Felietony

Dostałem kolejnego Poloneza za darmo. Moje uzależnienie się pogłębia

Felietony 31.03.2020 1471 interakcji
Michał Koziar
Michał Koziar 31.03.2020

Dostałem kolejnego Poloneza za darmo. Moje uzależnienie się pogłębia

Michał Koziar
Michał Koziar31.03.2020
1471 interakcji Dołącz do dyskusji

Nazywam się Michał Koziar i od czterech lat jestem uzależniony od Polonezów. To straszna choroba. Choć znam jej skutki, nie umiem sobie odmówić jeszcze jednego Caro.

Polonezy, może poza pierwszymi seriami, są najpodlejszej kategorii wyrobami samochodopodobnymi. Już nawet nie próbuję sobie wmawiać, że jest inaczej. Ale jak bardzo by te już posiadane nie niszczyły mojej psychiki głupimi, ciągłymi awariami i złym działaniem mechanizmów, ja nadal chcę kolejnego. Dlatego mając już trzy takie tragedie na kołach (przy kreatywnej księgowości cztery) właśnie nabawiłem się kolejnego Poloneza. To było tak…

Nie umiem odmówić.

Podczas rutynowego, cotygodniowego przeglądania skrzynki odbiorczej mojego fanpage’a natrafiłem na wiadomość z pytaniem, czy nie chciałbym może Poloneza Caro z 1996 r. za darmo. Pierwsza reakcja: OCZYWIŚCIE, DAWAJ MI GO TUTAJ SZYBKO I PISZ UMOWĘ. Zdzieliłem się otwartą dłonią w twarz i pomyślałem przez chwilę na chłodno. Przecież mam już jednego dawcę do polskiego Polskiego Fiata, kolejny jest zbędny. Trzeba najpierw ustalić, czy ten egzemplarz nadaje się do jazdy. Byłem dumny z siebie, nie napisałem od razu, że biorę. Zapytałem jak się trzyma blacharsko i czy są szanse, by jeździł o własnych siłach.

polonez motobieda darmowy

Okazało się, że nietypowo jak na Poloneza ma progi, podłogę i podłużnice. Stał w blaszanym garażu od roku albo i dłużej. Nie muszę chyba dodawać, że oznaczało to wszędobylską wilgoć. Michał, który mi go zaproponował podjął nawet próbę odpalenia go, która zakończyła się sukcesem. Swoją drogą wspaniały człowiek, nie tylko postanowił podarować auto, ale jeszcze poświęcił czas by je sprawdzić. Te informacje mi wystarczyły, nie ma co dłużej zawracać Michałowi głowy przez internet, trzeba się umawiać na odbiór.

Ponieważ wóz odpalał, świecił, skręcał i hamował zdecydowałem, że przywiozę go ze Starachowic na kołach. Ot, tak, żeby było zabawniej.

Miłe złego początki.

W końcu przyszedł ten dzień (jeszcze przed #zostańwdomu). Pojechaliśmy z kol. Tomkiem i kol. Mikołajem do Starachowic zabierając tylko podstawową skrzynkę z narzędziami i naładowany akumulator, bo ten w Polonezie już od dawna nie żył. Dotarliśmy w umówione miejsce i czekając na Michała zaczęliśmy oglądać maszynę. Co prawda korozja dopadła doły większości blach poszycia, ale poza tym auto wydawało się całkiem niezłe. Miało prawilnie obniżone zawieszenie tradycyjnymi metodami toutnij i tamobróć. Do tego milion naklejek, każda dodając po 5 KM mocy (jaki płyn do usuwania polecacie?), zmęczona życiem dokładka pod przednim zderzakiem i pomalowane na biało napisy Dębica na oponach. Jednym słowem – piękny wóz. To akurat nie jest ironia. Uwielbiam gruzy.

polonez motobieda darmowy
Okropny LPG-shaming.

W końcu przyjechał Michał. Wytłumaczył skąd w ogóle pomysł, żeby oddać mi Poloneza. Chciał go przekazać jako dowód uznania i trochę takie podziękowanie za moją graciarską twórczość na kanale MotoBieda. Ma firmę transportową, sam też jeździ i moje filmy umilają mu godziny spędzone w kabinie ciężarówki. Uznał, że woli sprawić mi radość niż wystawiać wóz za kilka stów i użerać się z narzekającymi potencjalnymi kupcami. Pogadaliśmy chwilę, pożartowaliśmy, Michał dał nam poprowadzić tira po placu. To ostatnie było chyba największą atrakcją wyjazdu. Wreszcie przyszła pora na sprawdzenie, czy Polonez ma dziś zamiar współpracować.

Kichnął, zatrząsł się, odpalił i zgasł. Ponowna próba skończyła się tak samo. Wyszło, że trzeba go podtrzymywać wciskając gaz. Po minucie takiej terapii, wypełnionej nierówną pracą z wypadającym zapłonem, silnik się ustabilizował. Co w tej sytuacji należało zrobić? Zapewne wykonać jazdę próbną po placu obok, ewentualnie pobliskich przecznicach, żeby sprawdzić czy wóz jest gotowy do drogi. Niestety, do tego trzeba być dojrzałym. Wybrałem opcję numer dwa, czyli kręcenie bączków. Bardzo rozsądnie.

polonez motobieda darmowy
Nigdy nie mówiłem, że jestem dojrzały.

Więcej szczęścia niż rozumu… do czasu.

Na szczęście Polonez wytrzymał moje głupie zabawy. Załatwiliśmy papierologię, pogadaliśmy jeszcze trochę i przyszła pora ruszać do Warszawy. Zdecydowaliśmy się na jazdę drogami krajowymi, bez ekspresowej S7. Jeśli auto jest niepewne, to należy unikać autobahnów. Starczy, że dojdzie do awarii i będzie trzeba się zatrzymać na pasie awaryjnym obok pędzących ciężarówek. Dlatego krajówki są bezpieczniejsze. Da się z nich zjechać co kilkaset metrów, a nie co kilkanaście kilometrów na MOP.

Jak się okazało to była dobra decyzja. Starczyło kilka mocniejszych hamowań i przednie zaciski, które wcześniej zadawały się być sprawne, stanęły dęba. Nie od razu się zorientowałem. Poczułem dopiero zatrzymując się przed większym skrzyżowaniem. Wóz mocno zaszarpał, ściągnęło go najpierw w lewo, potem w prawo. Chwilę potem zobaczyłem w bladym świetle latarni dym unoszący się znad przednich kół. Zjechaliśmy na najbliższy parking i zobaczyliśmy świecącą w ciemnościach lewą tarczę. Od prawej też czuć było podmuchy gorącego powietrza i swąd spalonych klocków. Pięknie, oddaliliśmy się o 13 km od Starachowic i już pierwsza poważna awaria.

polonez motobieda darmowy

Pierwsza porażka.

Co robić? Porzucić go tutaj i wrócić z lawetą, czy próbować naprawić na miejscu? Wygrały Złombolowe przyzwyczajenia. Cyk fuch, lewarek, klucz do kół i już można było przyglądać się powoli stygnącym hamulcom. Zakładałem, że to typowa usterka systemu Lucasa, czyli zablokowane prowadnice zacisku. Odkręciłem śruby mocujące i zbiłem młotkiem korpus. Wszystko po to, by odkryć, że prowadnice działają jak nowe. Stanął tłoczek w zacisku. I to tak, że nie pomogło wpychanie go przez rozpieranie kluczem francuskim. Dwa razy dał się wcisnąć z wielkim trudem, po czym wysunął się i zamarł. Tyle wyszło z prób rozruszania go i nadziei, że to tylko przejściowy problem wynikający z długiego postoju. Nie ruszał się nawet przy waleniu młotem w klucz.

Oczywiście istnieją partyzanckie rozwiązania takiego problemu. Np. jazda ze zdjętymi zaciskami. Ale to byłoby wybitnie nieodpowiedzialne i ma sens tylko jeśli od mobilności auta zależy czyjeś życie lub zdrowie. Inaczej to tylko niepotrzebne stwarzanie zagrożenia. Zakładałem, że wrócimy po Poloneza w inny dzień lawetą albo chociaż z nowymi zaciskami. Nie spodziewałem się jednak tego, co zrobił Michał. Otóż jak tylko dowiedział się, że Polonez padł, to zabrał go lawetą ze stacji do siebie i sam mu wymienił zaciski i tarcze. Na nic się zdały moje protesty, że to zbyteczne, że sam ogarnę to w Warszawie. Wcześniej był też gotów przywieźć grata do mnie lawetą. Przy żadnej z tych przysług nie chciał słuchać o pieniądzach. Kalendarze z gratami, gadżety i tradycyjny litr – to wszystko co zgodził się przyjąć. Powiem szczerze – byłem wręcz zszokowany.

polonez motobieda darmowy

Michał po prostu przyjął za punkt honoru to, że Polonez, którego mi podarował dojedzie do Warszawy. Tak obiecał, więc tego dopilnował. Ze świecą szukać tak słownych ludzi. Przecież nawet kupując auto, często za niemałe pieniądze, rzadko kiedy można spodziewać się takiego zaangażowania ze strony sprzedawcy jeśli coś pójdzie nie tak.

Do trzech razy sztuka.

Tak oto tydzień później znowu byłem w Starachowicach. Tym razem poważniej podeszliśmy do przygotowań do drogi. Wykonaliśmy dłuższą jazdę próbną. Wyszło, że prawy hamulec nadal się blokuje. Partyzanckie odpowietrzanie bez odpalania silnika (porzucając auto zabrałem kluczyki) było nieskuteczne. Szybka wycieczka na stację drugim autem po litr płynu hamulcowego, porządne odpowietrzenie i Polonez wreszcie był w pełni sprawny. Co lepsze, bez dodatkowych problemów dojechał do Warszawy.

Co dalej? Głupio by mi było nie zająć się prezentem, w którego przekazanie Michał włożył tyle wysiłku. Poza tym z zewnątrz może i wygląda jak szczur, ale przejechał zaledwie 82 tys. km. Przejdzie więc niezbędny serwis i będzie mi służył. Oddam go też na poprawki blacharskie, bo tradycyjnie dla wszystkich Polonezów zgniły mu miejsca na lewarek. Czarne blachy oczywiście zostają. Sprawdziłem już na przypadku Mazdy „GAY”, że zgłaszanie zakupu przez internet działa.

polonez motobieda darmowy

Po co mi kolejny Polonez? Nie wiem. Ma wtrysk, a mój kundel to jeszcze gaźnikowiec. Powiedzmy więc, że to część kolekcji. Są ludzie, którzy zbierają kapsle, to ja mogę gromadzić Polonezy. Wyjaśnione, dziękuję, dobranoc. Wiem, graciarstwo to straszna choroba, a zbieranie Polonezów to jej najstraszniejsza odmiana.

Niezależnie od mojego uzależnienia i sensowności posiadania takiej liczby polskich gratów jestem niesamowicie wdzięczny Michałowi. To niezwykle miły gest. Pięknie jest widzieć, że moje wypociny sprawiają komuś tak dużo radości. Choć nie wiem, czy ktoś inny cieszyłby się z takiego prezentu.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać