Oto Ford Mustang Lithium. Jest elektryczny i ma skrzynię ręczną. Nikt nie wie dlaczego
Wiadomości / Ciekawostki 06.11.2019Ponad 900 KM i 6-biegową skrzynię manualną – to znajdziemy w prototypowym Fordzie Mustangu Lithium. Ale zamiast potężnego V8 znajdziemy w nim… silnik elektryczny. Jeszcze nie doszedłem do siebie po zobaczeniu tego auta.
Nie tak dawno pisaliśmy o Porsche Taycanie, które – nietypowo dla aut elektrycznych – dysponuje przekładnią oferującą 2 przełożenia. Porsche tłumaczyło jej zastosowanie lepszą efektywnością układu napędowego, co miało się sprowadzać do sprawniejszego przyspieszania i zapewniania większego zasięgu.
Minęły dokładnie 2 miesiące od tamtego wpisu, a Niebieski Owal pokazał coś jeszcze bardziej nieprawdopodobnego.
To prototyp przygotowany na targi SEMA, Ford Mustang Lithium.
Nie mamy w nim do czynienia z automatyczną przekładnią, na której działanie kierowca nie ma w zasadzie żadnego wpływu. Mamy tu najprawdziwszą w świecie manualną, 6-biegową skrzynię biegów, oczywiście wraz z pedałem sprzęgła.
Ale… po co?
Tak właściwie to… nie wiem. Na pewno nie chodzi o zasięg jak w Taycanie, nie chce mi się też wierzyć, by chodziło o przyspieszenie – nawet w wyścigach na 1/4 mili często stosuje się już przekładnie automatyczne, które nie przerywają dopływu mocy na koła w trakcie zmiany biegu. Z drugiej strony, Ford chwali się, że zastosowana przekładnia to Getrag MT82, która została specjalnie dostosowana… właśnie do wyścigów równoległych. Mózg paruje.
No dobra, a z czego konkretnie bierze się wspomniane 900 KM?
Za taką moc – i przy okazji za maksymalny moment obrotowy sięgający 1355 Nm – odpowiada silnik elektryczny firmy Phi-Power. Za zasilanie go w energię odpowiadają akumulatory i ich osprzęt zbudowane przez Webasto (tak, to ta sama firma która produkuje systemy ogrzewania postojowego). Cała instalacja pracuje pod napięciem 800 woltów, tj. ok. 2-krotnie większym, niż w większości zwykłych samochodów elektrycznych. Można też liczyć na rozbudowany monitoring i kontrolowanie temperatury paczki akumulatorów.
Tyle pod maską i pod podwoziem. A jak w środku i na zewnątrz?
Na zewnątrz jest akurat naprawdę nieźle. Standardowe felgi wymieniono na kute obręcze o średnicy 20 cali, a wyglądające spod nich hamulce pochodzą z Shelby GT350R. Inne są też dokładki progów, przedni splitter i tylny dyfuzor, jak również maska – wszystkie te elementy karoseryjne wykonano z karbonu.
Nieco gorzej prezentuje się wnętrze. Nie chodzi mi tu nawet o pionowy ekran umieszczony na desce rozdzielczej, a raczej o to, że auto wygląda tu jak robione w pośpiechu, byle zdążyć na SEMA. Dlaczego tak uważam? Z dwóch powodów. Pierwszy to całkowicie seryjny obrotomierz – no dobra, mamy skrzynię manualną, ale silnik elektryczny kręci się zapewne wielokrotnie szybciej niż te skromne kilka tysięcy obr./min. No i druga rzecz, w sumie drobiazg: napis
Wracając jednak jeszcze na sekundę do wnętrza, a konkretnie do pionowego ekranu systemu multimedialnego: za jego pośrednictwem kierowca może zmieniać tryby jazdy. Dostępne są 4: Valet, Sport, Track oraz Beast. Australijczycy z CarAdvice zaproponowali dodanie do tego tryb
Za grosz nie rozumiem tego samochodu.
Podoba mi się wizualnie, nawet bardzo, ale chyba nic więcej pozytywnego nie byłbym w stanie powiedzieć na temat Mustanga Lithium. Skrzynie manualne uwielbiam, ale nawet dla mnie zastosowanie takowej w
Ale jestem ciekaw jednej rzeczy. Pod artykułem magazynu Road & Track ponad 85 proc. ankietowanych przyznało, że chętnie jeździłoby takim elektrycznym potworem – tylko pozostałe 15 proc. wymagałoby od Mustanga prawilnej V-ósemki pod maską.
Jak to zatem jest z wami: wybieracie standardowego Forda Mustanga GT czy 900-konne elektryczne monstrum z nietypowym układem napędowym?