Felietony

Dajmy spokój temu Taycanowi. Jego zasięg naprawdę nie stanowi problemu

Felietony 24.05.2020 259 interakcji
Adam Majcherek
Adam Majcherek 24.05.2020

Dajmy spokój temu Taycanowi. Jego zasięg naprawdę nie stanowi problemu

Adam Majcherek
Adam Majcherek24.05.2020
259 interakcji Dołącz do dyskusji

Nie sądzę, żeby klienci Porsche wybierający model Taycan odczuwali range anxiety, czyli przejmowali się tym, ile auto potrafi pokonać na jednym ładowaniu.

Pod moim tekstem o zakończonej średnim sukcesem podróży z Warszawy do Wrocławia, pojawiło się wiele komentarzy krytykujących zasięg elektrycznego Porsche. Że to nie jest pełnowartościowy samochód, a zabawka dla bogatych ludzi. Że taki elektryk to czysta głupota, że to przeciążony kloc, zużywający prąd jak stara lodówka Mińsk. A wygodę jego użytkowania i praktyczność ktoś ocenił jako żart. 

Ośmielę się z nimi kompletnie nie zgodzić, gdyż chwilowo to ja jeżdżę tym wozem i mogę coś na ten temat powiedzieć. Taycanowi niczego nie brakuje.

W ogóle ostatnio coraz bardziej dziwię się tej presji na tzw. range anxiety.

Lwia część ludzi wypowiadających się o elektromobilności patrzy na samochody elektryczne głównie przez pryzmat zasięgu, jakby wszyscy nagle byli komiwojażerami i odległość do pokonania na jednym ładowaniu to był jedyny parametr decydujący o wyborze jakiegokolwiek samochodu. Czy naprawdę to jest najważniejsze? 

Porsche Taycan Range anxiety

Mnie się wydawało, że auto wybiera się pod kątem różnych cech, które są ważne dla tego, kto będzie z niego korzystał.

Jak ktoś potrzebuje minivana do wożenia rodziny z wanienką i wózkiem, nie kupuje Volkswagena Upa. A kupujący Upa nie narzekają, że nie da się nim przewieźć lodówki. Właściciel Opla Combo nie płacze, że w sprincie spod świateł przegrywa z większością miejskich maluchów, a ja kupując Civica nie oczekiwałem, że będę mógł nim jeździć po leśnych wyrypach. 

Dobra, dobra, ale każdym z tych samochodów dojechałbyś do z Warszawy do Wrocławia bez konieczności robienia przerwy w podróży.

Oczywiście, to prawda, tylko czy w każdej podróży najważniejsze jest to, by zaliczyć ją jak najszybciej, najlepiej bez przerwy? W ciasnym, skromnie wyposażonym wnętrzu miejskiego malucha? W hałaśliwej kabinie jakiegoś kombivana o aerodynamice szafy? Albo w niewygodnym fotelu SUV-a, w którym siedzi się jak na krześle i trzeba podkładać poduszkę pod lędźwie, żeby potem nie skarżyć się na bóle pleców? Byle bez międzylądowania na ładowanie/tankowanie?

Jak często faktycznie potrzebujecie przejechać na raz 400 km? 

Mi wychodzi, że poza służbowymi wyjazdami, co najwyżej kilka razy w roku. A zwykle dziennie przejeżdżam co najwyżej kilkadziesiąt kilometrów, sporadycznie ponad 100. Weekendowe wypady zwykle zamykają się w dystansie 200-250 km w jedną stronę. Po co miałbym oczekiwać od samochodu, żeby koniecznie był stworzony do przejeżdżania co najmniej pół tysiąca kilometrów na jednym tankowaniu?

Porsche Taycan Range anxiety

Bo czasem może się zdarzyć, że będziesz potrzebował pojechać dalej.

Jasne, tak samo, jak czasem się zdarza, że potrzebuję przewieźć lodówkę, zapakować do kabiny więcej niż 5 osób, albo wjechać pod stromą górę po nieodśnieżonej drodze. I mój samochód może się do tego po prostu nie nadawać. Ale to wcale nie oznacza, że jest z nim coś nie tak. 

I tak jak potrzebując częściej auta do wożenia lodówek kupiłbym sobie dostawczaka, a do częstej jazdy w górach terenówkę z napędem 4×4, tak do auta na długie trasy wybrałbym odpowiedni samochód, najchętniej hybrydę z silnikiem Diesla. Dopasowałbym auto do potrzeb.

I to nie chodzi wyłącznie o Taycana. Tyczy to każdego auta elektrycznego.

Ludzie wybierają je np. dlatego, że mają fotowoltaikę na dachach swoich domów i mogą sobie ładować je za darmo. Na co dzień wystarczy im to w zupełności, a jeśli od czasu do czasu potrzebują przejechać nadspodziewanie długi dystans, po prostu wsiadają w inne auto. Umówmy się – ktoś, kto myśli o zakupie Taycana, pewnie ma w garażu już coś innego. A jak bardzo chce jechać elektrykiem, to  planuje podróż tak, by po drodze zatrzymać się na szybkie ładowanie. Jasne, czasami z planów nic nie wychodzi, bo ładowarka jest zajęta, albo nie działa. Ale to kwestia rozwoju infrastruktury, a nie wada samochodu elektrycznego. 

A dla tych, którzy jeżdżą samochodami elektrycznymi, większą zaletą niż ogromny zasięg może być to, że praktycznie w ogóle nie muszą odwiedzać stacji paliw/ładowarek i codziennie rano wsiadają do auta naładowanego w 100 procentach. Gdy potrzebują dostać się bardzo szybko gdzieś bardzo daleko, pewnie wsiadają w samolot.

130 lat temu Bertha Benz kupowała paliwo w aptekach. 

Gdyby wtedy konstruktorzy pierwszych aut stwierdzili, że to zabawki dla bogatych ludzi i nie warto ich rozwijać, być może wciąż część z nas pracowałaby przy usuwaniu końskich placków z ulic miast. I owszem, dziś auta takie jak kosztujący prawie milion złotych Taycan też można uważać, za zabawki dla bogaczy. Ale zwykle to co nowe jest drogie, a dzięki temu, że znajdują się na to chętni, z czasem staje się coraz popularniejsze. I tak będzie też z samochodami elektrycznymi. 

Przyzwyczailiśmy się, że wszędzie trzeba się spieszyć. 

Że szybciej to lepiej. Nie czekamy na wiadomości o 19:30, sprawdzamy newsy na bieżąco online. Jemy na szybko w fastfoodach, albo zamawiamy z knajpy na telefon, żeby nie tracić czasu na przygotowanie posiłków. Zamiast dbać o zdrowy styl życia pakujemy w siebie wzmacniające suplementy. I zamiast wyrzeźbić się na siłowni, wolimy operacje plastyczne. Bo tak jest łatwiej i szybciej. A jak gdzieś jedziemy autem, to zwykle chcemy dotrzeć do celu jak najszybciej, zamiast cieszyć się samą podróżą. Może elektryki pomogą nam się zmienić? 

A Taycan ma mnóstwo zalet, ale o tym opowiadam w poświęconym mu teście.

On dziś po prostu wyprzedza możliwości infrastruktury.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać