosowaniem przepisów w zakresie ruchu rowerowego do tych, które obowiązują w większości wysokorozwiniętych krajów UE (Holandia, Niemcy, Hiszpania i inne), a także do przepisów konwencji wiedeńskiej o ruchu drogowym z 1988 roku, w kwestii m.in. niespójności krzyżowania ruchu samochodowego z ruchem pieszych i rowerzystów oraz braku skutecznej ochrony słabszych uczestników ruchu? Jeżeli tak, to na jakim etapie znajdują się prace?
To jest na tyle ogólnie zapisane, że w sumie nie do końca wiadomo, o co chodzi, ale zakładam, że fragment o niespójności krzyżowania ruchu samochodowego z ruchem (…) rowerzystów dotyczy tego, co na podobne hasło można znaleźć w Wikipedii:
niespójne przepisy dotyczące krzyżowania ruchu samochodowego z ruchem pieszych i rowerzystów, niechroniące skutecznie słabszych uczestników ruchu; m.in. brak jednoznacznego pierwszeństwa – przy zmianie kierunku ruchu przez kierującego samochodem – przejazdu po przejazdach rowerowych
Domyślam się, że chodziło o ten ostatni fragment, czyli pierwszeństwo rowerzysty na przejeździe rowerowym w sytuacji, kiedy np. kierowca skręca z drogi, przejeżdżając przez ten przejazd. Słusznie, tylko… od niemal 10 lat jest to uregulowane prawnie (art. 27 1a, ustawa prawo o ruchu drogowym). Kierowca w takiej sytuacji ma zachować ostrożność i przepuścić rowerzystę na przejeździe. Rowerzysta ma natomiast zachować ostrożność i ma pierwszeństwo.
Co jest tutaj niejasne i co trzeba zmienić?
Posłanki zarzucają też Ministrowi Infrastruktury, że mamy „archaiczne przepisy”.
Jest to o tyle ciekawe, że większość przepisów jest spójna z tymi, które mają wysokorozwinięte kraje UE. A nie, przepraszam. Taka Holandia czy Niemcy mają w prawie absolutny zakaz jazdy rowerem po chodnikach, chyba że znajdą się odpowiednie znaki, które na to pozwalają. Z kolei taka Wielka Brytania wciąż ma przepis, który w odpowiednich warunkach nakazuje rowerzyście zjazd z drogi i przepuszczenie samochodów, jeśli blokuje ruch.
U nas tego od dłuższego czasu nie ma (a było!).
Ok, Holendrzy mają kilka ciekawych przepisów (np. o domniemaniu winy/niewinności w przypadku kolizji auto – rower), ale to detale.
Drogie posłanki, rower już jest prawnie równoprawnym użytkownikiem dróg. I to nie prawo trzeba zmieniać.
Jeżeli w tej interpelacji jest cokolwiek wartego faktycznej analizy, to jest to wzmianka (malutka!) o infrastrukturze rowerowej. Tak, ta jest dopiero raczkująca. Tak, to ona stanowi jeden z głównych problemów. Tak, przydałby się krajowy plan rozbudowy sieci dróg rowerowych. Tak, przydałoby się nad nim popracować z jakimś długofalowym podejściem, zamiast twierdzić, że w sumie nie ma potrzeby, bo przecież ścieżki rowerowe stoją puste (jakoś dane z Warszawy temu przeczą) Długofalowy, bo przecież Holandii dojście do obecnego poziomu zajęło niemal pół wieku. I nie, nie zrobimy w Polsce drugiej Holandii zmieniając prawo. Tym bardziej w tak nieumiejętny sposób.
Drugą rzeczą, nad którą warto popracować jest… mentalne podejście do przemieszczania się na rowerze. Że to jest normalny środek transportu i że jest – w określonych sytuacjach – równoprawnym pojazdem na drodze i tak też trzeba go traktować.
Tyle tylko, że to już w prawie zapisane jest.