24.05.2022

Przepraszamy, ale tutaj szybciej nie pojedziesz. Ford już testuje nowy system w Europie

Wciskasz pedał gazu, a auto nie przyspiesza. Coś się zepsuło? Nie, po prostu wjechałeś do strefy, w której zadziałał specjalny ogranicznik prędkości, nad którym właśnie pracuje Ford. Przy czym nie potrzebuje on do działania kamery, która wyszukuje ustawionych wzdłuż drogi znaków. 

Nie jest to przy tym – jedna z wielu – ogólna idea tego, jak powinny wyglądać w przyszłości ograniczenia prędkości. Taki system jest już testowany w leżącej w Niemczech Kolonii i docelowo może trafić zarówno do użytkowych, jak i osobowych samochodów Forda.

Jak dokładnie działa taki ogranicznik prędkości?

W dużym uproszczeniu – niezbędnym, bo Ford nie dzieli się zbyt wieloma szczegółami – system bazuje po prostu na lokalizacji pojazdu, a także wirtualnych strefach z ograniczeniami prędkości, które mogą być dowolnie dostosowywane do warunków. Przykładowo w okolicach szkoły, w godzinach zajęć, limit może wynosić 30 km/h, ale poza tym czasem – 50 km/h. Zresztą z informacji prasowej Forda wynika, że system póki co testowany jest właśnie na obszarach z takimi ograniczeniami prędkości – wszystkich strefach 30 w centrum Kolonii, a także wybranych strefach 50. Nikt z tym na razie na autostrady czy inne drogi szybszego ruchu pchać się nie będzie.

Jak to wygląda po stronie kierowcy? Po wjeździe do strefy z określonym ograniczeniem, na ekranie wyświetlana jest odpowiednia informacja. Zresztą w tym momencie wyglądająca po prostu jak standardowa kombinacja odczytania znaku i włączenia ogranicznika. Tyle tylko, że oczywiście wszystko przesyłane jest z góry. 

Od tego momentu można już sobie gnieść do woli pedał przyspieszenia, a i tak samochód będzie robił wszystko, żeby maksymalna prędkość poruszania się była zbliżona do limitu – przynajmniej do momentu wjechania do strefy z innym ograniczeniem prędkości.

Aczkolwiek!

Ford podaje, że system można w dowolnym momencie dezaktywować albo – jeśli będzie taka potrzeba – będzie możliwość chwilowego obejścia tych ograniczeń i przyspieszenia ponad limit. Teoretycznie nie ma więc obawy o to, że z jakiegoś powodu taki limiter nam zaszkodzi – po prostu, jeśli wszystko działałoby jak trzeba, nie trzeba byłoby zwracać uwagi na znaki z ograniczeniami. A przynajmniej nie taki intensywnie, jak trzeba to robić obecnie.

Czy taki ogranicznik prędkości trafi do produkcji?

Jeśli nawet, to nieprędko. Obecne testy potrwają co najmniej do marca przyszłego roku i nawet jeśli wypadną pomyślnie, to ewentualne wdrożenie ich do samochodów produkowanych seryjnie zajmie pewnie więcej niż kolejny rok. Do tego Ford już np. ponad rok temu eksperymentował z podobnym geofencingiem, który z kolei wymuszał na hybrydach plug-in jazdę w trybie elektrycznym w terenach z podwyższonym wskaźnikiem zanieczyszczenia powietrza. Zbliżony projekt zrealizowało też BMW – nawet udało się wprowadzić takie rozwiązanie w kilkudziesięciu miastach, przy czym dotyczyło to samochodów osobowych, natomiast Ford eksperymentował z autami dostawczymi.

W końcu pewnie jednak przejdzie i opcja z tak działającymi ogranicznikami prędkości, i kierowcy samochodów będą musieli przełknąć to, że pod względem geo-ograniczeń zrównano ich z użytkownikami hulajnóg (które też miewają geolokalizacyjne ograniczenia prędkości). Z dwojga złego – lepsze to niż systemy bazujące na kamerach i próbach odczytania wszystkich znaków, w których gubią się i kierowcy, i stawiający je drogowcy albo ludzie odpowiedzialni za organizację ruchu.