Samochody używane / Klasyki

DeLorean czy Hummer H1? Pojedynek sławnych amerykańskich „aktorów”

Samochody używane / Klasyki 03.03.2019 60 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 03.03.2019

DeLorean czy Hummer H1? Pojedynek sławnych amerykańskich „aktorów”

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk03.03.2019
60 interakcji Dołącz do dyskusji

Jest niedziela, więc to idealna pora na szperanie w ogłoszeniach. Znalazłem tam dwa kompletnie różne od siebie wozy, które łączy ich „legendarność” i popkulturowa sława. A jeden z nich chyba dałby radę przejechać pod podwoziem drugiego.

Filmy i seriale z samochodami są o wiele lepsze od tych, w których ich nie ma – to fakt. Na przykład taka „Gra o Tron”… co za nudy! Nie można nawet ratować się wypatrywaniem ciekawych wozów w tle.

Występ w produkcji filmowej jest za to doskonałym sposobem na to, by jakiś model przeszedł do legendy. Każdy pamięta Mustanga, którym jeździł detektyw Bullitt. W Polsce do dziś nazywa się starsze Polonezy nazwiskiem porucznika z serialu. Takich czterokołowych gwiazd ekranu jest cała masa. Czasami występ w filmie potrafi sprawić, że ceny danego samochodu szybują w niebiosa… mimo że sam wóz niekoniecznie jest tyle warty.

Tak jak w przypadku DeLoreana.

Model DMC DeLorean był oczywiście gwiazdą „Powrotu do przyszłości”. Muszę się przyznać, że nie widziałem tej produkcji, ale chyba w końcu muszę nadrobić zaległości (warto?) (tak – red. prow.). Ale nawet ja wiem, że to „ten samochód z tego filmu”.

DeLorean na sprzedaż
Źródło: Otomoto.pl. Autor zdjęcia: Jarek

Historia kinowych występów DMC to jedno. Drugie – i ciekawsze – to historia samej marki. Powstała jako owoc marzeń Johna DeLoreana: człowieka, który rzucił ciepłą posadę dyrektora w General Motors, by zbudować własny supersamochód. W tej historii pojawiają się też: wściekli klienci, bankructwo, aresztowanie i narkotyki…

Pierwszy prototyp ujrzał światło dzienne w 1976 roku. Początkowo miał być napędzany silnikiem Wankla – jak w Mazdach. Ostatecznie stanęło jednak na jednostce V6 wytwarzanej wspólnie przez Peugeota, Renault i… Volvo. Kosmiczny mariaż.

Kosmiczne było też oczywiście nadwozie.

To właśnie klinowaty kształt z drzwiami otwieranym do góry (w stylu skrzydeł mewy, czyli jak w Mercedesie 300SL albo w Bricklinie) zadecydował o filmowej sławie DeLoreana. Za narysowanie tej sylwetki odpowiadało słynne studio Giugiaro. Mówi się, że pan Giorgetto po prostu wyciągnął ze śmietnika projekt, który wcześniej odrzuciło Porsche. Tak miał wyglądać model 928.

DeLorean na sprzedaż
Źródło: Otomoto.pl. Autor zdjęcia: Jarek

Poszycie karoserii zostało wykonane ze stali nierdzewnej. Niedługo przed planowaną datą premiery ktoś zauważył, że pojawił się dość poważny problem: silnik V6 nie mieścił się do samochodu. Na ratunek wezwano Colina Chapmana z Lotusa. Wypisano mu czek na 12,5 miliona dolarów, a on w zamian przeprojektował DeLoreana i sprawił, że cała załoga mogła odetchnąć z ulgą.

Pozostało jeszcze tylko gdzieś wyprodukować ten wóz.

DeLorean na sprzedaż
Źródło: Otomoto.pl. Autor zdjęcia: Jarek

Początkowo planowano zbudować fabrykę w Puerto Rico. Ostatecznie stanęło jednak na Irlandii Północnej. Spora w tym zapewne zasługa brytyjskiego rządu, który w ramach walki z bezrobociem dofinansował budowę zakładu w Dunmurry.

DeLorean miał zadebiutować w 1979 r. Udało się dwa lata później.

Początkowo sprzedaż szła świetnie. Niestety, gdy samochód trafił już w ręce klientów i dziennikarzy, czary prysł. Narzekano na bardzo słabą jakość wykonania. Pojawiały się denerwujące usterki. Producent musiał reagować: naprawiając egzemplarze, które już wyprodukował i szybko wprowadzając zmiany w tych powstających. Nabywcy zaczęli się irytować.

Źródło: Otomoto.pl. Autor zdjęcia: Jarek

Do tego dziennikarze krytykowali to, jak DeLorean jeździł. 130-konny silnik i 3-biegowa skrzynia automatyczna: to nie brzmi jak idealny przepis na samochód sportowy. Owszem, dostępna była też przekładnia ręczna, ale większość amerykańskich klientów wybierała „automat”. Podczas gdy konkurenci osiągali 60 mil na godzinę (96 km/h) w około 8,5 sekundy, DeLorean potrzebował na to ponad 10 sekund. Pojawiły się liczne opinie mówiące, że to „zbyt wolno jak na tę klasę, cenę i wygląd auta”.

Rozpoczęto nawet pracę nad turbodoładowaniem. Ale…

…na drodze stanął najpierw kryzys w USA, oznaczający spadek popytu. Chwilę później sam John DeLorean został aresztowany po prowokacji agencji antynarkotykowej DEA. Postawiono mu zarzuty związane z przemytem narkotyków. Co prawda w 1984 roku został uniewinniony, ale ta sytuacja wpłynęła na kondycję i wizerunek firmy.

W 1983 roku DeLorean zbankrutował. Do tego czasu powstało 8583 egzemplarzy tego przedziwnego samochodu. Szacuje się, że do dziś przetrwała około połowa.

Jeden z nich jest dostępny na sprzedaż w Polsce.

Pochodzi z 1981 roku i podobno pokonał zaledwie 38 tysięcy kilometrów. Wyceniono go na 160 tysięcy złotych, co jest całkiem korzystną ceną jak na DeLoreana. Czy są chętni? Zanim zadzwonicie do sprzedawcy, popatrzcie jeszcze na moją drugą propozycję.

Oto Hummer H1.

Ten wóz też jest gwiazdą filmową. Nie zasłynął jednak z jednego obrazu, a z całej ich masy. Mowa tu głównie o produkcjach wojennych, takich jak m.in. „Helikopter w ogniu”.

Hummer H1 na sprzedaż
Źródło: Otomoto.pl. Autor zdjęcia: Tomasz

Można różnie oceniać amerykańskie działania wojenne przedstawione na filmach. Można nie lubić „dostarczania demokracji” Hummerami. Ale trzeba przyznać, że to prawdziwy samochód-legenda.

Jego kariera rozpoczęła się oczywiście w wojsku.

Wielozadaniowy samochód terenowy HMMVV (High Mobility Multi-Purpose Wheeled Vehicle) został opracowany w 1979 roku, czyli równe 40 lat temu. Do służby trafił w połowie lat 80. Miał być trwały i nie do zatrzymania w terenie – również na wymagających terenach pustynnych. Udało się: „Humvee” dał się poznać jako doskonały towarzysz żołnierzy.

W 1992 roku stworzono wersję cywilną.

Powstała na zamówienie etatowego austriackiego amerykańskiego twardziela, czyli Arnolda Schwarzeneggera. Trzeba przyznać, że taki wóz naprawdę do niego pasował.

Źródło: Otomoto.pl. Autor zdjęcia: Tomasz

Gdy zamożni klienci lubiący militarne klimaty zobaczyli, czym jeździ „Arnie”, ustawili się w kolejce. Powołano więc markę Hummer, a opisywany model nosi nazwę H1. Później pojawiły się też H2 i H3, ale pomińmy je milczeniem.

W środku Hummera można się zaskoczyć… ciasnotą.

Mimo imponujących wymiarów zewnętrznych – zwłaszcza szerokości – ze względu na ogromny wał biegnący przez środek samochodu, Hummer nie jest przestronny. Jego wymiary są też przeszkodą w jeździe w terenie, zwłaszcza w Polsce. W końcu nasz rodzimy offroad to w dużej mierze jazda przez las. H1 nie zmieści się między drzewami, a jego właściciel będzie musiał patrzeć, jak ochlapują go śmigające obok Suzuki Samuraie.

Źródło: Otomoto.pl. Autor zdjęcia: Tomasz

Ale w H1 właściwie nie chodzi o offroad.

Taki samochód kupuje się w dwóch celach: albo jako reklamę firmy, albo po to, by móc poczuć się jak prawdziwy twardziel. Jak Schwarzenegger. W tej chwili na sprzedaż w Polsce jest kilka sztuk H1. W opisie jednego z ogłoszeń nie było właściwie żadnych informacji poza jednym zdaniem: „Nie dla leszczy”.

Jeżeli jesteś więc odpowiednio grubą rybą, możesz zainteresować się na przykład tą sztuką. Pochodzi z 1994 roku. Wygląda, jakby dopiero skończyła służbę w armii i rzeczywiście – sprzedający zaznacza, że jest to „wersja wojskowa”. Nie jest to więc jeden z luksusowo wyposażonych H1: nie ma wielkich, skórzanych foteli, klimatyzacji ani radia satelitarnego. Ten egzemplarz jest spartański. Taki, do którego nie żal wsiadać w ubłoconych buciorach. No i napędza go bardzo ciekawy silnik. To 6,2-litrowy diesel, ale ma tylko 150 KM.

Źródło: Otomoto.pl. Autor zdjęcia: Tomasz

Cena takiego auta to 110 900 zł. To o 50 tysięcy taniej niż w przypadku DeLoreana, więc można odłożyć trochę pieniędzy na ubezpieczenie i paliwo. No i prawo jazdy kategorii C. Będzie tu potrzebne.

Które z tych aut zrobi większe wrażenie na ulicy?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać