Felietony

E-hulajnogi – ministerstwo pracuje nad projektem przepisów. Niech ktoś mnie zapyta jak powinno być

Felietony 31.05.2019 236 interakcji
Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz 31.05.2019

E-hulajnogi – ministerstwo pracuje nad projektem przepisów. Niech ktoś mnie zapyta jak powinno być

Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz31.05.2019
236 interakcji Dołącz do dyskusji

Jestem fanem elektrycznych pojazdów. Liczbą przejechanych na nich kilometrów dałem sobie prawo do opinii jak powinny wyglądać przepisy. O tak:

Nie mamy w Polsce żadnego problemu z elektrycznymi hulajnogami. Problem jest z użytkownikami, którzy nie potrafią na e-hulajnogach jeździć. W związku z rosnącą liczbą ich nieprzykładnych zachowań, zamiast malować linię, trzeba im postawić płot. Dlatego rząd szykuje nowe przepisy regulujące poruszanie się na tego typu pojazdach.

Bardzo lubię nadwiślańskie bulwary w stolicy. Szkoda, że lubią je też miłośnicy hulajnóg z wypożyczalni na minuty. Są wszędzie, po stronie dla pieszych i na ścieżce rowerowej. I mają jedną wspólną cechę, prawie zawsze zerowe pojęcie o jeżdżeniu pojazdem elektrycznym. Wystarczy przecież wiedzieć tylko dwie rzeczy, że trzeba myśleć i uważać na innych. A im się wydaje, że trzeba tylko naciskać jeden przycisk. Ukróćmy tą rozrywkową jazdę, a dajmy żyć tym, którzy szanują innych i przepisy.

E-hulajnogi – projekt przepisów.

Opracowanie przepisów, które zasady poruszania się elektrycznymi pojazdami uregulują, nie jest proste. Trzeba znaleźć balans między bezpieczeństwem na chodnikach, a tym do czego hulajnogi są przeznaczone – do jeżdżenia nimi wszędzie gdzie się da – bo tak jest po prostu szybciej i wygodniej niż rowerem, czy na piechotę.

Jak nie zabić tego środka transportu na samym początku jego obecności na naszych ulicach? – to pytanie, którego chyba nikt sobie w ministerstwie nie zadaje. Z ostatnich wypowiedzi Ministra Infrastruktury Andrzeja Adamczyka wynika, że użytkownicy e-hulajnóg przestaną być pieszymi w świetle prawa. Mają być traktowani jak poruszający się pojazdami. Najprawdopodobniej hulajnogi zostaną wylane wraz z kąpielą i dostaną zakaz wstępu na chodniki. To niedobrze.

E-hulajnogi na chodniki.

Rzecz najważniejsza w całym zamieszaniu, czy e-hulajnogi powinny jeździć po chodnikach? Powinny. Mimo wszystkich wad tego rozwiązania, zabranie możliwości jazdy po chodniku to tworzenie martwego prawa. Niech sobie obowiązuje, co chce, ale i tak wielu użytkowników dalej będzie poruszać się między pieszymi. Każdy woli ścieżkę rowerową, ale czasami inaczej się nie da.

Tak samo jest na rowerze. Co do zasady nie wolno jeździć rowerem po chodniku, ale przy tak znikomej liczbie ścieżek rowerowych sporo czasu spędza się poza nimi. Na jezdni też nie jest fajnie. Większość polskich kierowców samochodów nie nadaje się do tego by przebywać w ich towarzystwie. Stan nawierzchni często nie jest lepszy niż fałd mózgowych.

Ulica to nie miejsce dla elektrycznych pojazdów o małych kołach. Studzienki kanalizacyjne, kratki ściekowe i niewielkie ubytki w nawierzchni są jeszcze do przeżycia podczas jazdy na rowerze, ale większość elektrycznych sprzętów ma z nimi problem. Do jednego worka z e-hulajnogami trafią zapewne elektryczne deskorolki, a te ze względu na ograniczone możliwości skrętu, na ulice nie nadają się zupełnie.

Bez dostępu do chodników, e-pojazdy tracą sens.

Ścieżki rowerowe to za mało.

Tam, gdzie są obecne należy z nich korzystać. Jeśli ścieżki rowerowej nie ma, dostępny musi być chodnik.

Całkiem rowerów z e-hulajnóg zrobić się nie da, bo rower może więcej i da się nim rozsądniej poruszać po ulicy. Ale co najmniej jeden z rowerowych przepisów kodeksu ruchu drogowego powinien dotyczyć również e-pojazdów.

6. Kierujący rowerem, korzystając z chodnika lub drogi dla pieszych, jest obowiązany jechać powoli, zachować szczególną ostrożność i ustępować miejsca pieszym.

Należy ustanowić bezwzględne pierwszeństwo pieszego na chodniku przed osobą użytkującą pojazd o napędzie elektrycznym o określonej mocy. Nie ma przeproś. Rozbudowa tego przepisu ma większy sens niż całkowity zakaz poruszania się między pieszymi. O francuskich pomysłach, by jeździć bez elektrycznego wspomagania można zapomnieć.

Nie jest to przepis, który zapewni bezpieczeństwo pieszym w starciu z elektryczną hulajnogą, ale pozwoli odpowiednim służbom ustalić winnego ewentualnego zdarzenia, a tym samym ubiegać się o możliwość odszkodowania.

Nie da nałożyć się ograniczenia prędkości na e-hulajnogi, gdy poruszają się po chodniku. Bo kto i czym miałby tą prędkość mierzyć? Lepiej właściwie ukierunkować odpowiedzialność za bezpieczeństwo i ustalić jasne zasady – pierwszeństwo pieszych przed hulajnogami. Warto też sprecyzować na kogo się te przepisy nakłada.

Definicja elektrycznej hulajnogi.

W przepisach powinny zostać zdefiniowane nowa kategorie pojazdów. Policja oraz sądy nie mogą mieć wątpliwości, czy jadący e-hulajnogą był pieszym czy prowadził motorower. Określając kategorie nie można zapominać, że rynek pojazdów elektrycznych nie kończy się na najpopularniejszej Xiaomi m365 i wszystkich typach hulajnóg z wypożyczalni.

Dostępne są urządzenia, które mocą i osiągami kompletnie nie pasują do poruszania się między pieszymi, a nawet na ścieżki rowerowe. Nie można wrzucać do jednego worka wszystkich platform z silnikiem elektrycznym i kołami. Potrzeba więcej niż jednej kategorii by rozróżnić elektryczne pojazdy.

Ograniczenie prędkości dla elektrycznych pojazdów.

Konstrukcyjne ograniczenie prędkości – to nie jest kluczowa kwestia, ale może warto ją wprowadzić, jeśli ktoś po zderzeniu z e-hulajnogą ma się poczuć lepiej. Lepiej też wyrównać prędkość pojazdów uprawnionych do poruszania się po ścieżce rowerowej. Sprzęt osiąga wyższą niż wyznaczona przepisami? To łapie się do innej kategorii pojazdów i traci miejsce na chodniku, a może i na rowerowej ścieżce. Wysoka prędkość nie jest potrzebna do efektywnego przemieszczania się.

Co prawda internetowe grupy właścicieli e-hulajnóg są pełne porad jak je modyfikować by maksymalną prędkość zwiększyć, ale to są to działania pozbawione sensu. 25 km/h to naprawdę jest maksimum tego czego potrzebuje przeciętny użytkownik by sprawnie się poruszać.

Pasjonaci potrafią dojeżdżać e-hulajnogą do pracy nawet po 10 km, ale długie dystanse na takim urządzeniu nie są specjalnie przyjemne. Krótkie podjazdy, tzw. ostatnia mila, to ich przeznaczenie, a na niej prędkość maksymalna ma niewielkie znaczenie.

Nie w prędkości tkwi siła i przydatność tych urządzeń. Jechałem elektryczną deskorolką prawie 40 km/h, bardzo polecam to przeżycie osobom, które nie mogą zdecydować się na samobójstwo. Decyzja podejmie się sama.

Nie ma sensu jednak niemiecka propozycja. Przez chwilę proponowano tam dwie maksymalne prędkości, na chodnik i ścieżki rowerowe. Ostatecznie jest tylko jedno ograniczenie. Wprowadzenie dwóch spowodowałoby nie lada kłopot, bo wiele dostępnych urządzeń wprawdzie posiada tryb Eco ograniczający prędkość, ale niekoniecznie do takiej wartości jaką wymyśli ustawodawca.

Przydałoby się również ograniczenie wieku. Nie da się tej sprawy załatwić stwierdzeniem, że jak rodzice pozwalają, to dlaczego dziecko ma sobie nie zrobić krzywdy. Taką wolną wolę należy zablokować, bardziej dla dobra innych uczestników ruchu na chodnikach i rowerowych ścieżkach, niż dla tych dzieci.

Karta rowerowa na hulajnogę.

Rozwiązania a’la karta rowerowa nie mają specjalnego sensu, tak samo pomysły, które zakażą poruszania się na bardzo popularnych prezentach komunijnych. Lepiej wprowadzić obowiązek nadzoru dorosłych. Do określonego wieku dziecko powinno poruszać pod nadzorem osoby dorosłej i lepiej, by ten dorosły nie był w tym czasie pieszym.

Obowiązkowy kask dla dzieci.

Kask to sprawa kontrowersyjna. Nie ma obowiązku nakładania go na głowę w trakcie jazdy rowerem, ale sprawa z e-pojazdami, nie jest już tak prosta. Jeździłem różnymi elektrycznymi pojazdami. Wszystkie są bardzo fajne, dopóki się z nich nie spadnie. Byłem zachwycony aż do czasu naderwania więzadła kolanowego. Okazuje się, że to boli, a po wyleczeniu jeszcze długo utrudnia podskakiwanie w rytm przebojów Zenka Martyniuka.

Nie uderzyłem się w głowę, tylko w kolano, ale wszystkie osoby do 18 roku życia obowiązkowo wyposażyłbym w kask. Rodzice zyskaliby argument w niekończących się dyskusjach z dziećmi. Trzeba nakładać, bo mandat. Nienajlepsza motywacja, ale skuteczna.

Sieć pełna jest drastycznych obrazków z obrażeniami odniesionymi na elektrycznych hulajnogach. Nad obowiązkiem nakładania kasków warto się zastanowić. To na pewno nie spodoba się wypożyczalniom hulajnóg i ich użytkownikom. Czasami trzeba pomyśleć za innych, przecież dlatego planowane są nowe przepisy. Lime, Hive, Citebee i Blinkee już klaszczą na samą myśl by swoje sprzęty wyposażyć w kaski i odpowiedni zapas wkładek higienicznych.

Oddzielne przepisy dla wypożyczalni. Bardziej restrykcyjne

No to jeszcze dorzucę im do ogródka. Bo chętnie utrudniłbym życie wypożyczalniom elektrycznych hulajnóg, a ułatwił je tym, którzy e-hulajnogi użytkują prywatnie. To co miało szansę stać się miejską rewolucją w komunikacji i zapewnić transport na ostatniej mili, na razie stało się komunikacyjnym potworkiem.

Wynajmowany sprzęt nie zaspokaja komunikacyjnych potrzeb mieszkańców dużych miast, bo jest zbyt drogi na codziennie użytkowanie. Nie można w oparciu o hulajnogi miejskie zaplanować sobie drogi do pracy, miesięczny koszt będzie zbyt wysoki. E-hulajnogi cieszą się wielką popularnością, ale jako rozrywka, a nie urządzenia zaspokajające podstawowe potrzeby.

To okazjonalnie wypożyczający e-hulajnogi stwarzają niebezpieczeństwo na chodnikach, a nie właściciele wykorzystujący je na codzień jako wygodny środek transportu. To dwie zupełnie różne od siebie ludzkie postawy wobec porządku i bezpieczeństwa na drodze.

Zmiany w kodeksie ruchu drogowego zapewne dotkną jednakowo obie grupy, ale nic nie stoi na przeszkodzie aby w odpowiednie możliwości prawne wyposażyć lokalne samorządy. Drastyczne ograniczenie mocy i prędkości oraz nakaz jazdy wyłącznie po ścieżkach rowerowych tylko w przypadku wypożyczanych pojazdów, na pewno zniechęciłby wielu klientów do szaleństw, a bezpieczeństwo na chodnikach zwiększył.

Akurat, trudny do wykonania pomysł by prędkość na chodnikach ograniczać, w przypadku wypożyczalni jest do wykonania. Obowiązek dwóch ograniczeń prędkości można im łatwo narzucić i jest technicznie możliwy do wykonania. Nic nie stoi na przeszkodzie by maksymalna prędkość z jaką ich hulajnogi mogłyby poruszać się po chodnikach wynosiła 6 km/h. A na ścieżce rowerowej, tak jak cała reszta użytkowników – 25 km/h.

I jeszcze kask na czubek głowy, tak po złości, za te wszystkie hulajnogi porzucane na środku chodników.

Tego, że wielu wypożyczających to świnie bez poczucia przyzwoitości nie naprawią żadne przepisy. Wprowadzić je trzeba, bo nie działa na nich hasło, iż warto być przyzwoitym. Wypożyczane e-hulajnogi potraktowałbym w przepisach o wiele ostrzej niż prywatnych właścicieli.

Odpowiedzialność zbiorowa.

Dlaczego ktoś kto na nadwiślańskim bulwarze chce przez pół godziny palić gumę (w niektórych modelach się da zarzucać tyłem), ma utrudnić życie wszystkim naokoło i normalnym użytkownikom takich pojazdów? Niech tylko winna grupa poniesie karę w postaci surowszych przepisów.

Niemcy, by poradzić sobie z trzodą chlewną, przepędzili hulajnogi z chodników całkowicie. Oby u nas nie stało się identycznie. Przez bałagan spowodowany przez wypożyczane sprzęty, ten wygodny środek transportu może stracić sens.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać