Wiadomości

Ktoś rozbił Ferrari F40. To wciąż lepiej, niż gdyby kisił je bezczynnie w garażu

Wiadomości 23.06.2022 16 interakcji
Adam Majcherek
Adam Majcherek 23.06.2022

Ktoś rozbił Ferrari F40. To wciąż lepiej, niż gdyby kisił je bezczynnie w garażu

Adam Majcherek
Adam Majcherek23.06.2022
16 interakcji Dołącz do dyskusji

To wspaniałe, że właściciele cennych klasyków narawdę z nich korzystają, zamiast oglądać wyłącznie w klimatyzowanym garażu i cieszyć się, że nabierają wartości. Szkoda, że czasem kończy się to źle dla samochodu – tym razem nieszczęście spotkało Ferrari F40.

Dziecięciem będąc miałem w pokoju dwa plakaty – Ferrari F40 i Lamborghini Countach. Obiecywałem sobie, że kiedyś któryś z nich stanie w moim garażu, ale jak dotąd za późno wstawałem i za mało pracowałem, więc kupiłem oba, ale w skali 1:18. Są jednak tacy, którzy postarali się bardziej, jak właściciel tego egzemplarza:

No dobra, to zdjęcie nie świadczy o nim najlepiej, ale mamy za mało informacji, by kogokolwiek obwiniać, można tylko zapłakać, że jeden z niewiele ponad tysiąca wyprodukowanych egzemplarzy modelu F40 spotkało takie nieszczęście.

Jeździć Ferrari F40 to trzeba umić

W Szwajcarii zorganizowano Kerenzbergergrennen – wyścig samochodów zabytkowych typu hill climb. Właściciele klasyków kręcili się wyznaczoną trasą po alpejskich winklach w pięknych okolicznościach przyrody. Organizatorzy zapewniają, że tam nikt się nie ścigał, była to raczej parada, bez możliwości wyprzedzania.

Żeby roztrzaskać Ferrari F40 nie trzeba się jednak wcale ścigać. Jeden z materiałów wideo nakręconych przez kibiców pokazuje, że wyglądało to tak:

Jak na Ferrari może to i było tempo spacerowe, ale jak słychać, coś jednak sprawiło, że F40 poszło w botanikę. Nie wiadomo, jaka była bezpośrednia przyczyna wypadku, ale serwis Carbuzz podpowiada, że winowajcą mógł być tzw. turbo-lag, czyli opóźnienie w dostępie do momentu obrotowego, z którego znany jest 2,9-litrowy, 471-konny silnik F40. W uproszczeniu – dodajesz gazu, nie dzieje się nic, ale jak już turbo dmuchnie, to dostajesz nagłego strzała w plecy. Jeśli wydarzy się to akurat w zakręcie i nie zdążysz zareagować, to nie ma zmiłuj. F40 to czysta mechanika, nie ma żadnych elektronicznych wspomagaczy, a jeśli do tego np. wóz poruszał się na oryginalnych oponach, to opanowanie go w chwili kopnięcia momentem obrotowym w zakręcie może być dużym wyzwaniem. Przynajmniej tak słyszałem od tych, którzy tym samochodem jeździli.

Ważne, że nikomu nic się nie stało. Serwis 20min.ch podaje, że o wypadku poinformowano lokalną policję, na miejscu pojawiła się karetka zabezpieczająca imprezę, ale interwencja sanitariuszy nie była konieczna.

Tak czy inaczej – sytuacja nie jest beznadziejna

Silnik F40 pracuje za plecami kierowcy i napędza tylne koła, więc jest szansa, że układ napędowy samochodu nie ucierpiał. Z pewnością trzeba będzie zająć się blacharką, przednim zawieszeniem i sprawdzić geometrię konstrukcji. Oczywiście to wcale nie oznacza, że będzie tanio – takie Ferrari może kosztować z 1,5 miliona dolarów, więc jakakolwiek naprawa pochłonie sporo środków. I pewnie obniży wartość tego egzemplarza, o ile wcześniej był w stanie tzw. mint, czyli wypieszczony jak prosto z fabryki. Mam nadzieję, że właściciel auta jakoś to przeboleje i nadal będzie korzystał ze swoich klasyków na drogach. Moje klasyki nie opuszczają swoich klimatyzowanych garaży, nad czym mocno ubolewam.

View this post on Instagram

A post shared by Adam Majcherek (@adammajcherek)

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać