Felietony

Automatyczne włączanie świateł jest wygodne, ale nie zwalnia nas z myślenia

Felietony 05.04.2019 646 interakcji
Michał Koziar
Michał Koziar 05.04.2019

Automatyczne włączanie świateł jest wygodne, ale nie zwalnia nas z myślenia

Michał Koziar
Michał Koziar05.04.2019
646 interakcji Dołącz do dyskusji

Automatyczne włączanie świateł to wspaniały wynalazek. Trzeba jednak pamiętać, że nie zwalnia kierowcy z myślenia. W niektórych sytuacjach czujnik zmierzchu może zawieść.

Myślę, że każdemu kierowcy choć raz w życiu zdarzyło się nie włączyć świateł lub nie przełączyć z dziennych na mijania. Zazwyczaj wystarczy jednak, że uprzejmy nieznajomy uczestnik ruchu mrugnie długimi i większość orientuje się, co jest nie tak. Sam czasami migam na widok zapominalskich, bywa też, że to ja szybko włączam mijanki i dziękuje gestem. To dobry i skuteczny system wzajemnej pomocy.

Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z wprowadzeniem niezwykle wygodnego wynalazku, czyli automatycznego włączania świateł mijania. Ostatnio kilka razy z rzędu spotkałem się z następującą sytuacją: mrugałem, trąbiłem, pokazywałem, o co chodzi, a kierowca jadący w nocy na dziennych nie reagował i patrzył na mnie, jakbym zabił mu kota.

Czujnik zmierzchu – wspaniałe, ale nie nieomylne urządzenie.

Zanim opowiem o wnioskach wynikających z moich obserwacji, mała dygresja o przyczynie całego zamieszania – magicznej pozycji „auto” na pokrętle (lub czymś podobnym) od świateł. Automatyczne włączanie świateł to system genialny w swej prostocie. Działa w oparciu o czujnik zmierzchu. To urządzenie mierzące natężenie światła. Kiedy promieniowanie widzialne osiągnie wartość progową, sprytne ustrojstwo wysyła do komputera sygnał, że należy włączyć mijanki. Czujnik wie, kiedy zaczyna się ściemniać lub wjedziemy do tunelu, dzięki czemu nie musimy pamiętać o używaniu przełącznika za każdym razem, kiedy zmieniają się warunki. Przynajmniej w teorii.

Zmyślny system nie jest nieomylny. Bardzo często zdarza się, że nie wyłapie mgły w dzień. Widoczność spada, ale natężenie światła wciąż jest zbyt wysokie, by automatyczny włącznik zadziałał. Podobne sytuacje mają czasem miejsce w czasie deszczu. Nie można też niestety wykluczyć innego czynnika, jakim jest złośliwość rzeczy martwych. Czujnik, jak każde urządzenie, może zawieść z tego czy innego powodu i nie wysłać sygnału, że jest ciemno.

Poza tym bardzo łatwo wyłączyć go przez roztargnienie. Coś pacniemy ręką, pokrętło przestawi się z pozycji „auto” na światła dzienne, a my w dzień tego nie zauważymy. Kiedy odpalimy znowu samochód po zmroku, dobre współczesne DRL będą na tyle jasne, zwłaszcza w mieście, że nie zorientujemy się, co jest grane.

Mylić się rzecz ludzka.

Wróćmy do wątku ze wstępu. Zauważyłem, że odkąd czujniki zmierzchu stały się popularne, na drogach można wyróżnić dwa typy kierowców:

Pan Zenon Zapominalski

Inicjały Z. Z. czasami nosi każdy z nas, ze mną włącznie, kiedy przez roztargnienie czy też nadmierne zaufanie do czujnika zmierzchu nie włączymy mijanek. Pan Zapominalski najczęściej może liczyć na pomoc pana Ulissesa Uprzejmego, który mrugnie mu kilka razy długimi światłami, sygnalizując, że coś jest nie tak, lub pokaże, o co chodzi, kiedy znajdzie się obok. Zenon zazwyczaj przyjrzy się wtedy instrumentom w kabinie i zobaczy, że nie świeci się kontrolka mijanek, więc je włączy.

Na koniec podziękuje gestem panu Ulissesowi i obaj pojadą dalej z uśmiechem. Pan Uprzejmy zadowolony, że zrobił coś dobrego, a nasz Zapominalski nie będzie już zagrożony nagłym bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z jadącym za nim pojazdem.

Szejk Abdul Wisimullaha

Arabski książę cechuje się pełnym zaufaniem do swojego systemu automatycznego włączania świateł. Nigdy nie sprawdza, czy czujnik zmierzchu dobrze wyłapał zmianę warunków. Co jednak o wiele gorsze, nie rozumie sygnałów dawanych przez innych kierowców. W wersji agresywnej uważa, że ten dziwny koleś mrugający długimi i pokazujący coś przez szybę, zapewne obraża mu mamę. W wersji spokojnej po prostu nie wie, o co chodzi. Na pewno nie o światła. Przecież w aucie Abdula włączają się automatycznie.

Niestety książę DRL-i nie przestawi pokrętła na światła mijania, choćbyśmy stanęli na głowie. On ma czujnik i nie obchodzą go takie bzdety. Problem w tym, że wtedy z tyłu samochodu nie świeci się kompletnie nic i można po prostu na niego wpaść.

Nie bądźmy jak Abdul.

Niestety posiadanie automatycznie włączających się świateł mijania nie zwalnia nas z obowiązku kontrolowania, czy system działa poprawnie. Musimy pamiętać, że może się pomylić, nie zadziałać albo zostać przez przypadek wyłączony. To oczywiste, że każdemu może się zdarzyć, że zapomni o światłach.

Ważne by nie być wtedy Abdulem Wisimullahą. Nie dość, że zdenerwujemy pana Uprzejmego, to jeszcze będziemy zagrożeniem dla siebie i innych kierowców. Brak tylnych świateł pozycyjnych sprawia, że w nocy, we mgle czy w czasie deszczu samochód jest prawie niewidoczny. Nawet jeśli nasze auto ma 5 gwiazdek Euro NCAP lepiej nie sprawdzać, czy kryteria ich przyznania w danym roku były sensowne. Pamiętajmy też, że inni kierowcy rzadko bez powodu chcą obrazić nasze mamy. Jeśli mrugają długimi, trąbią i gestykulują, sprawdźmy, czy światła na pewno automatycznie dostosowały się do warunków i jeśli to potrzebne, przełączmy je ręcznie na mijanki.

Pamiętajmy, że ustawienie na tryb „auto” nie oznacza, że światła włączą się zawsze wtedy, kiedy powinny. Niestety musimy kontrolować to sami, a kiedy zapomnimy, reagować na sygnały innych uczestników ruchu.

Arabskie pochodzenie pana Abdula nie jest próbą stygmatyzacji ze względu na przynależność etniczną. Nasz antybohater znany jest też jako Sasza Swiatłowicz Niewłączajew lub Janusz Mietodynda.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać