Felietony

Motoblender 37/2019: jak sprzedawać dzieci, to za Plymoutha Lasera

Felietony 05.10.2019 308 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 05.10.2019

Motoblender 37/2019: jak sprzedawać dzieci, to za Plymoutha Lasera

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski05.10.2019
308 interakcji Dołącz do dyskusji

Plymouth Laser z 1992 r. za dziecko. Czy to dobra zamiana? O tym opowie poniższy Motoblender, czyli subiektywny przegląd wiadomości motoryzacyjnych upływającego tygodnia. 

Na początek jednak o tym, jak producenci popełnili drugi raz ten sam błąd. Pamiętacie wspaniałe lata 90., w których prawie każdy producent na rynku europejskim oferował samochód klasy wyższej? Było to wręcz obowiązkowe. Ford miał Scorpio, Opel – Omegę (i Senatora). Peugeot – 605, potem 607. Citroen – XM-a, lata później C6. Renault, Saab, Alfa Romeo, Hyundai/Kia, wszyscy mieli coś w tzw. segmencie E. Potem jednak segment E zaczął umierać na rzecz mniejszych aut, ale klasy premium. Scorpio zniknęło, Omega nie doczekała się następcy, Alfa Romeo 166 rozpłynęła się w niebycie. Producenci zaczęli kombinować: skoro wycofujemy największy model, to powiększmy ten mniejszy, żeby nie tracić grupy potencjalnie zainteresowanych klientów. O tak, to brzmi jak świetny pomysł. Mamy drogę, którą powinniśmy iść. Oplu, prowadź. Proszę, oto ogromna Vectra C kombi, większa niż Omega. Proszę, oto Insignia I kombi, długość 493 cm, proszę oto Insignia II… a nie, czekaj…

Insignia II znika. Na razie z Wielkiej Brytanii

Segment D umiera taką samą śmiercią jak umarł wcześniej segment E. Ciekawe dlaczego? Czej myślę. A wiem! Oni znowu powiększyli te samochody do nieakceptowalnych rozmiarów, tych samych lub większych, które spowodowały że wcześniej klienci zniechęcili się do segmentu E. Jak to możliwe, że zrobiono drugi raz to samo, uzyskując identycznie ten sam wynik? To musi być jakiś spisek! A serio to raczej nie zobaczymy następcy Insigni, nie przybędzie do nas nowy Talisman, nie pojeździmy Mondeo model roku 2021 i nie spodziewałbym się, że do gry wróci Hyundai i40 lub Kia Optima. Cześć, i dzięki za ryby. A nie, to nie ta książka.

Znika też segment aut miejskich

Jest duża szansa, że w 2021 r. w segmencie samochodów miejskich w Europie ostaną się następujące produkcje: Volkswagen e-Up!/Skoda Citigo EV (elektryczne), Kia Picanto i Hyundai i10. Reszta do piachu. Nieopłacalne/niemożliwe do zredukowania poziomy CO2. Poza tym małe samochody zarabiają mało pieniędzy. Trzeba produkować duże. Wszyscy producenci od dawna to mówili – najlepiej zarabia się na dużych SUV-ach, pickupach, autach luksusowych i sportowych w rodzaju Porsche 911. Te małe kurdupelki to oni produkowali, bo klienci w Europie je lubili i chcieli wozów, które mogą łatwo zaparkować. Na szczęście, NAJZUPEŁNIEJ PRZYPADKOWO, Unia Europejska tak ustaliła zasady obliczania emisji CO2, że te malutkie autka nie miały szans. Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności dla producentów.

Skoro już o słabej sprzedaży mówimy

Australijska marka Holden notuje najgorszy wynik sprzedażowy od 1948 r. czyli od początku swojej historii. Wieloletni lider australijskiego rynku został wykończony przez koncern-matkę, czyli General Motors. Najpierw pozamykano fabryki w Australii, zabijając wszelkie patriotyczne pobudki, które mogły prowadzić do zakupu Holdena. W tym samym czasie powycofywano z gamy atrakcyjne modele, które podobały się australijskim nabywcom i wprowadzono produkty importowane, nieprzystające do australijskich realiów. Wreszcie zdecydowano, że importerem Holdena w ogóle będzie osobna firma Inchape Motor, a nie GM. Na efekty tego wspaniałego posunięcia nie trzeba było długo czekać. Osiemnaście miesięcy bezustannego spadku sprzedaży, pozycja poniżej pierwszej dziesiątki marek na rynku australijskim. Przypominam że mówimy o Holdenie, najbardziej australijskiej marce. To tak, jakby Volkswagen miał 12. miejsce w Niemczech albo Skoda w Czechach. Ktoś naprawdę się przyłożył, żeby wykończyć lidera rynku.

samochody australia

Greta Thunberg dostała Teslę 3 od Arnolda Schwarzeneggera

Austriacki kulturysta (to prawie jak „wiedeński akwarelista”) podarował szwedzkiej aktywistce klimatycznej Teslę Model 3, żeby mogła podróżować nią po Stanach Zjednoczonych ze swoimi protestami klimatycznymi. To ciekawy ruch, który zmusza do zadania pytania, ile CO2 wydzielono podczas produkcji takiego Modelu 3 (i ile wydziela się podczas protestów). Pisałem niedawno, że w przypadku samochodów elektrycznych nawet 45% łącznej emisji CO2 ma miejsce przed dostarczeniem samochodu do klienta i że producenci robią wiele, żeby ten współczynnik zmniejszyć. No ale widocznie jest to tzw. zupełnie co innego, podobnie jak to że Arnold kiedyś jeździł Hummerem H1, a teraz jest wielkim ekologiem. Bardziej natomiast przeraża mnie wspólne zdjęcie Grety i Arnolda. Greta ma 16 lat, jest wzrostu 10-latki. Być może ona naprawdę jest na coś chora, a media ją tak eksploatują. Jest też jeszcze jedna sprawa, o której mało kto mówi. Jeśli mamy przestać wydzielać CO2, to musimy na początek zniszczyć całą cywilizację i wybić większość ludzkości.

Skoro już mamy na tapecie temat słabej sprzedaży…

Ja też jestem fanem amerykańskich produkcji z czasów Malaise i post-Malaise, ale pani Alice Todd z Karoliny Północnej sprzedała swoje dziecko w zamian za samochód Plymouth Laser, model roku 1992. Jak wygląda taki Plymouth? O tak:

motoblender

Patrząc na fizys pani Alice i jej męża nietrudno pojąć, że faktycznie Plymouth Laser mógł być dla nich cenniejszy niż kolejne dziecko. Dzieci głównie krzyczą, chcą jeść, płaczą, leją w gacie i ogólnie są bez sensu. Co innego samochód, zwłaszcza sportowy, którym można sobie dokądś pojechać i uwolnić się na jakiś czas od tych czternaściorga czy piętnaściorga dzieci (polecam „Sens życia według Monty Pythona”, tam jest to szczegółowo pokazane). Ponadto ostatnio wykazano ponad wszelką wątpliwość, że najskuteczniejszą metodą redukcji CO2 w przyszłości jest posiadanie mniejszej liczby dzieci. Redukcja liczby samochodów nie ma aż takiego znaczenia. Być może ten ruch państwu Todd podpowiedziała Greta. Poza tym powiedzmy to wprost: żadne dziecko nie ma elektrycznie podnoszonych lamp.

Szkot kupił Opla, żeby wrócić do Polski

Ten nius wydaje mi się co najmniej dziwny. Pan ze Szkocji zgubił paszport, a jednak wpuszczono go do Polski. Dlaczego? Należało zawrócić go na lotnisku. Będąc w Polsce bez paszportu zdał sobie sprawę, że nie ma jak wrócić samolotem, więc wraz z kolegami kupili Opla Vectrę za 1200 zł i pojechali nim do Szkocji. Myślę, że taniej byłoby im wrócić po prostu autokarem,  ale pewnie chodziło o przygodę. Zakup Opla jest zawsze przygodą.

Tymczasem Ford radzi sobie wspaniale

Program restrukturyzacji przynosi niespodziewanie dobre efekty. W Europie Ford cieszy się najwyższą sprzedażą od 20 lat. W sierpniu sprzedał 87 500 pojazdów na naszym kontynencie. W Stanach Zjednoczonych też jest świetnie, choć tam Ford jest producentem samochodów użytkowych i SUV-ów, a samochody osobowe zostały wycofane z oferty, z wyjątkiem Mustanga. Sprzedaż vanów w III kwartale bieżącego roku przekroczyła 65 tys. (historyczny wynik), a łączna liczba sprzedanych pojazdów to ponad 580 tys., w tym 309 tys. pickupów, głównie serii F, produkowanych w fabryce Rouge w Detroit i w Kansas (polecam fabrykę Rouge – robi wrażenie!). Z jednej strony to oczywiście wspaniale, że tak odważne środki zaradcze pozwoliły w tak szybkim czasie wrócić na ścieżkę zyskowności. Z drugiej strony na miejscu pracowników Forda po publikacji tych wyników popadłbym w przerażenie. Jeśli jest tak dobrze, to jedynym sposobem utrzymania tego „dobrze” jest zwalnianie ludzi. General Motors dokładnie tak zrobiło.

Ford Mustang Bullitt 2019 test
Manewr wykonywany na zamkniętej drodze dojazdowej do toru wyścigowego. Nie próbujcie tego na drogach publicznych.

Starosta powiatu legionowskiego zwraca uwagę, że fotoradar postawiono niezgodnie z prawem

Pisałem o tym niedawno, nawet „eksperci od BRD” zamieścili zrzut ekranowy mojego tekstu i dopisali do niego obraźliwy tekst, ale na szczęście komentatorzy wykazali się większym rozsądkiem od „ekspertów”. Sprawa ma swój dalszy ciąg. Starosta powiatu legionowskiego zauważa, że fotoradar w pasie drogi został postawiony nielegalnie, ponieważ pomiar prędkości musi odbywać się zgodnie z przepisami. Wzbudza to oczywiście oburzenie „ekspertów” i aktywistów. Jak to coś ma się odbywać zgodnie z przepisami? To skandal! Wywieźć starostę na taczkach z gnojem! Jeśli chodzi o Wyższą Sprawę (nieważne jaką – ważne że dla kogoś jest ważna), to wtedy przepisy przestają być istotne. No chyba że chodzi o kierowców, oni zawsze muszą jechać zgodnie z przepisami. Powala mnie ten relatywizm – jedno złamanie prawa usprawiedliwiamy, drugie ganimy. Przekraczanie prędkości jest zakazane. Stawianie fotoradaru w pasie drogi gdzie nam się podoba także jest zakazane. Z punktu widzenia przepisów status obu tych rzeczy jest taki sam.

Co śmieszne, ja też jestem za skuteczniejszym egzekwowaniem ograniczeń prędkości, tylko źle reaguję na robienie czegoś na „urra!!!”. Bo zaraz dojdziemy do sytuacji, w której każdy mieszkaniec może postawić dowolne ograniczenie lub próg zwalniający gdzie tylko uważa, a wszystko dla bezpieczeństwa. Jeśli podważasz nieskoordynowane, nieprzemyślane i nielegalne działania, jesteś zabójcą dzieci i koniec.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać