Wiadomości

Odpowiadam posłankom: tak, w Polsce można jeździć rowerem

Wiadomości 24.08.2020 282 interakcje

Odpowiadam posłankom: tak, w Polsce można jeździć rowerem

Piotr Barycki
Piotr Barycki24.08.2020
282 interakcje Dołącz do dyskusji

Szanowny Panie Ministrze Infrastruktury, nie musisz się już męczyć z odpowiedzią na interpelację numer 8936. Zrobiłem to za Ciebie.

I wcale nie była to przyjemna robota, więc bardzo współczuję, jeśli sam będziesz musiał i tak przygotować swoją odpowiedź.

Co to za interpelacja numer 8936?

To interpelacja (pełny tekst tutaj), przygotowana przez posłanki Monikę Rosę, Klaudię Jachirę, Urszulę Zielińską i Małgorzatę Tracz. Zgodnie z tytułem, jest to interpelacja:

w sprawie zmiany przepisów o ruchu drogowym i sytuacji rowerzystów na drogach

I choć teoretycznie powinienem się cieszyć, że ktoś postanowił upomnieć się o rowerzystów, to sposób, w jaki to zrobiono, woła o pomstę do nieba i – gdyby tego było mało – wręcz szkodzi osobom poruszającym się na dwóch kółkach.

A teraz, skoro mamy wstęp, zajmijmy się pytaniami z interpelacji. W odwrotnej kolejności. O co pytały posłanki i jak można na te pytania odpowiedzieć?

Czy zostaną wprowadzone zmiany definiujące i różnicujące rowerzystów na: przemieszczających się, dojeżdżających, turystyczno-rekreacyjnych, sportowych szosowych?

Nie. Nie. Proszę, nie.

Po pierwsze – czemu miałoby to służyć? Był już jeden pomysł, który mógłby to wyjaśniać, ale jest tak absurdalny, że nawet nie warto o nim wspominać (ale można dać linka). Chociaż trochę boję się, że o to mogłoby chodzić przy takim podziale, co trochę mnie przeraża. Skoro można byłoby bowiem sportowym rowerzystom tu i tam przyznać ulgi od prawa, to dlaczego nie zrobić tego w przypadku kierowców samochodów sportowych? W końcu powinno być uczciwie.

Po drugie – jak miałoby to wyglądać i według jakich kryteriów byłaby przeprowadzana rejestracja oraz klasyfikacja? Czy jeśli mam rower szosowy, ale jeżdżę nim do sklepu, to jestem rowerzystą przemieszczającym się, a jeśli postanowię na nim potrenować, to muszę się zgłosić do przerejestrowania na rowerzystę sportowo-szosowego? A może przed rejestracją na rowerzystę sportowo-szosowego przeprowadzany jest rządowy test FTP i jeśli wycisnę mniej niż 4 W / kg, to nie dostaję papierka i zostaję rowerzystą turystyczno-rekreacyjnym?

A co w sytuacji, kiedy jadę rowerem na wakacje nad morze? Jestem wtedy bezdyskusyjnie rowerzystą przemieszczającym się, dojeżdżającym, turystyczno-rekreacyjnym, a jak docisnę, to przy okazji sportowo-szosowym.

Doskonały pomysł, skomplikujmy prawo jeszcze bardziej!

Czy w Polsce zostaną wprowadzone zapisy mówiące o minimalnej odległości wymaganej do wyprzedzania rowerzysty w wymiarze 1,5 metra?

Po pierwsze – już odpowiedziano na to pytanie kilka dni temu i nie planuje się takich zmian. Zostaje więc na razie uwzględniony w przepisach 1 m, którzy – możecie wierzyć – nie jest zbyt komfortowy z perspektywy rowerzysty.

Po drugie – prawo prawem, praktyka praktyką. Można wprowadzić w przepisach 1,5 m, jasne, będzie bardzo miło. Natomiast problem z tym przepisem będzie taki, że będzie on kompletnie martwy w praktyce. Bo i jak – wprowadzimy odcinkowy pomiar odległości od wyprzedzanego rowerzysty? Ewentualna wykrywalność w dotychczasowych warunkach będzie właściwie zerowa.

Dużo chętniej widziałbym kontynuowanie edukacji w tym zakresie, bo i tak jest już na drogach pod tym względem o wiele lepiej, niż jeszcze jakiś czas temu. Plus może działania takie, jak prowadzi np. policja w Londynie – nieoznakowani policjanci na rowerach z kamerami, wyłapujący przypadki zdecydowanie zbyt bliskiego wyprzedzania przez samochody. To jakoś może zadziałać – nie kolejny martwy przepis.

Jak Ministerstwo definiuje zapis mówiący o tym, kiedy jezdnia nadaje się do jazdy przez rowerzystę, a kiedy nie?

O tyle dziwne pytanie, że chyba żaden rowerzysta nie ma (a przynajmniej nie powinien mieć wątpliwości), kiedy może jeździć po jezdni.

Jeśli:

  • nie ma ścieżki rowerowej
  • nie jest to droga szybkiego ruchu
  • nie jest to autostrada
  • nie jedzie pod prąd (dopisałem na wszelki wypadek)

To może jechać po jezdni. Koniec filozofii. I jest – a przynajmniej powinien być – traktowany jako pełnoprawny uczestnik ruchu. Ba, nawet ma całkiem sporo dodatkowych przywilejów.

Czy według obecnych przepisów rowerzysta może poruszać się po jezdni?

Tak. Chyba że zachodzi z którychś punktów powyżej.

Serio, to jest pytanie z interpelacji.

Czy w ocenie Ministerstwa możliwe jest nowe zdefiniowanie roweru w przepisach o prawie drogowym? Jeżeli tak, to jaką definicję proponuje Ministerstwo?

To jest ten moment, kiedy rozważasz zrobienie facepalma biurkiem, ale przypominasz sobie, że biurko jest z Ikei i może tego nie wytrzymać. Dla przypomnienia, rower według obecnej definicji z prawa o ruchu drogowym to:

pojazd o szerokości nieprzekraczającej 0,9 m poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem; rower może być wyposażony w uruchamiany naciskiem na pedały pomocniczy napęd elektryczny zasilany prądem o napięciu nie wyższym niż 48 V o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W, którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km/h.

Co posłanki chcą w tej definicji zmienić – nie mam bladego pojęcia. Zerkam na swój rower i powyższy opis definiuje go całkiem sprawnie. Gdyby ktoś pytał, to rowery cargo też są opisane w prawie o ruchu drogowym.

Podejrzewam, że posłanki pomyliły po prostu prawną definicję z powszechnym postrzeganiem rowerów, zgodnie z którym jak ktoś nie ma czterech kółek i silnika, to jest mniej ważny na drodze i pewnie mu się nie spieszy. Ale to nie ma żadnego związku z obowiązującym prawem i definicją.

Czy Ministerstwo pracuje nad dostosowaniem przepisów w zakresie ruchu rowerowego do tych, które obowiązują w większości wysokorozwiniętych krajów UE (Holandia, Niemcy, Hiszpania i inne), a także do przepisów konwencji wiedeńskiej o ruchu drogowym z 1988 roku, w kwestii m.in. niespójności krzyżowania ruchu samochodowego z ruchem pieszych i rowerzystów oraz braku skutecznej ochrony słabszych uczestników ruchu? Jeżeli tak, to na jakim etapie znajdują się prace?

To jest na tyle ogólnie zapisane, że w sumie nie do końca wiadomo, o co chodzi, ale zakładam, że fragment o niespójności krzyżowania ruchu samochodowego z ruchem (…) rowerzystów dotyczy tego, co na podobne hasło można znaleźć w Wikipedii:

niespójne przepisy dotyczące krzyżowania ruchu samochodowego z ruchem pieszych i rowerzystów, niechroniące skutecznie słabszych uczestników ruchu; m.in. brak jednoznacznego pierwszeństwa – przy zmianie kierunku ruchu przez kierującego samochodem – przejazdu po przejazdach rowerowych

Domyślam się, że chodziło o ten ostatni fragment, czyli pierwszeństwo rowerzysty na przejeździe rowerowym w sytuacji, kiedy np. kierowca skręca z drogi, przejeżdżając przez ten przejazd. Słusznie, tylko… od niemal 10 lat jest to uregulowane prawnie (art. 27 1a, ustawa prawo o ruchu drogowym). Kierowca w takiej sytuacji ma zachować ostrożność i przepuścić rowerzystę na przejeździe. Rowerzysta ma natomiast zachować ostrożność i ma pierwszeństwo.

Co jest tutaj niejasne i co trzeba zmienić?

Posłanki zarzucają też Ministrowi Infrastruktury, że mamy „archaiczne przepisy”.

Jest to o tyle ciekawe, że większość przepisów jest spójna z tymi, które mają wysokorozwinięte kraje UE. A nie, przepraszam. Taka Holandia czy Niemcy mają w prawie absolutny zakaz jazdy rowerem po chodnikach, chyba że znajdą się odpowiednie znaki, które na to pozwalają. Z kolei taka Wielka Brytania wciąż ma przepis, który w odpowiednich warunkach nakazuje rowerzyście zjazd z drogi i przepuszczenie samochodów, jeśli blokuje ruch.

U nas tego od dłuższego czasu nie ma (a było!).

Ok, Holendrzy mają kilka ciekawych przepisów (np. o domniemaniu winy/niewinności w przypadku kolizji auto – rower), ale to detale.

Drogie posłanki, rower już jest prawnie równoprawnym użytkownikiem dróg. I to nie prawo trzeba zmieniać.

Jeżeli w tej interpelacji jest cokolwiek wartego faktycznej analizy, to jest to wzmianka (malutka!) o infrastrukturze rowerowej. Tak, ta jest dopiero raczkująca. Tak, to ona stanowi jeden z głównych problemów. Tak, przydałby się krajowy plan rozbudowy sieci dróg rowerowych. Tak, przydałoby się nad nim popracować z jakimś długofalowym podejściem, zamiast twierdzić, że w sumie nie ma potrzeby, bo przecież ścieżki rowerowe stoją puste (jakoś dane z Warszawy temu przeczą) Długofalowy, bo przecież Holandii dojście do obecnego poziomu zajęło niemal pół wieku. I nie, nie zrobimy w Polsce drugiej Holandii zmieniając prawo. Tym bardziej w tak nieumiejętny sposób.

Drugą rzeczą, nad którą warto popracować jest… mentalne podejście do przemieszczania się na rowerze. Że to jest normalny środek transportu i że jest – w określonych sytuacjach – równoprawnym pojazdem na drodze i tak też trzeba go traktować.

Tyle tylko, że to już w prawie zapisane jest.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać