Historia

To już rok z Cinquecento, które dostałem za darmo. Co dalej?

Historia 17.03.2020 1313 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 17.03.2020

To już rok z Cinquecento, które dostałem za darmo. Co dalej?

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski17.03.2020
1313 interakcje Dołącz do dyskusji

Rok temu, 17 marca 2019 r., odebrałem moje czerwone FSM Cinquecento, które dostałem od czytelnika. 

Pojechaliśmy z kolegą do Rzeszowa, jego Citroenem C5 z małą lawetką na haku. Zapakowaliśmy nieco zapyziałego i zmatowiałego „cienkiego” na przyczepę i wróciliśmy do Warszawy. Zrzuciliśmy go wprost pod warsztatem, bo do jazdy się nie nadawał. Najładniejsze były w nim te sterty petów na podłodze, wysypujące się z przepełnionej popielniczki. „Nie palone w środku (przez ostatni rok)”, można by napisać.

Oczywiście Cinquecento okazało się wymagać mnóstwa napraw

Na dzień dobry – maglownica. Miała taki luz, że nie dawało się jeździć. Nowa jest tania i powszechnie dostępna. Akumulator – to rzecz oczywista. Hamulce były w stanie dramatycznym, więc wjechały oczywiście nowe tarcze i klocki. Opony – niepotrzebnie jechałem na nich na badanie techniczne po wykonaniu wszystkich napraw, bo diagnosta dał mi uzasadnionego kopa w tylną klapę i kazał wrócić na czymś mniej sparciałym. Potem przyszedł czas na walkę z gaźnikiem. Na wszelki wypadek wymieniłem pompę paliwa (jest ona napędzana z wałka rozrządu i bardzo trudno ją kupić!), ale to nic nie pomogło. Dopiero kupiony na Allegro używany gaźnik, którego oznaczenie nawet przez jakiś czas pamiętałem, rozwiązał problem. Oczywiście dzięki wydatnej pomocy rekomendowanego specjalisty aż z Serocka. Przy okazji poznałem Serock i pyszne obiady domowe, które można tam zjeść przy głównej ulicy, obok skrętu do rynku.

Kiedy wszystko już było naprawione, uznałem że trzeba je upiększyć

Kolega uprał wnętrze i spolerował lakier, zostawiając w stanie patyny tylko tylną klapę. Specjalnie, bo tak fajniej wygląda. I zacząłem jeździć Cinquecentem na co dzień, głównie po mieście. Wcześniej miałem już do czynienia z CC i zawsze wzbudzało we mnie nadzwyczaj pozytywne odczucia. Najbardziej lubię porównanie go ze współczesnym mikrosamochodem:

Wielkość ta sama, tyle że CC ma cztery miejsca i jeszcze bagażnik, no i nie ma 7 kW mocy, tylko uczciwe 29 kW (40 KM).

Rozczarowałem się natomiast porównaniem wizualnym Cinquecento z Toyotą iQ. Jestem fanem iQ, ale jest dużo szersza niż CC, moim zdaniem całkiem niepotrzebnie.

Na tle Seicento prezentuje się doskonale, bo jest kanciaste, co stanowi (spełnioną) obietnicę przestronności.

Ale jak się tym jeździ?

Znakomicie. 900-tka naprawdę nie zamula w normalnym ruchu, nie jedzie się zawalidrogą. Pięć biegów też bardzo się przydaje, byłem tym autem w krótkich trasach po 80 km i można jechać nawet 110 km/h bez większego bólu (ale oczywiście lewy pas to raczej nie dla nas). Przy delikatnej jeździe z łatwością schodzę do zużycia paliwa na poziomie 6,2 l/100 km, w mieście raz udało mi się zużyć 9/100, tyle że w dość niecodziennych warunkach: woziłem nim dzieci do szkoły w zimne dni, po 2 km w jedną stronę. Chciałem sprawdzić, ile wtedy spali i dowiedziałem się. Potem powiedziałem dzieciom, że szkoda mi paliwa i wróciliśmy do jazdy na rowerkach, wzbudzając popłoch i słuszne ekologiczne poczucie winy w innych rodzicach.

Najbardziej kocham w Cinquecento ten moment, że zbliża się do skutera jeśli chodzi o łatwość parkowania. Nie wkręcam Was, naprawdę parkowanie tym wozem jest wyjątkowo proste. Nie chodzi tylko o szukanie miejsca, ale też np. o wyjeżdżanie z niego. W wielu miejscach jest tak doparkowane, że wyjechanie z prostopadłego miejsca długim autem sprawia dużo trudności – i przez rozmiar, i przez brak widoczności. Cinquecento to obficie oszklone pudełeczko, z którego widać wszystko w każdym kierunku. Miałem kiedyś sytuację, że musiałem pojechać nim na Powiśle. Przede mną jechał Opel Vectra C. Dojechaliśmy i kierowca Opla próbował zaparkować. Musiał pominąć miejsce, gdzie ja się zmieściłem – zdążyłem pójść załatwić moją sprawę i wrócić do auta, tylko po to, żeby zobaczyć Opla robiącego kolejne bezradne kółko w poszukiwaniu miejsca.

fiat cinquecento opinie
Cyk zaparkowane
W doborowym towarzystwie Cinquecento przewodniczącego Youngtimer Warsaw. Pozdrawiam wszystkich fanów CC!

Nie mam też żadnego problemu z manewrowaniem bez wspomagania (kierownica chodzi bardzo lekko), auto jest dostatecznie zwrotne, nawet bagażnik najczęściej mi wystarcza – choć musiałem opanować metodę szybkiego powiększania go przez składanie tylnej kanapy, a to akurat wcale nie jest proste. Trzeba najpierw postawić do pionu tylne siedzisko, ale w tym celu należy unieść oba przednie fotele, po postawieniu siedziska zaś dopiero można opuścić oparcie. Ogólnie jest to masa czynności, których kolejności nie można pomylić – a przy manewrowaniu w drugą stronę trzeba pamiętać, żeby sprzączki do tylnych pasów bezpieczeństwa nie schowały się pod siedziskiem kanapy. I tak dobrze, że pasy są, bo ja mam bogatą wersję – widziałem CC900 bez centralnej konsolki i bez pasów z tyłu w ogóle.

W towarzystwie innych znanych youtuberów [1]
W towarzystwie innych znanych youtuberów [2]

I tu dochodzimy do najważniejszej rzeczy

Tak, bezpieczeństwo tego wozu jest na poziomie zerowym. Można przyjąć, że jeżdżąc Cinquecento jestem niechronionym uczestnikiem ruchu. Mało sztywna konstrukcja (choć sama blacha jest porządna, ocynkowana!), wzmocnienia czy strefy zgniotu nie istnieją, ABS i poduszka powietrzna – dajcie spokój. Nawet jakby były, to niewiele by pomogły. Hamulce – są całkiem skuteczne, ale przy tak cienkich oponach auto łatwo wpada w poślizg.

No i najgorsza rzecz, która stale mnie przeraża: odległość od tylnego zderzaka do tylnej kanapy. Właściwie jej nie ma. Jeśli ktoś wjedzie nam w tył, to zmiażdży plecy pasażerów siedzących z tyłu. Z tego względu moja żona niechętnie podchodzi do kwestii wożenia dzieci w tym wozie, zwłaszcza z tyłu i mimo mojego ogólnego lekceważącego podejścia do tej kwestii, nie mogę się z nią nie zgodzić. Dlatego Cinquecentem staram się jeździć sam. A to trochę utrudnia mi eksploatację, bo jednak czasem trzeba pojechać po dzieci, kiedy żona pojechała dokądś swoim wozem. Wtedy muszę iść po Transportera.

A niestety sama obecność Cinquecento prowokuje niebezpieczną jazdę u innych kierowców

Może dlatego że jest małe, może dlatego że jest czerwone, może jest za stare – nie wiem. Ale wiem, że kiedy jeżdżę dowolnym innym samochodem, najczęściej autem żony, to nie mam tylu sytuacji co w Cinquecento. Zajeżdżanie drogi – check. Jadę lewym pasem z lewym kierunkowskazem – ktoś podjeżdża mi do zderzaka i miga, żebym zjechał. Zjechał dokąd? Chyba tylko w lewo, nie? Mój ulubiony manewr to zmiana pasa bez patrzenia, eee takie małe gówienko, na pewno mi ustąpi. A ja nie ustępuję i trąbię, co powoduje dodatkową złość wymuszających.

Staram się jechać przepisowo, więc miałem np. sytuację, gdy jadąc twardo 50 km/h przez zabudowany zostałem wyprzedzony na dojeździe do świateł (przez ciągłą linię), a wyprzedzający darł się „wyp… do Rzeszowa!!!”, bo mam tablice RZ. To też mnie trochę zniechęca do jazdy tym wozem. Choćby sytuacja, gdzie sznur aut na lewym pasie wyprzedza ciężarówkę i autobus, i wszyscy jadą 100-105 km/h, ja jadę w tym sznurze i utrzymuję tempo, ale ten za mną nie wyrabia że przed nim jedzie Cinquecento i miga, miga, miga. Kiedy w końcu zjadę, on nawet mnie nie wyprzedza, tylko jedzie dalej w tym samym sznurze i tak sobie jedziemy te 100 km/h, oni na lewym, ja na prawym. Chodziło tylko o to, żebym się wynosił. Ciekawe obserwacje socjologiczne.

Co dalej?

Wcale nie chcę go sprzedawać, wręcz uwielbiam ten wóz. Ale zapewne po zakończeniu sprzedaży mojej książki (od soboty znowu w sprzedaży) przyjdzie i czas na Cinquecento. To dlatego, że nie robię się coraz młodszy, a na liście samochodów, które muszę jeszcze kiedyś w życiu mieć, wciąż jest sporo pozycji. Tylko jeden wóz z mojej kolekcji ma u mnie dożywocie: Toyota Starlet. Co dalej? Na razie życzę sobie i Wam, żeby sytuacja jak najszybciej wróciła do normy. A potem się zobaczy.

Pudełka. Uwielbiam pudełka.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać