Ciekawostki

Przybywa elektryków – kończą się przywileje. W Europie czeka nas to samo

Ciekawostki 28.01.2019 289 interakcji
Adam Majcherek
Adam Majcherek 28.01.2019

Przybywa elektryków – kończą się przywileje. W Europie czeka nas to samo

Adam Majcherek
Adam Majcherek28.01.2019
289 interakcji Dołącz do dyskusji

Wraz ze wzrostem liczby elektryków maleją stanowe przychody z podatku drogowego ujętego w cenie paliwa. Amerykanie mają zamiar obciąć przywileje dla aut elektrycznych. Europa już czeka w kolejce.

Widząc środowiskowe zalety popularyzacji alternatywnych źródeł napędu, rządy stanowe zwykły wprowadzać szereg zachęt i ułatwień dla tych, którzy decydowali się porzucać samochody z napędem spalinowym na rzecz napędów elektrycznych, hybrydowych, czy aut zasilanych przez ogniwa paliwowe. 

O popularyzację elektryków dbała też np. Tesla.

Musk proponował swoim klientom bezpłatne korzystanie z superchargerów oraz nagrody za wyszukiwanie kolejnych chętnych do przesiadki do Tesli. Program bezpłatnych superchargerów zakończono w ubiegłym roku, a od 1 lutego zniknie również program korzyści z polecania auta nowym użytkownikom. Jakby tego było mało, rosnące ceny korzystania z superchargerów również mogą zniechęcić część klientów do przesiadki do Tesli. 

Problem rosnących kosztów dotknie nie tylko klientów Muska.

Z roku na rok ograniczane są ulgi podatkowe dla korzystających z samochodów elektrycznych. Trzy lata temu kupując elektryka, można było liczyć na 7,5 tys. dol. oszczędności. W połowie 2019 r. będzie to tylko 1875 dol. Przy średniej cenie samochodu z napędem alternatywnym wynoszącej obecnie w Stanach ok. 27,5 tys. dol., federalna ulga podatkowa miała niebagatelne znaczenie.

To jednak nie koniec złych wiadomości.

Podobnie jak u nas, koszty utrzymania infrastruktury drogowej w znacznej części pokrywane są w Stanach z wpływów z podatków drogowych. Podatki te są ujęte w cenie paliwa. To sensowne rozwiązanie – im więcej ktoś jeździ, tym bardziej dokłada się do kosztów utrzymania dróg. Właściciele samochodów elektrycznych nie musieli się przejmować tym podatkiem. Nie kupując paliwa, nie mają jak go opłacać. 

Im więcej osób będzie wymieniało samochody z silnikami spalinowymi, tym większe będą zatem niedobory w stanowych kasach. Według badań Uniwersytety Kalifornijskiego sprawa jest coraz poważniejsza. Ten stan może się pochwalić nadreprezentacją elektryków w stosunku do reszty Ameryki, a co za tym idzie, dziura w budżecie robi się coraz większa. Według raportu opublikowanego w uczelnianym serwisie, jeśli zgodnie z założeniami w 2030 r. po drogach tego stanu będzie jeździć 5 mln elektryków, fundusze na infrastrukturę drogową będą niższe o pół miliarda dolarów rocznie.

Rozwiązanie problemu – roczna opłata rejestracyjna.

Jednym ze sposobów na ratowanie budżetu jest wprowadzenie rocznej opłaty rejestracyjnej, którą będą ponosić właściciele elektryków i hybryd. W Kalifornii zapowiedziano jej wprowadzenie na 2020 r. Miałaby ona wynieść 100 dol. Na taką formę zadośćuczynienia zdecydowało się już 18 stanów – w Waszyngtonie płaci się 150 dol., w Karolinie Północnej – 130 dol. 

Badacze z Uniwersytetu zwrócili jednak uwagę, że wprowadzenie opłaty niezależnej od faktycznego użytkowania auta zniechęca tych, którzy po zakupie samochodu elektrycznego nie będą go intensywnie eksploatować. Zniechęca też posiadaczy hybryd plug-in, którzy musieliby ponosić tę opłatę, mimo że już płacą podatek tankując swoje auta. I chyba faktycznie zaczyna brakować chętnych na elektryki, bo z pomysłu opłaty wycofało się już 6 stanów. 

Lepszym rozwiązaniem miałaby być opłata uzależniona od liczby pokonanych kilometrów, wnoszona raz do roku, po podsumowaniu przebiegu auta. Przynajmniej takie rozwiązanie proponują wspomniani badacze. 

Wraz z popularyzacją samochodów elektrycznych maleją więc oszczędności finansowe wynikające z ich użytkowania. A gdy maleją oszczędności, tak długo, jak elektryki nie będą równie  tanie w zakupie i praktyczne co ich klasyczne odpowiedniki, trudno będzie liczyć na to, że ludzie zaczną się do nich masowo przesiadać. Widać to dobrze na przykładzie Wielkiej Brytanii. A jeśli ludzie nie będą się chcieli do nich przesiadać, producenci w pewnym momencie stracą motywację do rozwijania tej gałęzi swojej działalności. Zawsze jednak będą mogli liczyć na rządzących – Unia Europejska będzie im pewnie chętnie przykręcać śrubę. 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać