Wiadomości

Bawarscy sędziowie chcą aresztować polityków za to, że nie zabronili poruszania się dieslami po mieście

Wiadomości 27.08.2018 184 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 27.08.2018

Bawarscy sędziowie chcą aresztować polityków za to, że nie zabronili poruszania się dieslami po mieście

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski27.08.2018
184 interakcje Dołącz do dyskusji

Coraz bardziej martwię się o stan demokracji w Niemczech. Tamtejszy sąd administracyjny w Monachium rozważa aresztowanie polityków, którzy nie wprowadzili zakazu poruszania się dieslami po mieście. 

Rzecz przedstawia się następująco: w Monachium często dochodzi do przekroczenia norm tlenków azotu w powietrzu. Nie jest tajemnicą, że za emisję tlenków azotu odpowiadają w największej mierze samochody z silnikami wysokoprężnymi. Sposobem na obniżenie emisji może być z jednej strony wymuszanie stosowania coraz to ostrzejszych norm emisji spalin, z drugiej (tzw. sposób kija) – zabronienie jeżdżenia samochodami z dieslem na danym obszarze.

Bawarski Trybunał Administracyjny już zobowiązał władze Monachium do „zrobienia czegoś z problemem”.

Władze zignorowały to wezwanie. Trybunał nałożył więc na miasto grzywny. Miasto je płaci i dalej nie zabrania jeżdżenia dieslami. Teraz członkowie sądu administracyjnego grożą, że aresztują władze miasta za brak dbałości o czyste powietrze.

Jak się jednak okazuje, nie ma podstaw prawnych żeby kogokolwiek aresztować. Środek zapobiegawczy w postaci aresztu stosuje się raczej wobec osób, co do których zachodzi uzasadnione podejrzenie, że albo uciekną, albo będą niszczyć dowody w swojej sprawie, albo szantażować osoby powiązane ze sprawą żeby nakłonić ich do rezygnacji z zeznań. W Monachium nic takiego się nie dzieje. Po prostu władze miasta nie mają zamiaru nakładać represji na obywateli, którzy ich wybrali. Przedkładają wolność nad redukcję tlenków azotu. Być może wyznają nawet (oburzające!) starą zasadę, że ci, którzy zarejestrowali swoje auta według przepisów z dnia rejestracji, mają prawo się nimi dalej poruszać.

Można by krzyknąć: co za wstrętne władze! Aresztować ich!

Problem w tym, że w Monachium strefa niskiej emisji działa już od 10 lat, a od 8 lat samochody bez zielonej naklejki „Umweltplakette” nie mogą wjeżdżać do centrum miasta. Wszystkie ulice wewnątrz obwodnicy (Mittlerer Ring) są objęte strefą środowiskową. Jak widać, to nic nie dało i normy dalej są przekraczane. Sąd administracyjny domaga się więc od władz zintensyfikowania działań nieskutecznych. Równie dobrze mogliby zagonić obywateli, żeby zawracali kijami rzekę Izerę, a potem aresztować organizatora za nieskuteczne zawracanie nurtu rzeki.

Kolejna sprawa to ciekawy podział władzy w Niemczech. Zawsze wydawało mi się, że w tak demokratycznym kraju jak Niemcy, sądy są od egzekwowania prawa, a nie od wyznaczania władzom samorządowym, co mają robić. A prawo w Niemczech jest takie, że od niedawna władze miast mogą same zdecydować, czy zakażą wjazdu dieslom, czy też nie. To teraz zastanówmy się: skoro mogą same decydować – i w przypadku Monachium zdecydowały, że jednak nie – to należy grozić im aresztowaniem? W takim razie po co pozostawiono tę furtkę władzom landowym, skoro i tak wiadomo było, że muszą zrobić tak, jak każe sąd? Możesz wybrać sobie ciastko czekoladowe albo sernik. Wybierasz sernik i sąd cię aresztuje. Wybór w stylu niemieckim.

Władze Monachium nie przejmują się tym

Twierdzą, że brak podstaw prawnych, by kogokolwiek aresztować, a sytuacja w Monachium nie wymaga wprowadzania dodatkowych obostrzeń. Na razie więc diesle z zieloną nalepką mogą sobie tam spokojnie jeździć dalej. Swoją drogą chciałbym zobaczyć, jak Trybunał Administracyjny aresztuje burmistrza Monachium, który tym sposobem staje się pierwszym męczennikiem za wolność samochodów z silnikiem Diesla.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać