Ciekawostki

Ludzie kupowali elektryki i hybrydy bo chcieli jeździć taniej. Dopłaty się skończyły, skończył się popyt

Ciekawostki 12.10.2018 53 interakcje
Adam Majcherek
Adam Majcherek 12.10.2018

Ludzie kupowali elektryki i hybrydy bo chcieli jeździć taniej. Dopłaty się skończyły, skończył się popyt

Adam Majcherek
Adam Majcherek12.10.2018
53 interakcje Dołącz do dyskusji

Ekolodzy wciąż przestrzegają przed zagrożeniami jakie niesie za sobą rosnąca emisja CO2. Unia zaostrza przepisy dotyczące emisji i żąda osiągnięcia nierealnych wyników w zbyt krótkim okresie. A klienci swoje…

Coraz więcej kierowców faktycznie przesiada się więc do hybryd, hybryd typu plug-in i samochodów elektrycznych. Kolejne kraje chwalą się coraz wyższym udziałem zelektryfikowanych samochodów w ogólnej liczbie rejestracji nowych aut. Jednak wszystko bierze w łeb, gdy sprawa rozbija się o pieniądze. A właściwie o ich brak.

Są korzyści – ludzie chcą być eko. 

W wielu europejskich krajach zakup samochodów z napędem hybrydowym lub elektrycznym wiązał się z różnymi korzyściami. Najbardziej swych mieszkańców rozpieszcza Norwegia. Zakup bez VAT i podatku importowego, możliwość wjazdu na bus pasy, a nawet znaczne zniżki w przejazdach promami. Do tego zielona energia elektryczna z hydroelektrowni – nic dziwnego, że Norwegowie poczuli potrzebę bycia „zielonymi” i ponad połowa nowych samochodów rejestrowanych w tym kraju to hybrydy i elektryki.

Nie ma korzyści – ochota nagle przechodzi

Poszczególne kraje w ramach własnych możliwości finansowych i zapatrywań na temat ekologicznej motoryzacji proponowały dotąd różne rodzaje subwencji, ulg podatkowych i innych zachęt, które miały przekonać tych, którym nie wystarczyła świadomość ratowania planety. Jednak odkąd z początkiem września weszły w życie nowe normy pomiaru emisji spalin, bardziej zbliżone do warunków rzeczywistych niż stosowana przez lata, laboratoryjna metoda NEDC, nagle do grona ekologicznych można zaliczyć znacznie mniej samochodów. 

Najbardziej oberwały hybrydy plug-in.

Żeby samochód mógł się pochwalić szczególnie niską emisją CO2, a jego właściciel mógł skorzystać z maksymalnych ulg, auto musiało emitować poniżej 50 g CO2 na km. Tymczasem po wprowadzeniu norm WLTP okazało się, że 9 na 10 najlepiej sprzedających się hybryd plug-in w Europie nie spełnia tego wymogu. A co gorsza, w niektórych krajach przestały im przysługiwać jakiekolwiek przywileje.

To natomiast sprawiło, że stanęła ich sprzedaż. Nagle okazało się, że klientom wcale nie zależy przede wszystkim na tym, żeby być eko. Chodziło tylko o to, by było taniej. Weźmy dla przykładu Wielką Brytanię. Przez ostatnie 7 lat istniała ulga na zakupy samochodów z napędem typu plug-in (Plug-in Car Grant – PICG), czyli tych ładowanych z gniazdka elektrycznego. Początkowo wynosiła 5 tys. funtów, z czasem ograniczono ją do 4,5 tys. Skorzystało z niej ponad 160 tys. chętnych. 11 października rząd ogłosił, że chce położyć nacisk na zakup aut elektrycznych i zmniejsza ulgę do 3,5 tys. funtów. Dodatkowo prawo do niej będą miały wyłącznie te spełniające wymogi stawiane samochodom o szczególnie niskiej emisji CO2 – czyli elektryczne i hybrydy plug-in emitujące poniżej 50 g CO2 na km oraz potrafiące przejechać na samej energii elektrycznej co najmniej 70 mil (112 km). 

Plug-iny przestały być atrakcyjne również dla firm. Korzystanie z samochodu służbowego do celów prywatnych w Wielkiej Brytanii wiąże się z koniecznością płacenia comiesięcznego podatku. Jego wysokość jest zależna od wartości pojazdu, ale jeśli pojazd zaliczał się do grona tych szczególnie ekologicznych, jego użytkownik mógł liczyć na dodatkową ulgę. Po wprowadzeniu WLTP hybrydy plug-in przestaną korzystać z tego przywileju, jeśli nie będą kwalifikowały się do grona tych najbardziej ekologicznych. A na dziś kwalifikuje się wyłącznie Mitsubishi Outlander PHEV.

W konsekwencji zainteresowanie zakupem hybryd plug-in dramatycznie spadło. I spadło zainteresowanie producentów ich oferowaniem. Albo inaczej – wiedzą, że póki nie będą mieli odpowiednich aut, nie mają czego szukać na rynku. Dlatego z salonów zniknęły np. plug-iny Volkswagena – Passat GTE (nr 2 w Europie w pierwszej połowie roku) i Golf GTE (nr 4) nie będą oferowane przynajmniej do połowy przyszłego roku. 

O co chodzi Unii?

Unijni parlamentarzyści z jednej strony zmuszają producentów do znacznego ograniczenia średniej emisji CO2. Wiadomo, że te najbardziej przyjazne środowisku samochody są znacznie droższe od zwykłych i niewielu na nie stać. Hybrydy typu plug-in zdają się być zdrowym etapem przejściowym między czasami, gdy wszyscy korzystali z silników spalinowych, a tymi, w których przesiądą się do elektryków. I trudno, by były ekologiczne na poziomie elektryków, a przy tym konkurencyjne cenowo. A póki co opłacalna będzie przesiadka wyłącznie do aut elektrycznych. Albo do hybrydowego Outlandera. Choć pewnie za moment kolejni producenci będą prezentować swoje odpowiednio przygotowane hybrydowe modele.

Oczywiście sprawa ma drugie dno. Być może gdyby producenci nie zaczęli oszukiwać z pomiarami i rzetelnie podawali wyniki, być może normy nie byłyby tak wyśrubowane.

Teraz pozostaje nam zgadywać, czy takie posunięcie przyniesie pozytywne rezultaty w dłuższym okresie, bo zwiększy popularność elektryków, czy może brak dopłat sprawi, że kierowcy zostaną przy swoich autach spalinowych i zaoszczędzą tylko budżety poszczególnych państw, bo będzie mniej chętnych na dofinansowanie. Stawiamy ostrożnie na opcję drugą, przynajmniej przez jakiś czas. 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać