Lokowanie produktu

Jak to działa: adaptacyjny tempomat

Lokowanie produktu 15.10.2018 18 interakcji

Jak to działa: adaptacyjny tempomat

Piotr Barycki
Piotr Barycki15.10.2018
18 interakcji Dołącz do dyskusji

Wciskasz jeden przycisk na kierownicy i możesz zapomnieć o nieustannym, naprzemiennym wciskaniu pedału przyspieszenia i hamulca, a całą pracę wykona za ciebie komputer. Brzmi jak drogi dodatek do luksusowego samochodu? Niekoniecznie – adaptacyjny tempomat jest już często wyposażeniem dużo tańszych pojazdów.

Tak, adaptacyjny tempomat, czyli coś, co jeszcze niedawno traktowaliśmy jako przejaw luksusu, niedostępny dla większości kierowców, dziś można znaleźć nawet w samochodach, które kosztują mniej niż 50 tys. zł. Jak działa to rozwiązanie, kiedy może okazać się przydatne i od czego to wszystko się zaczęło?

Na początku było… no właśnie nie było nic.

W wielu samochodach nadal w kwestii automatyzacji jazdy nie znajdziemy żadnych udogodnień. Jeśli chcemy przyspieszyć – wciskamy pedał przyspieszenia. Jeśli chcemy zwolnić – pedał hamulca. I tak przez wszystkie godziny jazdy.

Długa jazda bez tempomatu potrafi być męcząca. Na szczęście nawet adaptacyjny tempomat nie musi kosztować fortuny.

Pierwszy samochodowy tempomat powstał jednak już w 1945 r. w Stanach Zjednoczonych. Według historii, jego twórca, Ralph Teetor, wpadł na ten pomysł w trakcie jazdy ze swoim prawnikiem, który irytował go, zwalniając podczas mówienia i przyspieszając podczas słuchania.

Stany Zjednoczone okazały się doskonałym rynkiem dla tempomatu. Już rok po wprowadzeniu tego rozwiązania do najwyższych modeli Chryslera (1958 r.), konieczne okazało się zaoferowanie tego dodatku we wszystkich sprzedawanych przez tego producenta autach. To samo później musieli zrobić pozostali producenci.

Jak działa klasyczny tempomat?

Zasada działania tego systemu jest prosta. Kierowca, za pomocą dźwigni lub przycisków wybiera prędkość, z którą chce się poruszać. Od momentu aktywacji tempomatu samochód na bazie danych z czujników określa aktualną prędkość przejazdu i utrzymuje ją, mechanicznie lub elektronicznie sterując przepustnicą.

Standardowym ograniczeniem tempomatu jest prędkość minimalna i maksymalna. Pomiędzy tymi prędkościami tempomat będzie stale utrzymywał zadaną prędkość, niezależnie od warunków.

Co jest jednocześnie największą zaletą, jak i wadą zwykłego tempomatu.

Zwykły tempomat kontra tempomat adaptacyjny.

Najprostsze wersje tempomatu nadają się na długie odcinki, gdzie nie spotkamy zbyt wielu samochodów. Jeśli musimy zahamować, tempomat wyłącza się i trzeba go ponownie aktywować.

Na rozwiazanie tego problemu musieliśmy jednak czekać do początków XX w., kiedy producenci zaczęli wprowadzać do sprzedaży nową generacje tempomatów – tempomaty adaptacyjne.

Podstawowe założenia systemu nie uległy zmianie – kierowca zadaje wybraną przez siebie prędkość, którą następnie samochód stara się utrzymać. Kluczową różnicą jest fakt, że utrzymuje wybraną prędkość tylko wtedy, kiedy jest taka możliwość. W pozostałych przypadkach ta jest dostosowywana do warunków na drodze, w tym przede wszystkim samochodu jadącego przed nami.

Sterowanie adaptacyjnym tempomatem jest banalnie proste. W Suzuki Baleno wystarczy nacisnąć jeden przycisk na kierownicy.

Zamiast pędzącego ze stałą prędkością pocisku mamy więc do czynienia z pojazdem, który gdy wykryje auto poprzedzające go, zwolni, dostosuje się do jego prędkości i utrzyma dodatkowo zadany przez kierowcę dystans. Kiedy auto z przodu przyspieszy – przyspieszy również pojazd z adaptacyjnym tempomatem. Kiedy znów zwolni – zwolni też sterowany przez komputer samochód.

Adaptacyjny tempomat – jak to działa?

Tak jak przy zwykłym tempomacie, tak samo i tutaj system reguluje prędkość z wykorzystaniem (obecnie) elektronicznego sterowania przepustnicą.

Zmienia się sposób ustalania, z jaką prędkością maksymalną możemy się aktualnie poruszać. Do tego niezbędne są dodatkowe dane, pochodzące przeważnie z radaru fal milimetrowych, ukrytego najczęściej za atrapą chłodnicy. Urządzenie emituje fale elektromagnetyczne, które odbijają się od znajdujących się przed nim obiektów.

Radar jest przeważnie ukryty za atrapą chłodnicy. Nie musimy obawiać się, że będzie szpecił auto.

Po odbiciu się fal od innych samochodów i odebraniu promieniowania, komputer pokładowy jest w stanie określić prędkość innych samochodów, a także ich położenie względem nas. A na podstawie tych danych łatwo już ustalić, z jaką prędkością powinien się poruszać nasz samochód, żeby zachować odpowiedni dystans.

Adaptacyjny tempomat – dlaczego nie ma go w każdym samochodzie?

Odpowiedź jest prosta – technologia potrzebna do stworzenia kompletnego systemu adaptacyjnego tempomatu była początkowo niesamowicie kosztowna i słabo dostępna. I tak przyzwyczailiśmy się do tego, że adaptacyjny tempomat to zabawka dla bogatych, a kupując mały i sensownie wyceniony samochód nie ma sensu nawet go rozważać, nawet jeśli pojawia się (co też nie zdarza się zawsze) na liście opcji. Czy słusznie? Nie.

Przykładowo niedawno Mikołaj wziął na warsztat reprezentanta segmentu B, którego cena zaczyna się od niecałych 44 tys. zł – Suzuki Baleno. W najtańszej odmianie wprawdzie adaptacyjnego tempomatu nie uświadczymy, ale w wersji wyposażenia Premium Plus jest on już elementem wyposażenia standardowego. Tak, za jego obecność na pokładzie nie trzeba dopłacić ani grosza.

Owszem, wersja wyposażenia Premium Plus oznacza dopłatę 5 tys. zł (48 900 zł, 1.2 DualJet), ale nie płacimy tutaj wyłącznie za lepszą wersję tempomatu. W pakiecie są m.in. podgrzewane fotele, skórzana kierownica, odtwarzacz multimedialny z USB i dodatkowymi głośnikami, zestaw Bluetooth, zdalnie sterowany zamek centralny, dzielone oparcie tylnej kanapy, podwójna podłoga bagażnika, elektrycznie sterowane lusterka zewnętrzne z podgrzewaniem i kilka mniejszych dodatków.

Mało tego, w wersji Premium Plus w standardowym wyposażeniu pojawia się dodatkowo system Radar Brake Support, który w awaryjnej sytuacji wspomoże kierowcę przy hamowaniu lub zahamuje za niego. I to wszystko w samochodzie, który w tej wersji wyposażenia kosztuje… mniej niż 50 tys.

Powtórzenie tego wyniku w przypadku samochodów konkurencji może być dość trudnym wyzwaniem. W innym samochodzie tego samego segmentu chęć posiadania adaptacyjnego tempomatu wymusza wybranie wersji wyposażenia i silnikowej wycenionej na 51 tys. zł, a potem jeszcze dopłaty prawie 3 tys. zł. Kolejny producent z kolei zmusza do wybrania jednej z dwóch najwyższych wersji wyposażenia (52 570 zł), po czym jeszcze oczekuje dopłaty za pakiet o wartości 2 tys. zł.

Adaptacyjny tempomat przestał być więc wyposażeniem zarezerwowanym wyłącznie dla luksusowych limuzyn, co najlepiej potwierdza fakt, że jest już powszechną opcją w segmencie B. Wciąż jednak jednak wielu producentów traktuje go jako coś ekstra, czego nawet w wyższych opcjach wyposażenia nie trzeba oferować w standardzie.

Na szczęście niektórzy mają do tej sprawy inne podejście.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać