Felietony

Hiszpania chce zakazać aut spalinowych od 2040 r. A inne państwa? Też z tym zwlekają

Felietony 16.11.2018 225 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 16.11.2018

Hiszpania chce zakazać aut spalinowych od 2040 r. A inne państwa? Też z tym zwlekają

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski16.11.2018
225 interakcji Dołącz do dyskusji

Przeczytałem utrzymany w katastroficznym tonie wywiad w Gazecie Wyborczej, w którym pewien fizyk utrzymuje, że w ciągu 50 lat ludzkość wymrze. Tymczasem Hiszpania chce zabronić sprzedaży pojazdów spalinowych, ale dopiero za 22 lata.

Kraje europejskie, zwłaszcza te z tzw. bogatego zachodu, głośno już mówią o tym, że wprowadzenie całkowitego zakazu sprzedaży samochodów spalinowych jest nieuniknione. Spierają się tylko o datę. Do niedawna dziewięć krajów zapowiedziało wprowadzenie takiej restrykcji – właśnie dołączyła do nich Hiszpania z planowanym końcem sprzedaży „spaliniaków” w 2040 r. Czyli za 22 lata.

Jak to wygląda w innych krajach?

Najbardziej realistyczne założenia ma Norwegia, która chce już w 2025 r. zabronić sprzedaży samochodów spalinowych. Mając na uwadze, że już teraz udział sprzedaży samochodów elektrycznych i hybryd plug-in w tym kraju przekracza 50 proc., nie będzie to zbyt skomplikowane. Drogą Norwegii szybko podąża Holandia. Tu data zakończenia sprzedaży nowych aut na sok z dinozaurów jest późniejsza tylko o 5 lat: rok 2030. Jeśli już mowa o roku 2030, to do gry włączyły się Indie. Ich premier twierdzi, że chciałby, by w 2030 r. wszystkie nowe auta oferowane w tym kraju były elektryczne, ale musi jeszcze sprawdzić, czy będzie to miało uzasadnienie ekonomiczne.

W 2030 r. samochodów spalinowych z salonów chciałaby pozbyć się też Irlandia, ale to mały kraj i niewielka skala emisji CO2. Podobnie jest z Izraelem, ale Izraelczycy dopuszczają jednak, żeby od 2030 r. w sprzedaży pozostały pojazdy napędzane gazem ziemnym. Diesel i benzyna – precz. Dania: też niezbyt ważna, chciałaby pozbyć się trucicieli do 2035 r. Dużo większe znaczenie ma Francja, gdzie plan klimatyczny z 2017 r. zakłada, że samochody o napędzie konwencjonalnym miałyby zniknąć ze sprzedaży do 2040 r. Albo do 2030 r. Dokładnie nie wiadomo, ponieważ żadna ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła.

2040 r. to też cezura dla Wielkiej Brytanii. W 2040 r. nie ma być w sprzedaży już żadnych innych aut niż elektryczne. Do 2050 r. ma zniknąć emisja z aut spalinowych. Nie wróży to dobrze licznym brytyjskim właścicielom klasyków. Albo przerobią je na prąd, albo zezłomują. Kto by tam za nimi płakał, gdy chodzi o przetrwanie ludzkości?

Niemcy, Stany Zjednoczone, Chiny?

Stany Zjednoczone nie zajęły stanowiska w tej sprawie. Nie spodziewamy się go po prezydencie Trumpie, który jest dumny z tego, że jest amerykańskim nacjonalistą i uwielbia wielkie samochody z silnikami spalinowymi. Chiny? Są jakieś plany, ale nic konkretnego, jedynie tradycyjne mamrotanie, że trzeba przestawiać się na elektromobilność. Co zresztą Chińczykom idzie najlepiej na świecie, nie licząc Norwegii (nieporównywalna skala wielkości).

Jeśli chodzi o Niemcy, to Angela Merkel pochwaliła plany brytyjskie i francuskie, sama jednak nie wyznaczyła ostatecznej daty. Wspomniano jedynie tajemniczo, że „dobrze, gdyby była ona wspólna dla największych krajów Europy”.

Czy te plany są realne?

To zależy, czy chodzi tylko o uregulowania prawne, czy też o realną redukcję emisji CO2. Jeśli chodzi o to drugie – nie. Oprócz norweskiego. Najbardziej nierealny jest koncept indyjski, ale zapewne wszyscy to wiedzą. W pozostałych krajach można oczywiście wprowadzić zakaz sprzedaży samochodów spalinowych, jednak przełożenie się tego na faktyczny spadek emisji spalin potrwa wiele lat. Jeśli wierzyć naukowcowi przytoczonemu na początku, są to lata, których nie mamy.

Moim zdaniem drogi są dwie: albo palimy ropę naftową do końca, bawiąc się ile wlezie i kompletnie nie przejmując globalnym ociepleniem, a po nas przyjdzie katastrofa, która wybije 80-90 proc. ludzkości, albo porzucamy pozorowane działania w celu ograniczenia emisji, takie jak „zakaz sprzedaży samochodów spalinowych za 22 lata” i zaczynamy działać natychmiast.

Nie przez przejście na samochody elektryczne, bo to nie ma nic wspólnego z ograniczaniem emitowania CO2. Aby skutecznie walczyć ze wzrostem emisji CO2, należy zlikwidować przemysł w ogóle, odebrać ludziom zdobycze cywilizacji i prowadzić regularną politykę eksterminacji obywateli, tak aby zredukować liczbę ludności o 80-90 proc. w ciągu 50 lat. Gdy zostanie nas 500 mln i będziemy zajmować się wyłącznie ekstensywnym rolnictwem, zbieractwem i myślistwem, a średnia wieku spadnie do 30 lat – niewątpliwie emisje CO2 radykalnie spadną.

Hiszpańska zagrywka nazywa się z angielska „virtue signal”. Wiemy, że powinno się coś zrobić, więc zapowiemy, że to zrobimy, w odległej przyszłości. A na razie wszystko zostaje tak jak jest, ale za to polepszyliśmy trochę swój wizerunek. Czekam na pierwszy kraj w Europie, który podejmie niepopularną decyzję i zakaże nie tyle sprzedaży, co jeżdżenia samochodami spalinowymi. To walczymy z tymi emisjami CO2, czy nie?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać