Wiadomości / Felietony

Facet w pojedynkę przejechał całe USA w niespełna 26 godzin. Wydaje mi się, że ma coś nie tak z głową

Wiadomości / Felietony 21.06.2020 193 interakcje
Piotr Szary
Piotr Szary 21.06.2020

Facet w pojedynkę przejechał całe USA w niespełna 26 godzin. Wydaje mi się, że ma coś nie tak z głową

Piotr Szary
Piotr Szary21.06.2020
193 interakcje Dołącz do dyskusji

Od lat regularnie ktoś próbuje pobić rekord w jak najszybszym przejechaniu przez całe Stany Zjednoczone. Cannonball Run w wykonaniu niejakiego Freda Ashmore’a zajął 25 godzin i 55 minut.

Być może mieliście już okazję słyszeć o czymś takim jak „Cannonball Run”. Jeśli tak, to termin ten możecie znać z kilku źródeł. Jako pierwsze nasuwają się na myśl filmy pod tym samym tytułem (w Polsce znane jako „Wyścig armatniej kuli”), z których pierwszy – z udziałem m.in Burta Reynoldsa, Rogera Moore’a, Farrah Fawcett i Petera Fondy – pojawił się na dużym ekranie w 1981 r. Fabuła dotyczyła wyścigu ze wschodniego na zachodnie wybrzeże USA.

Ale fabuła filmu nie była wymyślona od zera. Podstawą do jej powstania było istnienie wyścigu Cannonball Baker Sea-To-Shining-Sea Memorial Trophy Dash, szerzej znanego po prostu jako Cannonball Baker lub Cannonball Run. Był to wyścig nieoficjalny, przeprowadzany na zwykłych drogach, w normalnym ruchu ulicznym. Odbył się czterokrotnie w latach 70. XX w., a zadaniem kierowców było jak najszybsze przejechanie z Nowego Jorku lub Darien w stanie Connecticut do Redondo Beach w Kalifornii.

To prowadzi nas do czasów dzisiejszych, gdzie pamięć o Cannonball Run przybiera na sile.

Kolejne ekipy stosunkowo regularnie starają się pobić rekord czasu przejazdu. Przykładowo w listopadzie 2019 r. trzyosobowa grupa zmieniająca się za kierownicą Mercedesa E 63 AMG dokonała tego wyczynu w 27 godzin i 25 minut. Jeszcze mniej czasu zajęło to dwuosobowej ekipie z Audi A8, która w kwietniu przejechała cały dystans w 26 godzin i 38 minut.

Teraz musi im chyba być trochę głupio.

Bo oto pojawił się Fred Ashmore, który trasę liczącą blisko 2800 mil (ponad 4500 km) pokonał we wspomniane we wstępie 25 godzin i 55 minut. Średnia prędkość wyniosła więc ok. 174 km/h, natomiast największa, którą udało się osiągnąć – 256 km/h.

cannonball run
Fred Ashmore i Mustang, jeszcze przed podróżą. / fot. Fred Ashmore

Jakim autem tego dokonano? Fordem Mustangiem GT. Z wypożyczalni.

Całość nie polegała jednak na wzięciu kluczyków do samochodu i wciśnięcia pedału gazu, na chwałę stekom i muzyce country. Wcześniej Ashmore przystosował auto do takiej podróży – usunął z wnętrza fotel pasażera, tylną kanapę, koło zapasowe i elementy wykończenia przestrzeni bagażowej, a potem zrobił to, co robi zdecydowana większość śmiałków chcących podjąć wyzwanie: zamontował kolejne zbiorniki paliwa.

cannonball run
fot. Fred Ashmore

Sumaryczna pojemność wszystkich zbiorników sięgnęła blisko 130 galonów, czyli ponad 490 litrów. Cała rzecz w tym, by na trasie nie trzeba było tracić czasu na tankowanie – Fred Ashmore musiał zatrzymać się po paliwo na całej trasie tylko raz, a średnie zużycie z całej trasy sięgnęło ok. 19,1 l/100 km. Nie aż tak tragicznie jak na 5-litrowy silnik V8 i jazdę z gazem w podłodze przez sporą część trasy. Pomijając postój na tankowanie, Fred musiał zatrzymać się tylko raz, na stacji kontrolnej przy wjeździe do stanu Kalifornia.

cannonball run
Postój na tankowanie. Zamiast zjechać na stację benzynową i ryzykować kolejką i zbyt długą przerwą w podróży, Ashmore skorzystał z pomocy kolegów, którzy w odpowiednim miejscu czekali z pickupem z zapasem benzyny. / fot. Fred Ashmore

O dziwo, udało się uniknąć kontroli policyjnej.

Raz co prawda mało brakowało, ale kierowcy udało się zniknąć stróżom prawa z oczu. Nieodzowne w Cannonball Run są oczywiście detektory radarów, co wydatnie pomaga w unikaniu miśków. Tyle tylko, że w przypadku jazdy w kilka osób, jedna może skupić się na kierowaniu, podczas gdy pozostałe na bieżąco sprawdzają detektor, utrudnienia w ruchu i tak dalej. Ashmore musiał samodzielnie wszystko to kontrolować. Używał też CB-radia, ale głównie do tego, by przeganiać ciężarówki blokujące mu drogę.

Chyba nie mam najlepszego zdania o inteligencji pana Ashmore’a.

I nie, nie chodzi wcale o samo przejechanie 4500 km w 26 godzin. Nie, wróć… o to też, ale nie tylko. Główny powód jest jednak inny.

Rzecz w tym, że żeby zamontować cały ten osprzęt i dodatkowe zbiorniki paliwa w Mustangu, Fred Ashmore musiał wywiercić kilka dodatkowych otworów w samochodzie. Po wszystkim stwierdził, że to żaden problem, bo wypożyczalnia nawet się nie zorientuje, bo przecież wszystko będzie z powrotem przykryte wykładzinami, fotelami i tak dalej.

No ja tam nie wiem, panie Ashmore. Wydaje mi się, że raczej łatwo będzie dotrzeć do tych wszystkich szczegółów, skoro Pańskie nazwisko jest już znane na całym świecie. Teraz może paść kolejny rekord: wypożyczalnia pozwie pana Freda na rekordową sumę za rażące naruszenie warunków wynajmu.

fot. Fred Ashmore

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać