Wiadomości / Felietony

Amerykańskie ubezpieczenia komunikacyjne to kpina. Zwłaszcza jeśli jeździsz supersamochodem

Wiadomości / Felietony 11.06.2019 389 interakcji
Piotr Szary
Piotr Szary 11.06.2019

Amerykańskie ubezpieczenia komunikacyjne to kpina. Zwłaszcza jeśli jeździsz supersamochodem

Piotr Szary
Piotr Szary11.06.2019
389 interakcji Dołącz do dyskusji

Tracy Morgan to aktor i komik, a od niedawna także posiadacz Bugatti Veyrona. Miał pecha – auto zostało uszkodzone dosłownie kilka chwil po odbiorze. Jeszcze większym pechem jest działanie amerykańskiego systemu ubezpieczeń.

„Taaa, kupił Veyrona i od razu pewnie wjechał w budynek”, „Bogaty goguś, dobrze mu tak” oraz „A skąd on miał na to pinionszki?” – mniej więcej tego rodzaju myśli mogą co niektórym z was przemykać przez głowę. Na wstępie warto więc nakreślić sytuację dokładniej.

Tracy Morgan faktycznie dokonał zakupu Veyrona 16.4 Grand Sport za ok. 2 mln dol. Oczywiście nie jest to samochód fabrycznie nowy, jak sugeruje wiele portali – to egzemplarz z 2012 r., który miał już wcześniej innego właściciela. Prawdą jest natomiast, że stłuczka miała miejsce w mniej niż godzinę od wyjazdu z salonu.

Tyle że to wcale nie Morgan był winien.

Winna była natomiast pani kierująca Hondą CR-V, która w pewnym momencie zapragnęła skręcić w prawo. Z lewego pasa, przecinając tym samym drogę Bugatti. Szkód osobowych oczywiście nie odnotowano (prędkość obu aut była niska), ale materialne już jak najbardziej. A ponieważ Bugatti to jedne z najdroższych samochodów świata i takie szkody muszą być naprawiane w autoryzowanych punktach tej marki, to koszty naprawy są dość wywindowane.

Bugatti Veyron Tracy Morgan kolizja
Podobno w takim miejscu ryzyko uderzenia przez zabłąkane Hondy CR-V spada o 98 proc.

W cywilizowanym kraju (pod względem jakości ubezpieczeń komunikacyjnych) nie byłoby z tym problemu. Wjechała? Niech ubezpieczyciel płaci – dla przykładu, w 2019 r. w Polsce suma gwarancyjna w przypadku szkód majątkowych sięga 1,05 mln euro (niespełna 4,5 mln zł). Nie dopłaca się za to dodatkowo – nawet gdy miałem wartego czapkę gruszek Peugeota z 1993 r., to „kartonik” z ubezpieczalni informował o niewiele niższych kwotach (niższych, ponieważ sumy gwarancyjne co jakiś czas rosną – np. w 2018 r. zamiast 1,05 mln euro był równy milion).

Stany Zjednoczone najwyraźniej pod pewnymi względami zbyt cywilizowane nie są.

USA to państwo kontrastów. Piękne krajobrazy, wielu przyjaznych ludzi, a także – co dla nas, automaniaków, istotne – mnóstwo wspaniałych dróg i samochodów. To jednak zarazem miejsce, gdzie za leczenie szpitalne (czy nawet za przyjazd karetki) płaci się chore pieniądze, na Florydzie co chwila zdarzają się dziwne wypadki i sytuacje, a na dodatek tu i ówdzie pałętają się krokodyle i ufoludki. No i dochodzi kwestia tego nieszczęsnego ubezpieczenia.

Tracy Morgan za większą część naprawy będzie musiał zapłacić z własnej kieszeni.

Czyli może jednak choć częściowo zawinił? Albo komuś nie spodobało się, że kupił sobie tak drogie auto, więc go stać? Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu ubezpieczenie właścicielki Hondy pokryje zaledwie ok. 50 tys. dol. – wszystko co powyżej, aktor będzie musiał pokryć z własnej kieszeni. A zderzak i błotnik do Veyrona do najtańszych nie należą – prawdopodobnie trzeba będzie na nie wydać co najmniej 100 tys. dol., być może nawet więcej. Doliczając do tego utratę wartości samochodu (która będzie miała miejsce choćby przez fakt, że to zdarzenie z pewnością zostanie odnotowane w bazie CARFAX), robią się z tego poważne kwoty – szacuje się, że Bugatti może potanieć o nawet 200 tys. dol.

Hitem jest też informacja, dlaczego tak drobne uszkodzenie w ogóle musi trafić do wspomnianej bazy. Jeśli wierzyć osobom bliżej zaznajomionym ze sprawą, to wszystko z powodu… ambulansu. Choć Morganowi nic się nie stało, sam fakt zrobienia mu badań po stłuczce w zupełności wystarczy. Mając w perspektywie błyskawicznie topniejącą wartość auta, na miejscu komika chyba bym krzyczał, żeby się odwalili, bo nic mi nie jest.

Bugatti Veyron Tracy Morgan kolizja
Ja tam bym złomował za takie uszkodzenia. Teraz auto nie dość, że jest stare, to jeszcze popsute. / fot. Pagesix.com

Wychodzi na to, że jeśli mieszkasz w Stanach, to faktycznie bezsensem jest poruszanie się tak drogim samochodem po drogach publicznych.

Możesz latami jeździć zupełnie bezszkodowo swoim Rolls-Royce’em, Koenigseggiem czy Pagani, ale niech ktoś przypadkiem kichnie na twój samochód, a będziesz musiał wydać miliony monet na doprowadzenie go do stanu pierwotnego.

No i proszę: kto by pomyślał, że Polska będzie lepszym miejscem dla posiadaczy super-samochodów niż Stany Zjednoczone? Jeszcze tylko niech załatają te dziury w drogach…

Zdjęcie główne i pierwsze zdjęcie w tekście przedstawiają inny egzemplarz Bugatti Veyrona Grand Sport.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać