Felietony

Motoblender 9/2019: smok się obudził i urósł 20-krotnie

Felietony 09.03.2019 324 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 09.03.2019

Motoblender 9/2019: smok się obudził i urósł 20-krotnie

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski09.03.2019
324 interakcje Dołącz do dyskusji

Ten czas tak leci że nie wiadomo jak go zatrzymać. To już dziewiąty motoblender w bieżącym roku. Zapraszam na szybki przegląd tego, co zdarzyło się w ubiegłym tygodniu.

Po raz pierwszy od dawna zaczyna mi być żal producentów samochodów. Tzn. żal mi ich tylko w Europie, ponieważ znaleźli się oni w totalnym klinczu. Samodzielnie wylobbowali we władzach Unii Europejskiej normy emisji spalin po to, żeby wykończyć mniejszą konkurencję, ale nie zdali sobie sprawy, że poruszyli niezatrzymywalną lawinę. Szybko okazało się, że te same normy, które miały zepsuć biznes mniejszym producentom (co się udało), zaczęły być tak restrykcyjne, że również ci więksi mają z nimi problem. A teraz jest jeszcze gorzej, bo wchodzą wyższe kary za średnią emisję CO2 i trzeba się w panice elektryfikować. Na elektryfikację nie ma pieniędzy, nie ma akumulatorów bo łapę na biznesie trzymają Chińczycy, no i to by wymagało zmianę całego modelu biznesowego. Dodatkowo temat podgryzają firmy, które twierdzą że samochód prywatny to przeżytek, bo liczą się tylko usługi transportowe, a firmom tym wtórują opłacane z ich pieniędzy tzw. „ruchy miejskie”.

Producenci samochodów po prostu długo drażnili smoka, bo liczyli na to że ten smok się obudzi, zazionie ogniem i spali ich konkurencję, a oni zdążą uskoczyć. Na sekundę zdążyli, ale pomiędzy kolejnymi splunięciami ogniem smok zdążył powiększyć się 20-krotnie i teraz najbardziej zagraża tym, którzy go obudzili. W Europie nie opłaca się sprzedawać samochodów – nie opłaca się to nawet wielkim koncernom. Moim zdaniem będziemy widzieli znaczący zwój tej branży, o ile już go nie obserwujemy. Z mojego punktu widzenia jest on już widoczny.

W czym jest widoczny?

Jeszcze 2-3 lata temu wszyscy producenci mówili, że teraz to już dosłownie lada moment wszystko będzie elektryczne. Tymczasem Hyundai wycofał elektryczną Konę z Wielkiej Brytanii. W wyjaśnieniu napisał, że nie może dostarczać tego samochodu, bo popyt jest za wysoki. To jak TVP, które prosiło widzów, by wyłączyli telewizory przed popularnym serialem w celu zmniejszenia obciążenia podstacji.

Volkswagen wyciął hybrydy plug-in, choć już miał je w ofercie. Mercedes też wywalił klasę E z wtyczką z oferty. BMW opóźnia swoje PHEV-y ile może. Audi pokazało e-trona i na tym się skończyło. Mercedes zaprezentował elektrycznego EQC w sierpniu zeszłego roku – nie można go na razie kupić. To wygląda tak, jakby nie było sensu się starać. W przyszłym roku wejdą nowe normy emisji CO2, mordercze dla samochodów spalinowych, i być może wtedy dopiero zacznie się elektryczna ofensywa. Ale może to już być za późno.

Producenci wykonują już ruchy paniczne. W każdym motoblenderze musi pojawić się jakaś informacja, co z gamy wyciął Ford. Na przykład w Wielkiej Brytanii okroił gamę modelu Fiesta o 40%, a przypomnijmy że Fiesta to absolutny lider sprzedaży Forda w Europie.

Mikropla w morzu

Co do elektrycznej ofensywy, to zelektryzował mnie nius o tym, że nowe Porsche Macan będzie tylko elektryczne, bez silnika spalinowego. Porsche szybko dodało, że stara generacja zostanie nadal w produkcji na rynki, gdzie auta elektryczne nie są jeszcze tak popularne. I tak będzie coraz częściej: Europa będzie dostawać wersje wykastrowane albo elektryczne, reszta świata będzie miała osobny model napędzany gnojówką z dinozaura. Z czasem okaże się, że ten model dla Europy to za bardzo się nie opłaca i w sumie można by go pożegnać. I nie należy tu nadmiernie ekscytować się wiadomością, że już 20 tys. klientów zdecydowało się w ciemno zamówić elektryczne Porsche Taycan (produkcja ruszy pewnie we wrześniu). Te 20 tys. to jest nie kropla, to jest mikropla na europejskim rynku i to absolutnie niczego nie zmienia.

porsche-taycan

Poza tym jest jeszcze jedna kwestia. Unia Europejska traktuje wszystkie kraje tak, jak te najbogatsze. My jako biedniejszy kraj Unii dostaniemy najbardziej w pupę, gdy przyjdzie do faktycznego liczenia każdego grama CO2. Drożejące samochody Europejczycy z bogatego zachodu jakoś przełkną, ci ze wschodu po prostu przestaną je kupować i zaczną ciągnąć jeszcze więcej używanych z zachodu. Zawsze mnie to dziwiło, że mamy w UE dwa różne światy, tj. świat krajów zachodu i świat nowej Unii. Wymagania dla samochodów sprzedawanych w Polsce są takie same jak na zachodzie (więc nowe auta są drogie – porównajcie z cenami nowych aut np. w Indiach), ale za to wynagrodzenia 4 razy niższe.

Lekcja dla czytelników

Tymczasem w Oslo powoli kończą się przywileje dla samochodów elektrycznych, czemu trudno się dziwić, bo nie da się uprzywilejowywać wszystkich. Ponoć w tej chwili znalezienie wolnej ładowarki w Oslo to jak znalezienie miejsca do parkowania pod cmentarzem 1 listopada – musisz jeździć i walczyć. Nowe przepisy wprowadzają opłaty za stanie pod ładowarką i ograniczają czas korzystania z wtyczki do 3 godzin. Ciekawe ile zasięgu można sobie zwiększyć w 3 godziny. Ktoś ostatnio zliczył, że 120 km w 5 minut z szybkiej ładowarki to bujda. Przy okazji, może Wam uda się rozgarnąć o co chodzi w podlinkowanym powyżej artykule na next.gazeta.pl, gdzie napisano że rezygnacja z darmowego ładowania w Oslo to „lekcja dla polskich samorządów”, bo przeczytałem go 3 razy i żadnej lekcji tam nie widzę.

Strefa transportu cebulowego

W zupełnie odwrotnym kierunku poszli zarządcy strefy ekologicznego transportu na krakowskim Kazimierzu, pierwszej takiej strefy w Polsce. Strefa ta w polskich warunkach wycina 99,9% samochodów, więc de facto oznacza zakaz ruchu, a nie żaden ekologiczny transport. Na szczęście uznano, że można przecież wprowadzić parę wyjątków. Mieszkańcy – wiadomo, muszą jakoś dojechać, nawet jeśli jeżdżą 30-letnim baleronem w klekocie. Przedsiębiorcy z firmami w strefie – no… też, bo przecież bus musi dowozić towar. Ale co zrobić z klientami? Skoro pozwoliliśmy jednym i drugim, pozwólmy trzecim. Ale wydawajmy im specjalne bileciki, to będzie bardzo ekologiczne. Nieważne, że wtedy wjadą wszyscy, ważne że jest strefa i jest czyściej. No i parę osób zarobiło, bo strefę trzeba było wyznaczyć, oznakować i patrolować. Moim zdaniem strefy zrównoważonego transportu powinny być patrolowane Żukiem z Andorią, właśnie po to żeby zrównoważyć te niezwykle czyste, ekologiczne pojazdy jakie przemieszczają się po strefie.

Oczywiście nikt nawet nie pomyśli, żeby w związku z tym na przykład zmienić założenia stref ekologicznego transportu i wpuścić do nich więcej pojazdów, np. hybrydy. Lepiej jest zrobić model polski: zakazujemy wszystkim, a potem robimy 28 wyjątków, więc i tak wszyscy wjeżdżają. Yogibabu!

Podsumowanie salonu w Genewie

W Genewie zaprezentowano trzy samochody. Wszystkie trzy szczegółowo opisaliśmy. Są to Peugeot 208, Mazda CX-30 i Mercedes CLA „Shooting Brake”. Wszystkie trzy wydają mi się ciekawe i z przyjemnością pokażemy je bliżej, gdy tylko nadarzy się taka możliwość. Jednak ludzie piszą, że w Genewie pokazano o wiele więcej samochodów. Zacząłem więc szukać, co jeszcze tam się pojawiło i niczego nie stwierdziłem. Cała reszta salonu genewskiego to wynalazki, koncepty oraz przede wszystkim supersamochody. Wygląda to tak, jakby każdy chciał się podczepić pod rynek supersamochodów z czymś możliwie dziwnym, szokującym, czymś co sprawi że Ludzie O Bardzo Wysokich Dochodach zainteresują się i zechcą wydać lekką ręką kilkaset tysięcy euro na kolejny superdziwny pojazd bo „takiego jeszcze nie mają”. Może koncepcja biznesowa firmy Arrinera opierała się właśnie na tym pomyśle?

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać