Przegląd rynku

Skoda Kamiq kontra rywale. Który mały crossover oferuje najwięcej?

Przegląd rynku 25.07.2019 309 interakcji

Skoda Kamiq kontra rywale. Który mały crossover oferuje najwięcej?

Piotr Barycki
Piotr Barycki25.07.2019
309 interakcji Dołącz do dyskusji

Skoda Kamiq wjechała do Polski i niedługo zacznie pewnie wyraźnie mieszać na rynku. Sprawdziliśmy więc, z jakimi rywalami przyjdzie się jej mierzyć.

Na wszelki wypadek zaznaczę, że nie braliśmy do porównania absolutnie wszystkich miniaturowych SUV-ów, które są na rynku. Trafiły do niego głównie modele ciekawsze i/lub względnie świeże.

Zacznijmy od wybrania sensownej wersji Skody Kamiq.

Oczywiście wersji sensownej według mojego widzimisię. Jednemu wystarczy najbiedniejsza wersja z najsłabszym silnikiem, inny nie spojrzy na nic innego niż Style z DSG. Ale postarałem się znaleźć złoty środek – taką wersję, która nie będzie nieproporcjonalnie doposażona i wyceniona, a z drugiej strony nie będzie nas straszyć skrajną biedą.

Silnik? Wyboru wielkiego nie ma, jest tylko 1.0 TSI w różnych wersjach. Stawiam na 115-konną odmianę – w Fabii miała może trochę zbytecznej mocy, ale w crossoverze powinna być w sam raz (i nie potrzebuje 11,1 s do setki jak 1.0 95 KM). Dodatkowo łączona jest z 6-biegową, manualną skrzynią biegów – niektórzy mogą narzekać, że w mieście będzie za dużo machania lewarkiem, ale w trasie lepiej jednak mieć to dodatkowe przełożenie.

Co do wersji wyposażenia – przegląd standardowych opcji w bazowej odmianie Active zdecydowanie zniechęca. Podobnie jak fakt, że nie ma dla tej wersji żadnych promocyjnych pakietów i można do niej dokupić bardzo, bardzo, bardzo mało sensownych dodatków.

Omijamy więc Active z lekkim niesmakiem i wskakujemy na Ambition, które wymaga dopłaty nieco ponad 6000 zł. W standardzie dostajemy tutaj m.in.:

  • 16-calowe felgi aluminiowe
  • system utrzymania pasa ruchu
  • system kontroli odstępu z funkcją hamowania
  • czujniki parkowania z tyłu
  • 8 głośników
  • skórzaną kierownicę wielofunkcyjną
  • fotel pasażera i kierowcy z regulacją odcinka lędźwiowego (hurra!)
  • kamerę cofania
  • LED-y z przodu i z tyłu
  • parasolkę w drzwiach kierowcy
  • składaną i dzieloną tylną kanapę
  • gniazdo 12 V w bagażniku
  • manualną klimatyzację
  • elektryczne szyby z przodu i z tyłu
  • elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka boczne
  • Bluetooth

I kilka innych, mniej istotnych dodatków. Aktualnie jesteśmy na 77 000 zł. Wypadałoby jeszcze trochę dołożyć do naszego sensownego wyposażenia. Doliczamy więc do tego pakiet Comfort za 1 zł (radio 8″, klimatyzacja automatyczna dwustrefowa, czujniki parkowaniaprzód i tył, przyciemniane szyby), fotel pasażera z regulacją wysokości (250 zł), podwójna podłoga bagażnika (650 zł), Kessy (1650 zł), tempomat (800 zł), podłokietnik z przodu (600 zł), SmartLink (750 zł), podgrzewane przednie fotele (1000 zł).

W sumie: 5701 zł w opcjach, czyli 82 701 zł za wszystko.

Drogo? To mały crossover – tanio nie będzie, za modę trzeba płacić. Z drugiej strony – to ponad 7000 zł taniej niż najtańszy Karoq. I kilkaset złotych taniej niż bazowy T-Roc. A że to nie ten sam segment? Rozmiarami zewnętrznymi Kamiqowi bliżej jednak do T-Roca niż T-Crossa.

Ale to wszystko póki co rywale w obrębie grupy Volkswagena. Można rzucić monetą albo wylosować, którego weźmiemy, i dostaniemy mniej więcej dokładnie to samo.

Zerknijmy na to, co do powiedzenia mają faktyczni konkurenci.

PS. Dla przypomnienia: Skoda Kamiq ma 4241 mm długości, 1793 mm szerokości, 1531 mm wysokości, rozstaw osi 2651 mm i bagażnik o pojemności 400 l.

Hyundai Kona

hyundai-kona-1

Kona – podobnie jak i większość samochodów z tego segmentu – jest odrobinę krótsza od Kamiqa. Mierzy sobie bowiem 4165 mm długości i ma rozstaw osi 2600 mm, ale za to jest odrobinę szersza (1800 mm) i wyższa (1565 mm).

Ma przy okazji nad Kamiqiem taką przewagę, że można ją kupić w wersji benzynowej, wysokoprężnej, elektrycznej, a niedługo również i hybrydowej. Do tego można ją zamówić z napędem na obie osie – tego w Kamiqu nie znajdziemy.

Który silnik dobrać do rywalizacji z Kamiqiem? I tu jest problem. Bazowe 1.0 T-GDi potrzebuje na przyspieszenie do 100 km/h aż 12 s. Mocniejsze 1.6 T-GDi potrzebuje na to samo z kolei… zaledwie 7,7 s (177 KM!), ale cena w tym przypadku szybuje do 90 700 zł (wliczona jeszcze przekładnia 7DCT) – trochę za dużo, biorąc pod uwagę naszą konfigurację Kamiqa. Pada więc na 120-konne 1.0 T-GDi z manualną, 6-biegową skrzynią w standardzie (brawo) i napędem na przednią oś.

Łatwo nie będzie też z wersją wyposażenia, szczególnie biorąc pod uwagę, że Hyundai stawia na wyposażenie wliczone w skład poszczególnych wersji, nie dając zbytnio możliwości dokupienia osobnych opcji. Wybieram więc wersję Style za 84 200 zł (80 200 zł według cennika promocyjnego), czyli niewiele więcej niż doposażony przeze mnie Kamiq. Co dostaniemy bez dopłaty? Między innymi:

  • system kontroli toru jazdy
  • automatyczną klimatyzację
  • tempomat z ogranicznikiem prędkości
  • kluczyk zbliżeniowy
  • podgrzewaną kierownicę
  • podgrzewane fotele
  • elektryczną regulację podparcia lędźwiowego w fotelu kierowcy
  • czujnik deszczu
  • przednie i tylne czujniki parkowania
  • kamerę cofania
  • elektrycznie sterowane lusterka boczne
  • światła LED z tyłu
  • składaną, dzieloną tylną kanapę
  • dwupoziomową podłogę bagażnika
  • skórzane koło kierownicy
  • wielofunkcyjny komputer pokładowy z ekranem 4,2″ (kolorowy)
  • radio z dotykowym ekranem 7″
  • felgi aluminiowe 17″
  • 6 głośników
  • elektryczne szyby z przodu i z tyłu

Czyli… jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Różnice w porównaniu do Kamiqa są raczej minimalne i dość często są na plus dla Kony.

Problemem pozostaje tylko ten nieszczęsny silnik i jego katalogowe przyspieszenie do 100 km/h. 12 s wprawdzie spokojnie wystarczy do toczenia się dzień po dniu, ale jest wartością, w przypadku której często możemy pomyśleć, że chciałoby się więcej.

Z drugiej strony – skoro już jesteśmy i tak na poziomie 80-84 tys. zł, to może warto dopłacić do tych 177 KM i automatycznej przekładni? Tym bardziej, że w ratach nie zrobi to nam gigantycznej różnicy.

Trzeba się tylko pogodzić z tym, że zapakujemy na wyjazd mniej bagażu niż w Kamiqu. Pojemność bagażnika to według producenta 361 l.

Kia Stonic

Teoretycznie bliźniak Kony, ale jest tutaj mała różnica – silnik 1.0 T-GDi o mocy 100 KM, łączony z 6-biegową przekładnią (brawo numer dwa) rozpędza Stonica do 100 km/h w 10,3 s. Czyli jesteśmy blisko Kamiqa.

Stonic w tej wersji silnikowej kosztuje tyle, że możemy sobie pozwolić w zakładanym budżecie na najwyższą wersję wyposażenia – XL. Ba, możemy nawet zaszaleć i wybrać wersję z automatyczną przekładnią 7 DCT, co oznacza wydatek na poziomie 83 990 zł. Będzie wprawdzie trochę wolniejsza niż z manualem, ale to nic – będzie przyjemniej i wygodniej.

Co zaoferuje nam wersja XL? Chociażby:

  • czujniki parkowania z tyłu
  • kamerę cofania
  • elektrycznie sterowane lusterka z podgrzewaniem
  • automatyczną klimatyzację
  • automatyczne wycieraczki z czujnikiem deszczu
  • przednie i tylne szyby sterowane elektrycznie
  • przyciemniane szyby tylne
  • podgrzewanie fotele przednie
  • podgrzewaną kierownicę
  • monochromatyczny wyświetlacz komputera pokładowego
  • system nawigacji z 7-calowym ekraniem, CarPlay i Android Auto
  • 17-calowe felgi
  • dzieloną i składaną tylną kanapę

Brakuje niestety tempomatu i chociażby systemów wspomagania bezpieczeństwo jazdy. Te znajdziemy w dodatkowym pakiecie Kia Advanced Driving Assistance, co oznaczać będzie wydatek rzędu 4000 zł. Czy warto? W zestawie jest m.in. asystent pasa ruchu, automatyczne światła drogowe, tempomat, system monitorowania martwego pola i monitorowanie pojazdów podczas cofania. Jak za taką cenę – nie jest źle, a nawet lepiej od konkurencji.

Ale jeśli chcemy zmieścić się w okolicach zakładanego budżetu, będziemy musieli zrezygnować albo z tego pakietu, albo z automatycznej przekładni. Albo po prostu przeżyć dopłatę.

Największy minus Stonica w starciu z Kamiqiem? Bagażnik. W domyślnej konfiguracji ma zaledwie 332 l.

Opel Crossland X

Pod względem wymiarów zewnętrznych Oplowi najbliżej do Kamiqa (4212 mm), choć ma odrobinę mniejszy rozstaw osi (2604 mm). Z drugiej strony – ma o 10 l pojemniejszy bagażnik.

W kwestii silników, najbliżej 115-konnego 1.0 TSI plasuje się 1.2 Turbo 130 KM, łączony z manualna przekładnią 6-biegową (super) lub 6-stopniowym automatem.

Zostajemy przy manualu, ale w zamian za to wybieramy najdroższą możliwą wersję – Elite, wycenioną (z tym silnikiem) na 82 750 zł.

Rzućmy teraz okiem na wyposażenie:

  • tempomat
  • kamera przednia z funkcją rozpoznawania znaków
  • elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka
  • ekran dotykowy 7″
  • 6 głośników
  • kierownica pokryta skórą
  • elektrycznie sterowane szyby przednie i tylne
  • 16-calowe felgi aluminiowe
  • reflektory LED z funkcją doświetlania zakrętów
  • dwustrefowa klimatyzacja
  • czujnik deszczu
  • automatyczne światła drogowe
  • fotochromatyczne lusterko wewnętrzne
  • podwójna podłoga bagażnika
  • automatyczna klimatyzacja dwustrefowa
  • podłokietnik z przodu

Jest dobrze, ale trochę szkoda, że zabrakło kilku opcji, chociażby podgrzewanych foteli albo czujników parkowania. Tyle dobrze, że w przypadku Opla można zamówić większość dodatków albo osobno, albo w pakiecie, niezależnie od tego, którą wersję wyposażenia weźmiemy.

Gdybym sam konfigurował Crosslanda X, dorzuciłbym do wersji Elite pakiet z fotelem kierowcy i pasażera AGR (2700 zł), pakiet Zimowy (1300 zł, podgrzewanie przednich foteli i kierownicy), czujniki parkowania z tyłu (1000 zł) i już mamy bardzo przyjemnie wyposażony samochód.

Citroen C3 Aircross

Tutaj problemów z wyborem silnika nie będzie – jest tylko jedna benzynowa jednostka, czyli 1.2 PureTech 110 KM, łączona z manualną, 6-biegową skrzynią. Szczęśliwie ma przyspieszenie do 100 km/h na poziomie 10 s, czyli blisko Kamiqa.

Skoro silnik mamy wybrany, to można przejść do wersji wyposażenia. Najdroższa to Shine, przy czym wyceniono ją na 75 000 zł, czyli zostaje nam jeszcze spory zapas.

Co znajdziemy w standardzie?

  • automatyczną klimatyzację
  • tempomat
  • elektryczne szyby z tyłu
  • 7-calowy ekran dotykowy z Mirror Screen i nawigacją
  • 6 głośników
  • rozpoznawanie ograniczeń prędkości
  • informacje o niezamierzonym opuszczeniu pasa ruchu
  • doświetlanie zakrętów
  • system awaryjnego hamowania
  • automatyczne wycieraczki przednie
  • czujnik zmierzchu
  • lusterko wsteczne fotochromatyczne
  • podwójna podłoga bagażnika
  • komputer pokładowy
  • 16-calowe felgi

Czyli – jest dobrze, a mamy jeszcze ok. 7 tys. zł do wydania. Dobieramy więc czujniki parkowania z przodu i z tyłu (2000 zł), podgrzewane fotele i przednią szybę (w sumie 1500 zł), czujniki parkowania z przodu i z tyłu (1078 i 1073 zł) i… mamy na liczniku 80 651 zł.

I gdyby tego wszystkiego było mało, C3 Aircross ma większy o 10 l bagażnik niż Kamiq, będąc jednocześnie mniejszy z zewnątrz (4154 mm długości).

Wnioski?

Nie ma wątpliwości, że Kamiq będzie się sprzedawał świetnie. Ale też i rywali – w tym niekoniecznie tych nowszych – ma naprawdę sporo, a do tego większość z nich jest bardzo sensownie wyceniona. Jeśli więc kierujemy się portfelem, o ostatecznym wyborze zadecydują pewnie detale – tutaj plusem będzie podparcie lędźwiowe w fotelu pasażera, tam jakiś element systemów bezpieczeństwa albo coś podobnego.

Nie jestem jednak pewien, czy w przypadku malutkich crossoverów można mówić o racjonalnym zakupie. Gdyby tak było, jako głównego rywala dla Kodiaqa powinienem wymienić Scalę, która jest tańsza (pomijając kompletnie bazowe wersje z różnymi silnikami), ma większy bagażnik, a za wykalkulowane wcześniej 82 tys. zł możemy ją mieć w wersji Style z pakietem Comfort, w którym zawierają się chociażby w pełni LED-owe reflektory. 85 tys. zł z kawałkiem i mamy jeszcze do tego cyfrowe zegary, adaptacyjny tempomat i podgrzewaną kierownicę.

Tyle tylko, że Scala to po prostu nie-SUV. Mało kto kupi ją oczami i chęcią posiadania SUV-a, a taki cel będzie pewnie przyświecać przy okazji zakupu któregokolwiek samochodów z tej listy. Zresztą wystarczy spojrzeć na zdjęcia tych aut, żeby zobaczyć, o co chodzi – każde jest kompletnie inne wizualnie, każde stawia na inny styl. Każde ma się podobać innemu typowi odbiorcy.

I możliwe, że taki odbiorca dla spokoju sumienia zrobi sobie własne zestawienie, przeanalizuje, co mu się bardziej opłaca, po czym i tak na końcu pójdzie kupić to, co mu się od początku najbardziej podobało.

Bo i o cóż innego może chodzić w tych małych crossoverach?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać