Wiadomości

Hurr-durr. Aktywiści przypuszczają atak na hulajnogi elektryczne

Wiadomości 12.09.2019 390 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 12.09.2019

Hurr-durr. Aktywiści przypuszczają atak na hulajnogi elektryczne

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski12.09.2019
390 interakcji Dołącz do dyskusji

UTO TO NIE ROWER, dowiedziałem się od moich ulubionych przyjaciół z „Miasto Jest Nasze”. A skoro to nie rower, to wyjście jest tylko jedno: zabić.

UTO to Urządzenie Transportu Osobistego – oficjalna nazwa hulajnogi elektrycznej, skutero-hulajnogi czy jak kto chce to zwać. Miejscy aktywiści, którym w mieście przeszkadza wszystko oprócz nich samych, wyruszyli na wojnę z nowym wrogiem, którym jest właśnie UTO. Powody są trzy: po pierwsze jest to transport osobisty, a więc co do zasady zły. Po drugie hulajnogi elektryczne przeważnie należą do Złych Kapitalistów, którzy wypożyczają je dla pieniędzy. Po trzecie zaś, i najważniejsze, to NIE ROWER, więc już sam ten powód starcza za poprzednie dwa z naddatkiem.

Jeśli coś wygląda jak kaczka i kwacze jak kaczka…

…to bezpiecznie jest uznać, że należy do ogólnej kategorii kaczek. Podobnie jest z UTO. Dlaczego nie jeździmy samochodami po drogach rowerowych? Oczywiście dlatego, że są o wiele szersze niż rower, o wiele cięższe i rozwijają większe prędkości. A motocykl? Także jest cięższy niż rower i również rozwija większą prędkość. A UTO? Jaka jest różnica w ruchu ulicznym między rowerem a hulajnogą elektryczną? Hmm… pomyślmy. Ciężar? Nie. Większa możliwość zrobienia komuś krzywdy? Nie, rower jest pod tym względem dużo bardziej niebezpieczny. To w zderzeniach z rowerami giną ludzie. Prędkość? UTO jest wolniejsze niż rower. Rowerem bez problemu przekroczymy 25 km/h. Wszystko więc wskazuje na to, że z logicznego i technicznego punktu widzenia, UTO to taki sam środek transportu jak rower.

Czytałem już wywody ludzi utrzymujących, że „TO ZUPEŁNIE CO INNEGO”, bo hulajnoga posiada „łatwość rozwinięcia dużej prędkości bez udziału mięśni, mniejsze koła, dużo większa zwrotność (więc i podatność na skręt w miejscu, czyli groźne wypadki)”, ale są to próby tak rozpaczliwe, że można tylko skwitować je reakcją „haha”.

Obraz pobrany z miastojestnasze.org w celu polemiki i analizy krytycznej

Przypuśćmy, że projekt MJN jest świetny

Przypomnę, że zakłada on konieczność rejestracji pojazdów UTO (czyli hulajnóg), wyposażenie ich w sygnalizatory zmiany kierunku jazdy oraz dwa niezależne hamulce, ograniczenie ich prędkości do 20 km/h oraz zastosowanie oświetlenia przedniego i tylnego. Słuszne postulaty.

A teraz zapraszam do odniesienia ich do rowerów. Wszystkie rowery zostają natychmiast skonfiskowane, bo jak żyję nie widziałem roweru z kierunkowskazami, nie wspominając o rowerze z tablicą rejestracyjną (chyba że dla ozdoby). Oczywiście projekt MJN o rowerach nie wspomina ani słowem, bo przecież chodzi o to, żeby tym na hulajnogach było gorzej, aby zachować prymat szeroko rozumianego Roweryzmu. Rowerzyści niech dalej robią co chcą i potrącają staruszki na pasach. I to jadąc na rowerze miejskim.

Teraz i dziś

Ok. 20 lat temu grupa warszawskich aktywistów malowała najzupełniej nielegalnie białą farbą drogi rowerowe na chodnikach, żeby zmusić władze Warszawy do budowy infrastruktury rowerowej. Teraz, kiedy ta infrastruktura oficjalnie powstała i rowery przeszły od „Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerem jeździć” do „pełnomocnika m.st. Warszawy do spraw rowerów”, dokładnie ci sami aktywiści walczą z hulajnogami, twierdząc że „TO NIELEGALNE”. W pełni ich rozumiem, ja też walczę z postępem i używam najbardziej grzybowych rozwiązań w codziennym życiu, ale prawda jest taka że z postępem wygrać się nie da. Kiedyś musieliśmy pedałować, dziś wystarczy wcisnąć dźwignię hulajnogi elektrycznej i jechać przed siebie. Wyznawcy religii rowerystycznej mogą niszczyć sobie posągi innych bogów w bezsilnej złości, ale świat się zmienia, ruch drogowy także, podobnie jak pojazdy które w nim uczestniczą. Nie przypominam sobie sytuacji, w której ktoś na hulajnodze przeszkadzał mi gdy jechałem rowerem. Co innego gdy szedłem po chodniku, ale w tym przypadku rowerzyści i użytkownicy hulajnóg idą łeb w łeb.

Tak, wiem że MJN nie chce zabronić hulajnóg w zupełności, ale chce nałożyć na nie o wiele silniejsze restrykcje niż na rowery, które co do zasady są groźniejsze w ruchu niż hulajnogi. W pełni poparłbym projekt moich kochanych adwersarzy, gdyby odnosił się do wszystkich jednośladowych urządzeń transportu osobistego (czyli rowerów też), i gdyby zechcieli przyznać, że to nie sama hulajnoga jest problemem, tylko ogromny wzrost ruchu pojazdów niesamochodowych wszelkiego typu. Ale żeby to przyznać, to trzeba patrzeć dalej niż końcówka korby rowerowej. Na razie projekty tego typu to tylko płacz „biednych, uciskanych rowerzystów”, którzy chcą, żeby wszyscy oprócz nich płacili za zajmowanie przestrzeni miejskiej. Podczas gdy oni sami nie wykładają na infrastrukturę ani jednego grosza.

Zdjęcie główne: Tomasz Domański

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać