Relacje

Kupiliśmy Hondę za 500 zł i mało brakowało, a wygralibyśmy nią Wrak Race

Relacje 25.04.2018 624 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 25.04.2018

Kupiliśmy Hondę za 500 zł i mało brakowało, a wygralibyśmy nią Wrak Race

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski25.04.2018
624 interakcje Dołącz do dyskusji

Mój kolega kupił ze znajomym na spółkę Civica za 500 zł i wziął udział w Mazowieckim Wrak Race. Niewiele brakowało, a by wygrał. Poniżej reportaż – w takiej formie, w jakiej mi go opowiedział.

Nasz kumpel kupił tego Civica z 10 lat temu. Bardzo go lubił, chyba nawet za bardzo, bo zabraniał trzaskać drzwiami, zupełnie nie zwracając uwagi na dziury w progach i niebieskie kłęby oleju za autem. Już w zeszłym roku było widać, że ten samochód zupełnie „nie rokuje” blacharsko i że widmo złomowania przybliża się. A była to dość rzadka, amerykańska wersja coupe i to w ładnym turkusowym kolorze. Namówiliśmy go ostatecznie na sprzedaż za 500 zł, choć uczciwie mówiąc, gdyby rozsprzedał go na części, dostałby pewnie cztery razy tyle forsy. Tym bardziej miło nam że dotrzymał słowa i kwota nie uległa zmianie.

Civic Wrak Race
Nienaganna prezencja i całkowity dramat blacharski.

Kolega powiedział nam „tylko ostrożnie, auto długo nie było jeżdżone”.

Kolega powiedział nam „tylko ostrożnie, auto długo nie było jeżdżone”. Oczywiście pokiwaliśmy głowami, wyjechaliśmy na „niemiecką autostradę” i błyskawicznie osiągnęliśmy przepisową prędkość 180 km/h. Samochód cisnął jak wściekły, tak jakby kilkuletni postój w ogóle mu nie zaszkodził. Przerażał tylko spalaniem oleju i ogólnym stanem blacharskim. Naprawdę te Civiki robili chyba z blachy wymieszanej z tekturą.

Honda Civic Wrak Race
Nie było ani jednego elementu, który nie byłby przeżarty na wylot.

Uznaliśmy, że weźmiemy nim udział we Wrak Race, nie mając żadnego wcześniejszego doświadczenia z tymi imprezami. Nie znaczy to, że nie mieliśmy w ogóle doświadczenia ze sportowymi imprezami motoryzacyjnymi, ale Wrak Race to trochę… co innego. Początkowo planowaliśmy nieco wzmocnić konstrukcję i przenieść chłodnicę do wnętrza pojazdu, jednak klasa samochodów seryjnych nie dopuszcza tego typu modyfikacji. Nie pozostało nam zatem nic innego jak wystartować seryjnym wozem, bez jakichkolwiek ingerencji Jedyne, na co się zdecydowaliśmy, to wyprucie wnętrza z niepotrzebnej galanterii. Nie założyliśmy nawet lepszych opon, co okazało się później bezmyślnym zaniedbaniem. Na koniec nazwaliśmy nasz team „Ahaś”, a Civica pokryliśmy wzorem z szablonu przypominającym… no, nieważne!

Honda Civic Wrak Race
Gotowe!

Miny nam lekko zrzedły, gdy przybyliśmy na imprezę. Oczywiście na kołach.

Na początek można było przejść się po torze, zobaczyć go i obmyślić strategię. „My tędy nie przejedziemy. To się wszystko urwie” – takie myśli naszły nas po spacerze wzdłuż toru. Sama impreza? Świetna, ale organizatorzy zdecydowanie za bardzo puszczają wszystko na żywioł. Weźmy choćby kwestię odprawy. Wysłuchanie jej powinno być obowiązkowe dla wszystkich, bo omawiane tam są wykroczenia, za które następuje dyskwalifikacja. A tu nagle w połowie odprawy między zawodników a sędziego wjeżdża wóz strażacki i zatrzymuje się, przez co nikt nie widzi prowadzącego. Albo ktoś zaczyna piłować silnik do odcinki – łutututu! Za sam ten idiotyzm bym dyskwalifikował.

Były przewidziane trzy klasy dla startujących aut- klasa kobiet, pojazdy seryjne i Madmax. Po pierwszych kwalifikacjach organizator uznał że ze względu na to że większość kierowców ścinała jeden z zakrętów trzeba temu jakoś zapobiec. Za pomocą koparki wykopano dziurę w ziemi. Prawdę mówiąc trochę nas to zaskoczyło. No ale to nic, bo i tak byliśmy w lekko minorowych nastrojach po wizycie na torze. Tor ten jest w stu procentach błotnisto-gruntowy i cały składa się z muld i wertepów. Utwierdziło nas w tym „kółko zapoznawcze”, gdzie wszystkie pojazdy biorące udział w wyścigu mają okazję zaznajomić się z torem przejeżdżając kółko w tempie spacerowym z safety carem. Uznaliśmy, że jeżeli Civic przejedzie chociaż bieg kwalifikacyjny, to będzie już coś.

Honda Civic Wrak Race
I ogień!

Na głowę wcisnęliśmy kaski, zapięliśmy pasy najmocniej jak się dawało i… start!

Na głowę wcisnęliśmy kaski, zapięliśmy pasy najmocniej jak się dawało i… start! Tory tego typu bezlitośnie obnażają słabość pewnych konstrukcji motoryzacyjnych. Są samochody – z litości nie powiem jakie – które poddają się już po kilkuset metrach. Wszystko się w nich krzywi, skrzywienia powodują urywanie się przewodów i samochód staje z braku prądu lub paliwa. To zupełnie nie dotyczyło naszego Civica, który szedł do przodu jak oszalały. Cisnąłem cały czas sandał w parkiet i podczas biegu kwalifikacyjnego udało mi się nawet zdublować niektórych zawodników.

Honda Civic Wrak Race
Trasa składała się głównie z hopek, wobec czego żywotność chłodnicy uległa pewnemu skróceniu.

Pomimo że cały czas szliśmy pełnym ogniem Honda się nie poddawała Niestety na jednym z kółek zaliczyliśmy dachowanie na skutek wypchnięcia nas przez innego zawodnika Organizator na odprawie dokładnie oznajmił jaka jest procedura w przypadku jeżeli ktoś strzeli dacha w trakcie wyścigu, ale rzeczywistość okazała się nieco inna Tak czy siak chodzi o dobrą zabawę, więc po postawieniu nas na koła i zgodę na dalszą jazdę cisnęliśmy dalej. Obowiązywanie regulaminu na tych wyścigach oceniam jako raczej teoretyczne. Podobnie jak kwestię egzekwowania innych przepisów. Na przykład nie wolno było latać dronem, bo teren toru należy do korytarza powietrznego dla lotniska Chopina. Ktoś uparcie dalej krążył nad torem, a organizator zamiast go znaleźć, zaczął grozić, że „rzuci kamieniem w drona”. Ponoć pojawiła się nawet policja.

Wróćmy jednak do dachowania. Samochód przeżył je dobrze.

Bieg kwalifikacyjny zaliczono nam pozytywnie i potoczyliśmy się na parking dla zawodników w oczekiwaniu na półfinał. Nie było jednak aż tak idealnie, jak sądziliśmy, bo zgięty pas przedni docisnął chłodnicę do przewodu od sprzęgła w wyniku czego straciliśmy biegi. Z samochodu strużką ciekł olej, a nie mieliśmy nawet lewarka, żeby zobaczyć skąd się leje. A nawet gdybyśmy mieli, to nie byłoby go pod co podłożyć.

Honda Civic Wrak Race

Za pomocą drugiego auta powyciągaliśmy powgniatane elementy i jako-tako naprostowaliśmy blachę. Olej cały czas się lał. Po godzinie wyciągnęliśmy bagnet – pełno. Cud? Nie, to raczej była po prostu mieszanka oleju z płynem chłodzącym, przy czym ten drugi składnik zyskiwał coraz większy udział w tej proporcji. Dolewka oleju i wody do chłodnicy i decyzja: ciśniemy dalej dopóki się nie zatrze

Drobne awarie nie odebrały nam chęci na półfinał.

Zamieniliśmy się rolami: ja byłem pilotem, bo po dachowaniu bolała mnie ręka, a pilot przejął stery. Doświadczenie w motorsporcie zaprocentowało, bo w półfinale niektórych zawodników zdublowaliśmy dwa razy. Mijaliśmy ulubieńca publiczności – gościa w Polonezie Caro, który cały czas szedł bokiem. Trzeba przyznać że przejazd tej załogi był bardzo widowiskowy. Przy okazji, Caro to całkiem solidny wóz, niełatwo go zabić

Honda Civic Wrak Race

Dostaliśmy się do finału!

Nie spodziewaliśmy się tego zupełnie. Obstawialiśmy, że Civic zawiśnie na pierwszej muldzie. Zwłaszcza, gdy widzieliśmy jakie monstra startują w klasie Mad Max, gdzie dozwolona jest każda przeróbka. Uznaliśmy, że jeżeli ktoś inwestuje niemałą forsę w zrobienie ze swojego gruza postapokaliptycznej wyścigówki, to te zawody muszą być prawdziwą rzeźnią. A tu proszę: finał. Tyle że auto było już naprawdę w słabym stanie, podobnie jak nasze zaplecze mechaniczne. Olej lał się strumieniem, tylny wahacz trzymał się na słowo honoru, a za samochodem była niebieska chmura. Ale trudno, wystartowaliśmy.

Honda Civic Wrak Race

Szło nam zadziwiająco dobrze.

Silnik działał świetnie. Reszta auta ledwo trzymała się kupy, ale ciągnęła do przodu. W trakcie któregoś okrążenia wyraźnie było czuć że coś niepokojącego dzieje się z tyłu pojazdu. Ale po co się przejmować czymś, na co nie mamy wpływu? Gnieciemy dalej. Później okazało się że zdjęliśmy oponę i jechaliśmy na samej feldze. Zwycięstwo było w zasięgu ręki. Niestety, na kilka minut przed końcem wyścigu Civic zgasł i za nic nie chciał odpalić. Okazało się, że odpadł nam zbiornik paliwa. Wiele rzeczy samochód wytrzyma, ale kiedy odpada bak, to serio nie pojedziesz już dalej. I tak zakończyliśmy przygodę. Civica nabyli panowie skupujący wraki. Podsumowując: udział w tym wyścigu udowodnił nam, że Hondy z lat 90. to samochody, których nie pokona byle stłuczka, byle mulda i byle pałowanie bez oleju.

Honda Civic Wrak Race

Było super – mimo wpadek organizacyjnych.

Wrak Race to rodzaj imprezy motoryzacyjnej, z którą poradzi sobie każdy amator. Trzeba tylko mieć kask, być odpornym na trzęsienie na wertepach i stłuczki, umieć poradzić sobie z prostymi awariami i nie bać się ochlapania błotem i piachem w zębach. Reszta to sama radość. Relatywnie niewielka kwota, a tyle zabawy! Naszym zdaniem jest to ciekawszy sposób na spędzenie weekendu niż wizyta w centrum handlowym, czy oglądanie kolejnego odcinka familiady. A miłośników Hondy zapewniamy: gdyby ten Civic choć trochę rokował blacharsko, to nie skończyłby jako wyścigówka wśród wraków. Tam naprawdę nie było już kawałka zdrowej blachy

Zdjęcia: Marcin Piwowarski i Wojtek Rajdujmy się

opowiadał: Mateusz Pasternak

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać