Klasyki

Bitwa złomów: otwieramy sezon na cabrio. Te seryjne są zbyt nudne

Klasyki 28.03.2023 64 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 28.03.2023

Bitwa złomów: otwieramy sezon na cabrio. Te seryjne są zbyt nudne

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski28.03.2023
64 interakcje Dołącz do dyskusji

Nadeszła wiosna, więc tradycyjnie czas odpalić sezon na cabrio. To nieważne, że w wielu miejscach w Polsce jeszcze leży śnieg. 

Nie mogę powiedzieć, żebym był fanem kabrioletów, bo uznaję że samochód, to takie miejsce, w którym jestem mało widoczny i mogę pozostawać incognito. Kabriolet jest nieco zbyt ekstrawertyczny. Są jednak przypadki, gdy takie cabrio jest nie do zastąpienia, typu jakiś rajd lub zlot pojazdów zabytkowych, wieczorna przejażdżka po centrum miasta i temu podobny użytek rekreacyjny. Jednak w tym celu kabriolet musi się jakoś wyróżniać. Moim zdaniem zwykłe wozy typu BMW 3 cabrio czy jakieś Audi nie wystarczą, a już produkcje w rodzaju Renault Megane II czy Forda Focusa robią więcej szkody niż pożytku. Kabriolet musi być wyjątkowy, jednostkowy, najlepiej jakby powstał na bazie samochodu, którego nigdy seryjnie bez dachu nie robiono. Zapraszam na bitwę kabrioletów-obrzynów.

Lewy narożnik: Opel od Horsta Keinatha

Horst Keinath miał świetny pomysł na życie: założył firmę, która przerabiała Ople na kabriolety. Wprawdzie Opel psuł mu temat, produkując kabriolety również we własnych fabrykach, ale Horst się tym nie przejmował i rżnął te dachy aż furczało. Była to manufaktura, produkująca po kilkaset sztuk jednego modelu, głównie ręcznie. Najbardziej znane dzieło Keinatha to kabriolet na bazie Ascony, wyprodukowany w 430 egzemplarzach. Wytwarzał też kabrioleta na bazie Monzy, a nawet zbudował dwudrzwiowego Senatora bez dachu.

Keinath C3 jest tak niezwykłym unikatem, jest tak absolutnie niespotykany, że na samym polskim OLX są jednocześnie dwie sztuki. Jedna jest idealna – za 29 900 zł, druga jest gratem za 10 tys. zł. Myślę, że jest to typowy przypadek, gdy z rzadkości danego samochodu próbuje się ulepić jego niezwykłą wartość. Rzadkość występowania klasyka nijak nie wpływa na jego wartość, gdyby tak było, to jednostkowe produkcje uklepane w garażach kosztowałyby miliardy, a VW Garbus w ładnym stanie – pięć złotych. Jest dokładnie odwrotnie. Obstawiam jednak, że w obu przypadkach zadziałał ten sam mechanizm – handlarz-sprowadzacz trafił w ogłoszeniach za granicą na coś dziwnego i nietypowego w niskiej cenie, kupił to ku dzikiej radości zagranicznego sprzedawcy (kto chce starego kanciastego Opla FWD bez dachu?) i teraz próbuje to żenić polskiej gawiedzi jako SUPERUNIKATOWE. To jedyna okazja, gdy można kupić sobie dwa JEDYNE TAKIE samochody na OLX, i to w kolorach flagi narodowej, i mieć dwa Keinathy C3, i co do każdego twierdzić że to jedyny taki w Polsce.

Jako ciekawostkę warto dodać, że jakiś czas temu w Polsce do sprzedania była inna Ascona cabrio, ale zbudowana przez firmę Hammond & Thiede.

To jest ten ładny, a teraz czas na tego do remontu. Muszę powiedzieć, że szpachla nakładana pacą robi wrażenie. W szczególności zaszpachlowana szpara między drzwiami a błotnikiem. Absolutnie bym go nie remontował, tak bym zostawił. Drzwi i tak nie należy otwierać, bo sztywność nie jest najmocniejszym punktem tego samochodu.

^ Zdjęcia z ogłoszeń, fot. Piotr i Dzidek

Prawy narożnik: Fiat 500 na licencji Zastavy, pieczołowicie odrestaurowany

Ile błędów można zrobić w pierwszym zdaniu opisu? Odpowiedź brzmi: tak. Po pierwsze, to nie jest Fiat 500. Nie jest to też Fiat 600. Jest to Zastava 750 na licencji Fiata 600, nie na odwrót. Pieczołowicie odrestaurowana? Możliwe, ale najpierw oberżnięto jej dach, wycięto drzwi i wyrzeźbiono nadwozie z tworzywa sztucznego. Nie bardzo wiem od czego pochodzi wnętrze, jest możliwe że to fabryczna deska rozdzielcza stosowana w najpóźniejszych odmianach Zastavy 750. Jedno jest pewne, samochód idealnie przywodzi ducha lat 90., kiedy takie przeróbki były powszechnie spotykane. Obrzynało się dach z czego popadło, na zlotach motoryzacyjnych widziało się Maluchy, Syreny, Garbusy i inne popularne samochody, z których właściciel w ramach zabijania nudy obrzynał diaksem słupki i otrzymywał gotowego kabrioleta. Tu oczywiście wysiłek był większy, bo nie ma drzwi, zamiast nich są tylko wycięcia w nadwoziu, żeby można było lepiej wypadać z auta na zakrętach. Można powiedzieć, że jest to taka późnojugosłowiańska spiaggina – rodzaj nadwozia stosowanego przez włoskich coachbuilderów, czyli samochód na plażę. Bez drzwi, bez dachu, wskakujesz i pędzisz. Po serbsku to powinien być plažak.

sezon na cabrio
Zdjęcie: Jacek Dębski Dealer

Mogę się z niego delikatnie podśmiewać, ale te felgi to są, kurczę, dobre. No i ta cena, jedyne 14 tys. zł za przyjemność posiadania tak wyjątkowego pojazdu. Powodzenia w dyskusji z diagnostą!

Sezon na cabrio na poważnie wypada jednak otworzyć czymś sensownym

I tu mam trzy propozycje, dwie tanie i jedną „kupisz drogo, sprzedasz tanio”.

Chrysler LeBaron – może ktoś go pokocha. Mnie się nie udało.

Mercury Capri – Mazda 323 w wersji cabrio produkowana w Australii. To tyle z wad, zalet nie stwierdziłem.

Jaguar XJS – będziesz cieszyć się nim dwa razy.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać