Wiadomości

Nie ma komu bronić niemieckich autostrad bez ograniczeń prędkości. Czas wolności się kończy

Wiadomości 07.10.2021 64 interakcje
Adam Majcherek
Adam Majcherek 07.10.2021

Nie ma komu bronić niemieckich autostrad bez ograniczeń prędkości. Czas wolności się kończy

Adam Majcherek
Adam Majcherek07.10.2021
64 interakcje Dołącz do dyskusji

Politycy coraz ostrzej walczą o limity prędkości na niemieckich autostradach, a zwolenników jazdy bez ograniczeń jest coraz mniej.

Autostrady bez ograniczeń prędkości – wisienka na samochodowym torcie niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego – mają coraz większą szansę na przejście do historii. Przestaje ich bronić nawet ADAC – największe niemieckie stowarzyszenie kierowców.

Temat wprowadzenia limitów prędkości dzieli Niemców od lat

Partia zielonych, centro-lewicowa SPD i Lewica coraz bardziej naciskają na wprowadzenie limitów, a konserwatywna CDU/CSU, Wolni Demokraci (FDP) i prawicowe AfD chcą tego uniknąć. Zwolennicy wprowadzania limitów początkowo powoływali się na kwestie bezpieczeństwa. Jednak statystyki pokazują, że więcej ofiar ginie na zwykłych drogach. Według wyliczeń podsumowujących 2017 r., na milion kilometrów przejechanych przez samochody po autostradach w Niemczech przypada 0,09 wypadku. Na drogach pozamiastowych – 0,22, czyli ponad dwukrotnie więcej. W 2017 r. w wypadkach drogowych na autostradach zginęło 409 osób, w miastach 976, a na drogach pozamiejskich z wykluczeniem autostrad – 1 795. Do tego według ADAC w krajach, w których obowiązują ograniczenia prędkości, takich jak Belgia, Francja czy Stany Zjednoczone, odsetek ofiar wypadków wcale nie jest niższy.

Po wytrąceniu z ręki tego oręża, zwolennicy limitów przeskoczyli na ekologię

Według Federalnej Agencji Środowiska, w 2018 r. Niemcy wyemitowały do atmosfery 860 milionów ton CO2, z czego za 158 milionów odpowiada ruch uliczny. Wprowadzenie ograniczenia prędkości do 130 km/h według obliczeń Agencji pozwoliłoby na poprawę wyniku o 2 miliony ton. Czyli o oszałamiające 1,26 proc. z części generowanej przez ruch uliczny i 0,2 proc. całości niemieckiej emisji CO2.

Jak dotąd zakusy partii ograniczeń prędkości przegrywały z głosem społeczeństwa

Jedni Niemców lubią, inni nie, ale obiektywnie trzeba przyznać, że demokrację mają na poziomie wyższym niż my. W ubiegłym roku np. niemieccy kierowcy oprotestowali wprowadzenie nowych przepisów przewidujących odbieranie prawa jazdy za stosunkowo nieduże przekroczenia prędkości i zmusili rząd do cofnięcia zmian. Co warte dodania, nie wnosili sprzeciwu przeciwko podniesieniu wysokości mandatów o 20 proc.

Tym razem może się okazać, że o nielimitowane prędkości na autostradzie nie będzie komu walczyć

Zwykle jednym z żelaznych punktów ruchu uporu było stowarzyszenie ADAC. To jego przedstawiciele, zgodnie z wolą lwiej części 21 milionów członków, starali się zadbać o tę niemiecką ostoję wolności. Ale ostatnio okazało się, że za utrzymaniem nielimitowanych autostrad jest tylko 45 proc. członków, a 50 proc. oczekuje wprowadzenia ograniczeń. Pozostałe 5 proc. nie ma zdania na ten temat. Do tego rosnąca liczba posiadaczy samochodów elektrycznych z pewnością nie pomoże zwolennikom szybkiej jazdy autostradami. Elektrofile i tak jeżdżą 120-130 km/h, bo powyżej tej prędkości energia z akumulatorów ucieka niepokojąco szybko.

Jak tak dalej pójdzie, to jedynym miejscem w Europie, gdzie będzie można drzeć ile fabryka dała zostanie Wyspa Man

W 2006 r. większość z jej 80 tys. mieszkańców odrzuciła pomysł wprowadzenia ograniczeń prędkości poza terenem zabudowanym. Tyle że tamtejsza sieć dróg liczy w sumie 1100 km. Z drogami w terenie zabudowanym włącznie. Na pocieszenie w Europie zostają nam jeszcze tory wyścigowe. Choć i te – nie wiadomo jak długo.

zdjęcie otwierające: travelview/Shutterstock.com

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać