Felietony

Normy emisji spalin – co będzie dalej? Czy pojawi się Euro 7?

Felietony 10.03.2018 8 interakcji
Artur Maj
Artur Maj 10.03.2018

Normy emisji spalin – co będzie dalej? Czy pojawi się Euro 7?

Artur Maj
Artur Maj10.03.2018
8 interakcji Dołącz do dyskusji

Normy emisji spalin będą coraz ostrzejsze. Producenci zakasują rękawy nad pracami pozwalającymi im dostosować się do kolejnych wymogów prawnych związanych z ekologią. 

Zatrważające dane dotyczące jakości powietrza w wielu europejskich miastach, problemy z astmą i innymi chorobami układu oddechowego  skłaniają polityków i ekologów do skierowania uwagi opinii publicznej na problem emisji niebezpiecznych związków przez silniki spalinowe montowane we współczesnych samochodach. Politycy, ekolodzy jak i zwykli użytkownicy aut oczekują, że spaliny będą coraz mniej szkodliwe.

Dlatego co kilka lat wprowadzane są nowe, coraz bardziej wyśrubowane normy emisji spalin. Euro 1 wprowadzono w 1992 roku – to już ponad 25 lat temu. Od tego czasu nastąpił ogromny postęp. Dziś mamy już Euro 6 i jak dotąd producenci nie mieli problemów z dostosowaniem swoich produktów do obowiązujących wymogów. Przynajmniej teoretycznie, bo kolejne afery pokazywały, że niektóre auta zostały specjalnie przygotowane do tego, by mieścić się w normie tylko w warunkach laboratoryjnych. Na na co dzień sytuacja wyglądała dużo gorzej.

Euro 6-TEMP – z pomiarami z ulicy, nie z laboratorium

Tak czy inaczej praca wre. Kolejne etapy normy Euro 6 – Euro 6B, 6C, 6D-TEMP i 6D – coraz bardziej śrubują wymagania stawiane nowym silnikom. Ta ostatnia wymusza już zmianę normy pomiaru zużycia paliwa z NEDC (New European Driving Cycle) do RDE (Real-Driving Emissions), związanego z Worldwide Harmonised Light Vehicle Test Procedure (WLTP), czyli procedury testowej opartej wielkość emisji zanieczyszczeń mierzoną podczas jazdy samochodu w określonych warunkach drogowych, a nie w laboratorium. Zgodne z WLTP będą musiały być już wszystkie nowe pojazdy wprowadzone do sprzedaży od września tego roku. Producenci przyznają, że przeskok w spełnieniu wymagań z normy Euro 5 do Euro 6B był możliwy w miarę prosty sposób, ale sprostanie wymogom Euro 6D-TEMP obejmującej pomiar w cyklu WLTP będzie dużym wyzwaniem.

Euro 7? Nie szybko

Dziś wciąż nie wiadomo, czy Komisja Europejska pozostanie przy normie 6D, czy możemy się spodziewać Euro 7. Zgodnie z aktualnym stanowiskiem Komisji Europejskiej, trwają badania związane z tą kwestią. Póki co Komisja będzie się przyglądać efektom, jakie przyniesie wprowadzanie kolejnych wersji normy Euro 6. Dalsze decyzje zapadną najwcześniej w przyszłym roku. Wiele zależy od oceny zagrożeń spowodowanych przez kolejne zanieczyszczenia nieobjęte dotąd pomiarami, takie jak dwutlenek azotu, czy formaldehyd.

Skandal, jaki wybuchł jakiś czas temu w Volkswagenie z jednej strony sprawił, że wszyscy zaczęli się baczniej przyglądać zanieczyszczeniom emitowanym przez auta. Z drugiej zniechęcił też klientów do zakupu nowych samochodów z silnikami Diesla. Jak dotąd by sprostać wymogom norm emisji CO2 producenci w wielu przypadkach polegali na wynikach modeli z silnikami Diesla, bo w Europie połowa klientów wybierała właśnie je. W ciągu zaledwie 2 lat ten odsetek spadł do 40%. Przesiadka na auta z turbodoładowanymi silnikami benzynowymi wymusza na producentach zmianę podejścia do realizacji założeń narzucanych przez prawo.

Bohaterska eliminacja wcześniej nieznanych problemów

Do tematu można podejść dwojako – jedno rozwiązanie to hybrydyzacja w każdej postaci, co w konsekwencji prowadzi do zmniejszenia zużycia paliwa, a co za tym idzie, produkcji mniejszej ilości spalin. Drugie to stosowanie rozwiązań oczyszczających spaliny wyprodukowane przez silniki. Producenci przyznają, że standardowa architektura silnika spalinowego nie daje wielkiego pola do popisu w kwestii budowania czystszych jednostek. Za to więcej można wycisnąć z jednostek wykorzystujących nowe technologie, takie jak zmienna kompresja – ale to rozwiązanie wymaga gruntownej przebudowy silnika. Jak na razie jedyny silnik w seryjnym samochodzie wyposażony w zmienny stopień sprężania to jednostka VC-T opracowana przez Infiniti (2.0 Turbo 272 KM).

Okazuje się jednak, że walka z jednymi problemami rodzi kolejne. Od niedawna także niektóre silniki benzynowe wyposaża się w filtry cząstek stałych GPF, a staną się one obowiązkowe od jesieni tego roku. Wszystko dlatego, że w pogoni za coraz niższą emisją CO2 wprowadzono rozwiązania, które zwiększyły ilość emitowanych cząstek stałych – powstają one, gdy rośnie ciśnienie w komorze spalania. Wprowadza to producentów w błędne koło: im sprawniejszy i nowocześniejszy silnik, tym więcej cząstek stałych emituje. Chodzi tutaj o tzw. mikro lub nanocząstki, najmniejsze i najbardziej szkodliwe, bo przenikające nawet przez przeszkody stałe, nie o typową „chmurę sadzy”.

Hybrydyzuj albo giń

Dużą pomocą w rozwiązaniu problemu jest hybrydyzacja. Wprowadzanie 48-voltowych instalacji elektrycznych pozwala na ograniczenie emisji dwutlenku węgla w silniku benzynowym nawet o 10%. Rozwiązanie to pozwala na osiągnięcie zużycia paliwa porównywalnego z jednostkami wysokoprężnymi i odpowiednio niższej emisji zanieczyszczeń, a to już postęp. Stąd tak genialnym z punktu widzenia przewidywania przyszłości rozwiązaniem była inwestycja miliardów dolarów w napędy hybrydowe przez Toyotę. Ten producent ma już gotowe to, o co inni producenci dopiero walczą. I nie chodzi tu o rozwiązania techniczne, bo te są dobrze znane, a o świadomość klientów, że auto benzynowo-elektryczne przynosi im korzyść zamiast kłopotów.

Wynalazek w postaci silnika spalinowego nie ma technicznej możliwości być „czysty”. Działa bowiem na zasadzie spalania dość brudnego z punktu widzenia ekologii paliwa. Wszelkie próby oczyszczenia go to tylko protezy zwiększające stopień jego skomplikowania. Idziemy w kierunku sytuacji, w której zwykły benzynowy samochód będzie tak skomplikowaną maszynerią, że napęd elektryczny będzie wybierać się dla jego prostoty – a to przekona nawet jego zagorzałych przeciwników.

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać