Wiadomości

Tesla montuje starsze podzespoły w chińskich Modelach 3. I zrzuca winę na koronawirusa

Wiadomości 04.03.2020 36 interakcji
Adam Majcherek
Adam Majcherek 04.03.2020

Tesla montuje starsze podzespoły w chińskich Modelach 3. I zrzuca winę na koronawirusa

Adam Majcherek
Adam Majcherek04.03.2020
36 interakcji Dołącz do dyskusji

Chińczycy dostają starszą wersję chipa, którego Tesla nie montuje w Stanach od kwietnia ubiegłego roku. 

Siódmego stycznia Musk świętował debiut pierwszych Modeli 3 wyprodukowanych w Chinach. Na Gigafactory 3 pod Szanghajem wydał ponad 2 miliardy dolarów, ale dzięki temu Tesla może produkować auta na miejscu, co z biznesowego punktu widzenia wydaje się bardzo opłacalnym posunięciem – chociażby pod kątem uniknięcia 15-proc. cła. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę, że Chińczycy nie boją się samochodów elektrycznych i mają mnóstwo lokalnych marek produkujących auta z takim napędem. Do tego nie brakuje tam ludzi, których po prostu stać na Teslę.

Wygląda na to, że nie wszyscy chińscy klienci są zadowoleni.

Jak informuje BBC, część klientów odkryła, że w ich samochodach zamontowano starsze podzespoły, niezgodne ze specyfikacją samochodu. Nie chodzi jednak o opony ze starszym DOT-em, kiepsko polakierowane elementy karoserii albo nieprawidłowe chlapacze. Chodzi o chip wykorzystywany przez Autopilota. 

Od kwietnia ubiegłego roku Tesla montuje w autach kontroler HW3.0, tymczasem w chińskich autach odkryto urządzenie HW2.5. Nie ma o co kruszyć kopii? Może i tak, ale trzeba wziąć pod uwagę, że ten nowszy jest 21 razy szybszy od starszego, co w przypadku Autopilota, a szczególnie jego rozwiniętej odmiany – opcji Full Self Driving – może mieć niebagatelne znaczenie. I nawet nie chodzi o to, że starszy nie rozpoznaje słupków na drodze.

Wszystko przez pachołki

To właśnie one sprawiły, że sprawa wyszła na jaw. Jeden ze szczęśliwych posiadaczy chińskiego Modelu 3 zauważył, że jego auto nie jest w stanie dostrzec, ani pokazać na ekranie ustawionych na drodze pachołków. A najnowsza wersja powinna to potrafić. Po sprawdzeniu okazało się, że według etykiety na kontrolerze w aucie zamontowano element o oznaczeniu 1483112, podczas gdy HW3.0 oznacza się numerem 1462554. Na YouTubie można znaleźć tutoriale wyjaśniające jak to sprawdzić. 

Początkowo konsultanci Tesli nie dostrzegali problemu.

Według relacji właścicieli, na infolinii można było usłyszeć, że Tesla nigdy nie obiecywała, że w chińskich autach będzie montować najnowsze chipy. Co podobno nie jest prawdą i przeczy specyfikacjom aut wynikającym z konfiguratora. 

Gdy dzięki sieci mleko się rozlało i kolejni właściciele samochodów przekonali się, że u nich występuje ten sam problem, Tesla zmieniła stanowisko. Jak informuje Teslarati, na weibo.com opublikowano oświadczenie, w którym firma przeprasza za zaistniałą sytuację i obwinia o nią… koronawirusa. 

Podobno mikrob zaburzył łańcuch dostaw, a że amerykański producent nie chciał zmuszać klientów do czekania, zamontowano inne kontrolery, niż wynikałoby to ze specyfikacji. Nikt nie chciał klientów oszukać i wszyscy zostali zaproszeni do serwisów na ich darmową wymianę na właściwe. I dodano, że klienci, którzy wykupili opcję Full Self-Driving, na pewno mają w swoich autach urządzenia w wersji 3. Oraz, że w zasadzie to nic poważnego, bo właściwie „prawie nie ma różnicy” w odczuciach z jazdy i poziomie bezpieczeństwa samochodów z elementem 2.5 i 3.0, a przewaga nowego urządzenia wykorzystywana jest wyłącznie przez FSD.

Jasne, wpadki zdarzają się każdemu.

Nie neguję faktu. Wydaje mi się jednak, że gdyby Tesla chciała postąpić fair, to ktoś powinien poinformować klientów o utrudnieniach związanych z wirusem i przesunięciu terminu odbioru aut. Zgaduję, że w obecnej sytuacji mało kto by się obraził. A tym, którzy nie mogliby wytrzymać bez auta, można było zaproponować tymczasowy montaż starszego elementu i wymianę w najbliższym możliwym terminie. 

Jasne, to oznacza stratę czasu i pewnie dodatkowe koszty, ale pozwoliłoby firmie zachować twarz. To, że sprawa wypłynęła ze strony klientów, a nie firmy, stawia ją w złym świetle. Nie zdziwiłbym się, gdyby klienci stali się teraz  jeszcze bardziej podejrzliwi i zaczęli sprawdzać coraz bardziej szczegółowo, ile samochody wyprodukowane w Chinach mają wspólnego z tymi pochodzącymi ze Stanów. A może C-NCAP rozbije jakiś lokalny egzemplarz?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać