Lokowanie produktu

Jeśli auto ma się psuć, to tylko na stacji paliw. Mają tam wszystko, czego potrzeba do naprawy i przetrwania

Lokowanie produktu 09.07.2019 76 interakcji
Michał Koziar
Michał Koziar 09.07.2019

Jeśli auto ma się psuć, to tylko na stacji paliw. Mają tam wszystko, czego potrzeba do naprawy i przetrwania

Michał Koziar
Michał Koziar09.07.2019
76 interakcji Dołącz do dyskusji

Jak skutecznie przekonać się, że stacja to coś więcej, niż miejsce gdzie tankujemy samochód? W najgorszy możliwy sposób – poprzez poważną awarię i noc spędzoną na naprawach.

Historia, którą wam opowiem przydarzyła się w lecie zeszłego roku mi i moim kolegom: A., P. i W. Ruszaliśmy właśnie na wyprawę gratem po Bałkanach. Wydawało się, że auto jest gotowe do drogi po długotrwałych przygotowaniach, więc pomimo opóźnionego wyjazdu z Warszawy nastroje były w miarę pozytywne. Nikt nie spodziewał się tego, co wydarzyło się wieczorem, około 50 km od Katowic, miejsca pierwszego noclegu.

Podczas ruszania spod świateł nasz Wartburg zaczął niemiłosiernie szarpać i zgasł. Próby odpalenia trwały chwilę, zauważyliśmy, że spod maski wydostaje się dym. To oznaczało, że trzeba działać błyskawicznie. Kiedy kierowca ciągnął za wajchę od maski, ja stałem już przed nią gotowy do otwarcia, P. kiedy tylko się podniosła wyrwał wyłącznik prądu. Zupełnie jakbyśmy wcześniej to ćwiczyli. W tym samym czasie A. wyciągał gaśnicę. Na szczęście nie była potrzebna, do opanowania sytuacji wystarczyło odcięcie zasilania.

Szczęście w nieszczęściu.

Z wielu miejsc, w których mogło dojść awarii, trafiliśmy na jedno z najlepszych – obok stacji Orlen. Zepchnęliśmy Wartburga na parking i rozpoczęliśmy diagnozę w świetle latarni. Kiedy okazało się, że jednocześnie mamy zerwaną linkę sprzęgła i spaloną dużą część elektryki, było już pewne, że czeka nas długa noc. W czasie kiedy 2 z nas sprawdzało co doprowadziło do jednoczesnej awarii pozornie niezwiązanych ze sobą rzeczy, ja poszedłem na stację po zaopatrzenie. Skoro chwilę tu posiedzimy przyda się coś do picia i przegryzienia.

Jak dobrze, że na współczesnych stacjach są zawsze zimne napoje i ciepłe przekąski. To Orlen, więc pewnie mógłbym wybrać nawet coś ciekawego z menu, ale nie miałem wtedy głowy by zastanawiać się, czy wolę panini, czy może kanapkę z kurczakiem. Woda, sok, 4 znane i sprawdzone hot dogi. Kiedy dostarczyłem chłopakom zapasy, ci skonsumowali je nawet nie odwracając wzroku od przewodów pod maską. Zagadka awarii była ciekawsza od przyziemnego jedzenia.

Ustalenie przyczyn to nie wszystko.

Po trwającym do mniej więcej północy ocenianiu zniszczeń i wspólnej burzy mózgów znaleźliśmy odpowiedź na pytanie co się stało. Zerwał się przewód masowy między skrzynią a budą, linka sprzęgła zaczęła go zastępować i rozgrzała się do tego stopnia, że pancerz się stopił, blokując ją. Po wciśnięciu pedału po prostu się zerwała. Wtedy prąd znalazł sobie drogę przez wszystkie drobne kable masowe, zaczynając je palić. Wiedzieliśmy już co i jak musimy naprawić, ale nie zmieniało to wcale postaci rzeczy, że wszystkie wiązki pod maską wymagały wyjęcia z owijek, sprawdzenia i ponownego zaizolowania, a uszkodzone przewody musiały zostać wymienione.

Rozpoczęła się żmudna praca, która nie obyłaby się bez odpowiedniej dawki kofeiny. To kolejna świetna rzecz na współczesnych stacjach – świeża, smaczna kawa. P. i W. zajęli się odbudową elektryki, a ja i A. mogliśmy trochę się zdrzemnąć. Ostatnie co widziałem zasypiając, to jak obaj skazani na naprawianie elektryki wracają ze stacji z charakterystycznymi kubkami StopCafe.

Stacja – niezwykle użyteczne miejsce.

Obudzili mnie nad ranem. Trzeba było już tylko wymienić linkę sprzęgła, potem razem wykombinujemy jak dorobić główny przewód masowy. Z jeszcze sklejonymi oczami poszedłem do budynku stacji umyć twarz i kupić sobie kawę. Usiadłem z kubkiem przy stoliku by dojść do siebie zanim zacznę swoją, już stosunkowo drobną część naprawy Wartburga. Dzięki temu, że do awarii doszło akurat tutaj, mieliśmy co jeść, czego się napić i czym się pobudzić. Było gdzie się umyć i skorzystać z toalety. Teraz mogłem się wygodnie rozsiąść popijając kawę i przywrócić się do życia po 3 godzinach snu.

Rozglądając się zauważyłem, że stacja może przydać się nie tylko w naszej sytuacji. Paliwo, za które można zapłacić przy dystrybutorze to tylko początek. Jeśli zapomnimy o prezencie dla chrześniaka – jest regał z zabawkami. Jest prasa. Chyba widziałem nawet pieczywo. Poza tym na stacji jest też zawsze jeden ważny regał, ten który był mi tamtego dnia najbardziej potrzebny – samochodowe przydasie. Wiedziałem, że jedyna linka, którą mamy przy sobie, to element używany, kupiłem więc WD-40 by oczyścić gwint regulacyjny i ŁT-43 by ją dodatkowo przesmarować.

Stacja paliw Orlen kawa

Szczęśliwe zakończenie.

Wymiana poszła w miarę gładko. Przy okazji obejrzałem robotę chłopaków. Wszystkie kable, które padły ofiarą awarii tkwiły, już w wiązkach, na nowo zaizolowane. Mieliśmy dużo szczęścia. Horyzont zniszczeń kończył się dosłownie tuż przed kabiną. Dobrze, że mieliśmy wyłącznik prądu, bo grzebanie w przewodach pod deską byłoby masakrą. Na koniec trzeba było jakoś zrobić nową główną masę. Puściliśmy ją pomiędzy bagnetem od sprawdzania stanu oleju i nadkolem, bo tam idealnie pasował wystarczająco gruby przewód, który mieliśmy w bagażniku.

Próba odpalenia po naprawie przebiegła pomyślnie. Elektryka działała tak jak powinna. Na zakończenie przygody poszliśmy jeszcze na stację zjeść śniadanie z widokiem na wschodzące słońce, a potem ruszyliśmy do miejsca gdzie mieliśmy się zatrzymać poprzedniego dnia, by porządnie się umyć i wyspać przed dalszą podróżą.

Układając się do snu, tym razem w wygodnym łóżku, a nie na fotelu w Wartburgu, rozmyślałem o tym, jak dużo mieliśmy szczęścia w nieszczęściu, że do awarii doszło akurat obok stacji Orlenu. Mieliśmy tam wszystko, czego potrzebowaliśmy w kryzysowej sytuacji. Zaplecze sanitarne, kawę, jedzenie, zimne napoje, nawet smar i WD-40, a to i tak zaledwie ułamek oferty.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać