Przegląd rynku

Poniedziałkowy przegląd ofert: nieciekawe youngtimery, o których marzysz

Przegląd rynku 09.03.2020 1460 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 09.03.2020

Poniedziałkowy przegląd ofert: nieciekawe youngtimery, o których marzysz

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski09.03.2020
1460 interakcji Dołącz do dyskusji

Zbliża się wiosna i sezon na jazdę youngtimerem. Jeśli jeszcze nie masz wymarzonego młodego klasyka, ten przegląd na pewno ci się przyda, zapewniając serię rozczarowań.

Po co kupujemy youngtimery i auta zabytkowe w ogóle? Żeby się pokazać, to z pewnością. Ale co najmniej równie ważnym powodem wydaje mi się chęć zakosztowania innego rodzaju doznań płynących z jazdy samochodem. Na co dzień mamy nowoczesny wóz, może własny, może w leasingu albo służbowy, ale w weekend chcemy pojeździć sobie youngtimerem i poczuć jak to kiedyś byłoOczywiście nie może to być wiecznie psujący się, 50-letni zabytek palony z korby z dolnozaworowym silnikiem (żartuję – 50 lat temu te rzeczy też były przestarzałe), tylko coś czym da się normalnie jeździć, ale co jednak zapewnia wrażenia w rodzaju „ależ byłem kiedyś młody/a” – warkot silnika, ręczne ssanie, zapach paliwa, analogowe sterowanie wszystkim, brak wspomagaczy kierowcy… ach, cóż za nostalgiczne uczu…

STOP

Zanim wydasz swoje pieniądze na youngtimera, musisz przygotować się na rozczarowanie. Zwłaszcza jeśli będzie to twoje pierwsze stare auto, starsze od ciebie. Jest bardzo duża, granicząca z pewnością szansa, że ono po prostu będzie nieciekawe. Że będzie jeździć jak zwykły samochód. Nie będzie tego uczucia „ależ to wspaniały klasyk”, nie będzie tego uwielbienia dla jego niedoskonałości, bo żadnych niedoskonałości nie będzie. Przejażdżka youngtimerem po promenadzie w promieniach zachodzącego słońca będzie ekscytująca jak wybieranie bułek w Lidlu. Odpalasz, jedziesz, wracasz. I on tak normalnie jedzie, jak zwykły wóz, a ludzie zastanawiają się, czy to youngtimer, czy po prostu pożyczyłeś auto od dziadka. Zapraszam zatem na przegląd siedmiu nieciekawych youngtimerów za niemałą forsę.

Ziew 1: BMW E34

Jechałem kiedyś takim BMW. To taki Opel Omega, tylko z brzydszym wnętrzem. Środek był szary i wykonany z przeciętnych materiałów. Deska rozdzielcza – taka na 3+. Podobno silnik pod maską miał wydawać jakiś wspaniały pomruk rzędowej szóstki, ale niczego takiego nie stwierdziłem, po prostu szumiał. Taki bawarski baleron. Jeździ jak każde inne auto z przełomu lat 80. i 90.

Ile trzeba wydać na E34? To zależy. Na przykład może to być 50 tys. zł, jeśli mówimy o czerwonym sedanie z benzynowym silnikiem 2.0 i bez zdjęć wnętrza (no dobra, jedno jest). Wydaje mi się, że to sporo, ale niech rynek zweryfikuje. Tymczasem można też przyjrzeć się E34 za 29 000 zł. Ratuje je automatyczna skrzynia biegów i ciekawa konfiguracja kolorystyczna (udało mi się na moment powstrzymać ziewanie). Na pewno jeździ się tym bardzo przyjemnie… i bardzo zwyczajnie.

Schodząc z ceną niżej znajdujemy białe E34 z czarnym wnętrzem, z silnikiem 2.5 R6 i automatem. Na pewno jest w bardzo dobrym stanie, jak wiele samochodów sprowadzonych do Polski z Hiszpanii. Na pewno jest też warte tej ceny. Czy jest ciekawe? Oceńcie sami, moje zdanie znacie. Problem w tym, że jeszcze o 3000 zł taniej odjeżdżamy bardzo podobnym BMW, tyle że na zabytkowych tablicach. Gwarantowane, że jedyne za czym się ludzie obejrzą, to te tablice. Choć sam samochód wydaje się być doskonale utrzymany. No i jest o ponad połowę tańszy niż ten czerwony za pięć dych w bardzo podobnej konfiguracji.

Na szczęście ceny E34 jeszcze nie oszalały i można znaleźć coś rozsądnego poniżej 20 tys. zł – na przykład kombi z 4×4.

Oferta z Otomoto, fot. Classica Automobiles

Problem w tym, że dla mnie to wygląda jak samochód do orania na co dzień, woziłbym w nim w bagażniku stragan na wyprzedaż garażową, a jego wartość zabytkowa wydaje mi się być mniejsza niż użytkowa.

Ziew 2: Opel Kadett

Kadett jako youngtimer ma jedną zaletę: przeważnie kosztuje jakieś 5 złotych. No w porywach 7,50. Ciekawy nie jest, ale z pewnością rzadziej spotykany niż Golf dwójka. Ale czy aby na pewno można go kupić tak tanio? Przecież na przykład pan Henryk wystawia ubogiego sedana z dużą ilością plaka we wnętrzu za niebagatelną kwotę 13 900 zł. Można i tak, auto jest bardzo ładne, ale te 13 900 zł może być pewną barierą – chyba, że ktoś kocha Kadetty sedany. Jednak ta oferta musi mierzyć się z konkurencją w postaci kabrioletu za mniej niż połowę tej kwoty. Fascynuje mnie też przypadek kogoś, kto ściągnął z Francji dwa umęczone Kadetty D – kombi i hatchbacka. Pożyczyłem kiedyś od kolegi Kadetta D w czasach kiedy to był samochód do jeżdżenia i nie pamiętam z tego nic. Zupełnie nic.

Schodząc niżej z ceną lądujemy z hatchbackiem z serii „łezka” z automatem, albo z Kadettem na czarnych blaszkach, gdzie sprzedający pisze już wprost – sprzedaż tylko w całości. Oznacza to, że jest zainteresowanie częściami z Kadettów. Być może są one ciekawsze niż same Kadetty.

youngtimer na sprzedaż
Oferta z OLX.pl. Fot. Waldek

Ziew 3: Saab 900

Nie no Saab nieciekawy? Czy autor to idiota? Czekam też na obowiązkowe komentarze, jak to rzekomo kiedyś miałem konto na Saab klubie i tam trollowałem. Do dziś nie wiem, kto się pode mnie podszywał. Teraz jednak nie trolluję – serio uważam, że Saab 900, jak bardzo nie wyróżniałby się na drodze i ilu pozytywnych reakcji by nie wywoływał, jest autem dość nijakim w prowadzeniu. Taki po prostu… samochód. Wciskasz gaz i jedzie. Nie ma charakterystycznego dźwięku silnika, absurdalnie miękkiego zawieszenia albo rozwiązań technicznych z czasów świetności omnibusów Trevithicka. Możesz więc poznać dzięki niemu wiele fajnych osób, ale raczej nie poczujesz się jakbyś jeździł wyjątkowym klasykiem.

Zobaczmy jednak co słychać w ogłoszeniach. Krokodyle nie są bardzo drogie. Ładnego i zadbanego w ciekawym kolorze proponuje nam pan Erwin za 10 800 zł. Jeszcze tańszy jest ten oto pan krokodyl w wersji z dwiema parami drzwi. Wygląda bardzo zachęcająco, no i ma aż 33 lata.

Ogólnie aut importowanych ze Szwecji nie brakuje, nawet w atrakcyjnej wersji Turbo APC z akustycznym czujnikiem spalania stukowego. I naprawdę da się znaleźć coś ładnego w normalnej cenie. Wiadomo, za 8500 zł szału nie będzie, ale nie ma też wstydu.

Oferta z Otomoto.pl, fot. Auto

Potem jednak trafiamy na hardcorowe saabiarstwo, i nagle ceny krokodyli z 10-20 tys. zł idą w rejony 35 00045 000 zł. Do kroćset tysięcy fur śledzi w czekoladzie, co w tym samochodzie miałoby uzasadniać taką cenę? Dobrze, po prostu się nie znam, możemy tak ustalić.

Ziew 4: cokolwiek japońskiego

Tak, nawet moja ukochana Toyota Starlet KP60 nie jeździ jakoś szokująco inaczej niż nowoczesne auto. Wiadomo, że jest miękka jak kanapa i ma fajne czerwone wnętrze, ale auta japońskie w wieku „youngtimerskim” jeżdżą najczęściej jak normalne samochody. I przeważnie całymi latami nie chce się w nich nic zepsuć. W dodatku odwrotnie niż Saaby, nie przyciągają w ogóle spojrzeń, poza niektórymi modelami sportowymi i terenowymi. Takie zwykłe osobówki są… zwykłe.

Na przykład taki Nissan Sunny. Bardzo ładny i skrajnie nieciekawy. Można nim jeździć na co dzień przez następnych 20 lat i nic się nie stanie, poza tym że w międzyczasie zdążą tego zabronić. Na spocie youngtimerów można liczyć na moment zainteresowania, na ulicy raczej nie, natomiast trzeba pamiętać, że w takim aucie przeważnie wszystko działa jak w nowym. Nie ma żadnych koszmarnych luzów ani szokujących wpadek ergonomicznych. Jeśli w ogóle cię to nie przeraża, to możesz jeszcze zwrócić uwagę na Prelude drugiej generacji, albo tę wspaniałą Hondę Shuttle w uczciwej cenie.  Trudno też przeoczyć tę cudowną Toyotę Carinę z dieslem, czyli pewexowe marzenie, lub tę sympatyczną Mazdę 323. Wszystkie są znakomite technicznie i zupełnie nieinteresujące.

oferta z OLX. Fot. Jacek

Ziew 5: Volkswagen Passat

Wchodzimy w niebezpieczne rejony, obrażanie Passata w Polsce to prawie jakbym obrażał papieża. Niestety, Passat poza dużą renomą i rozbudowaną historią modelu nie oferuje wiele więcej. Nie jest ani szczególnie piękny (zwłaszcza „mrówkojad”), ani przesadnie szybki, ani wyjątkowo niezawodny. Jeździ jak zwykły samochód, a z dieslem 1.6 D jeździ jak zwykły samochód w trybie awaryjnym, którego nie da się wykasować.

Ceny Passatów B2 szokująco wzrosły. Takie auta potrafią już kosztować nawet 2500 zł… a nie, czekajcie. Potrafią kosztować nawet 40 tys. zł i więcej. Ten ostatni ma piękne zdjęcia, chciałbym mieć obiektyw, którym można takie zrobić. Natomiast gdybym miał do wydania ponad 40 tys. zł na nieciekawego youngtimera, to już chyba wolałbym tamtego Saaba 900 niż Passata B2, nawet mimo mojego sentymentu do tego wozu. Oczywiście są i tańsze oferty, np. za 23 500 zł i też na żółtych blaszkach. Nie, nadal tego nie widzę. Czy nie dałoby się jednak taniej? Jasne, wystarczy niecałe 15 tysięcy. A czy nie dawałoby się jeszcze taniej? Bo nadal nie jestem przekonany. No da się, ale wtedy w opisie mamy: do zrobienia blacharka i wnętrze. Czyli idealny wóz na dawcę silnika.

oferta z OLX, fot. Rafał

Ziew 6: Audi 100

Niegdyś marzenie, dziś auto lekko zapomniane, w cieniu Mercedesa i BMW. Może to przez ten przedni napęd. W każdym razie znam 2 osoby, które nadal używają „cygara” na co dzień, bo jest to samochód który po prostu jeździ. Wielki, z miękkimi fotelami, dostatecznie dynamiczny, no i przede wszystkim – w normalnej cenie. Jeśli masz 15 000 zł na youngtimera i nie przeszkadza ci, że w takim Audi nie ma niczego ciekawego, jest po prostu ogromną jeżdżącą kanapą – masz już swój typ.

Najdroższe C3 „cygaro” jakie znalazłem kosztuje niecałe 19 tys. zł. To czarny sedan z automa… chrrr… przepraszam, zasnąłem. O czym to ja mówiłem? Aha. Tak. Audi 100. No więc można znaleźć coś tańszego, np. białego sedana z automa…. chrrr…. o borze, przepraszam. Naprawdę się staram. 15 000 zł kosztuje wersja 2.2 z manualną skrzynią biegów i sportową kierownicą, na felgach które podobno nazywają się „cookie cutter” czyli wykrojnik do ciastek. Śmieszne, bo „cookie cutter” to też angielski idiom znaczący tyle co coś generycznego, mało oryginalnego, pozbawionego indywidualnych cech. Ależ idealnie tu pasuje. Ale wróćmy do ofert. Jakoś tam broni się ten szary sedan, bo ma przedliftowe wnętrze. A ten poliftowy ma przynajmniej ciekawy kolor. A może to było na odwrót. Nie wiem, już mi się wszystkie mieszają i zasypiam na klawiaturze.

oferta z Otomoto, fot. Kamil

Ziew 7, ostateczny…

Na pewno się tego domyślaliście, kiedy tylko zaczęliście czytać ten przegląd. To niestety prawda, nie ma nudniejszego youngtimera niż Mercedes baleron. Jeździłem najróżniejszymi rodzajami balerona. 200D. Późnym E 200 z M111 pod maską. 500 E. 320 E kombi. 230 E z K-Jetem. Naprawdę było tego sporo. Wszystkie je łączyło jedno: jechały do przodu i to wszystko. Nawet ten 500 E rozczarowywał, bo był po prostu szybki, ale nie był szalony, narowisty, tańczący ani wymagający. Był bardzo szybki i szumiał podczas przyspieszania.

Ponadto na Balerona nikt nie zwraca uwagi. Jedzie, to jedzie. Jest tak stałym elementem krajobrazu i to od tak wielu lat, że wszyscy się po prostu przyzwyczaili. Na spociku youngtimerów też nikt nie odwróci za nim wzroku. No może z wyjątkiem fanów Balerona. Ale to rodzaj ludzi, którzy chcieliby pozywać za obrażanie ich auta (jak większość fanów konkretnego modelu). Jeśli liczysz na „zabytkowe wrażenia z jazdy” w przypadku Balerona, to będą to najgorzej wydane pieniądze na świecie. Nawet wcześniejszy model, czyli W123 „beczka” jeździ jak normalny samochód, a nie jak „klasyk”. Może tylko nieco wolniej.

Poza tym rynek zalewają Balerony w sposób zupełnie szalony (yo!), można w nich brodzić, przerzucać je garściami, grzebać w nich jak w piasku na plaży, licząc że pod stertą byleczego trafi się perła lub przynajmniej bursztyn. Musiałem więc przyjąć jakieś kryteria, żeby nie oszaleć, bo w ogłoszeniach są auta za sto kilkadziesiąt tysięcy i wcale niekoniecznie są to modele 500E. Przyjąłem po prostu wartość od 15 do 20 tys. zł, co powinno starczyć na wspaniałego, generycznego pseudoyoungtimera.

Jest to absolutnie wystarczająca kwota na auto z mocnym silnikiem benzynowym. Może nie będzie idealne, ale bardzo dobre. Może to być nawet kombi, choć akurat ten tuning średnio mnie przekonuje. W grę wchodzi także coupe, które ma wielu fanów, choć nie bardzo wiem dlaczego. Jest dwudrzwiowym baleronem, to tak jakby ktoś zrobił 2-drzwiowego Fiata 125p albo Forda Crown Victorię i nazywał je coupe.

Nie brakuje mojej ulubionej konfiguracji, czyli 200D z automatem. Jest to samochód, który daje wolność – wolność w tym przypadku jest przeciwieństwem szybkości. Ale gdyby ktoś mnie zmuszał do zakupu Balerona jako youngtimera, to właściwie zwracałbym uwagę tylko na jedną rzecz: żeby był jak najwcześniejszy.

youngtimer na sprzedaż
Oferta z OLX, fot. Grewling Nieruchomości

Gdyby jednak nie trzymać się widełek cenowych, to wygrywa oczywiście pickup za 65 000 zł. Ponoć to fabryczna produkcja na rynek duński. I to może być jedyny egzemplarz Balerona, na który ktoś zwróci uwagę. Wkrótce zamieścimy jego szczegółowy opis, bo akurat ten wóz na to zasługuje.

Zastrzeżenie

Zanim pozwiecie mnie do sądu, pozwolę sobie przypomnieć, że moja opinia co do przedstawionych samochodów obejmuje tylko to, że są one nieciekawe jako youngtimery. Wszystkie wozy z ogłoszeń to bez wątpienia fantastyczne i godne polecenia oferty wystawiane przez renomowanych, uczciwych sprzedających. A to, że nie są zbyt ciekawe, to inna rzecz. Te ciekawe też wkrótce opiszę.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać