Felietony

Motoblender 18/2019: od 21 lat nie kupuję nowych samochodów. Jak to zmieniło moje życie?

Felietony 25.05.2019 547 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 25.05.2019

Motoblender 18/2019: od 21 lat nie kupuję nowych samochodów. Jak to zmieniło moje życie?

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski25.05.2019
547 interakcji Dołącz do dyskusji

I oto znów to, na co czekacie cały tydzień – Motoblender! Najlepszy subiektywny przegląd wiadomości motoryzacyjnych mijającego tygodnia.

Cóż tam znowu ucina Ford? Jak tam idzie plan restrukturyzacji w celu osiągnięcia zyskowności? Świetnie. Tym razem pracę straci zaledwie 7000 osób, czyli ok. 10% ogólnej siły roboczej Forda. Oj tam. Ważniejsze, że w 2018 r. wszyscy bossowie dostali podwyżki. Analitycy spodziewali się znacznie większej redukcji zatrudnienia, sięgającej nawet 24 tys. osób. Czyli w sumie „a mógł zabić!”. Właściwie to w ogóle nie winię Forda o to, że chce być zyskowny. Każdy chce być zyskowny. Powstaje jednak inne pytanie: co wielkie korporacje robią ze swoimi gigantycznymi zyskami? Dotyczy to oczywiście nie tylko Forda, ale ogólnie większości firm z Fortune 500 (przynajmniej tych, które notują zyski). Czy tak niebotyczne sterty dolarów, jakie zarabiają korporacje faktycznie wykorzystywane są na obmyślanie coraz lepszych i trwalszych oraz mniej obciążających środowisko produktów? Śmiem wątpić. Są one od lat kiszone na kontach, w rzeczywistości nie przynosząc nikomu żadnej korzyści. To tak, jakby ktoś mi powiedział, że mam na koncie 100 miliardów dolarów, a potem powiedziałby „a nie, jednak 140 mld”. Te 40 mld nie zrobiłoby mi żadnej różnicy. Wygląda na to, że króliczek został złapany i gonienie go nie ma już sensu. Majątki gigantów są tak duże, że nie ma już czego kupować. Apple z Google na spółkę mogłyby kupić sobie jakiś całkiem duży kraj na własność.

motoblender

Jaka jest różnica między Meksykiem a Filipinami?

W sumie niewielka. Liczba ludności podobna, klimat podobny, i tu i tu w miarę dogadasz się po hiszpańsku. Różnica polega jednak na tym, że jak meksykańskie służby celne konfiskują auta gangsterom, to nie rozjeżdżają ich potem buldożerami, tak jak dzieje się to na Filipinach na polecenie ześwirowanego prezydenta Duterte. Meksykanie dla odmiany mają zamiar zlicytować auta i pieniądze przeznaczyć na pomoc dla najbiedniejszych gmin z rejonu Oaxaca. I bardzo dobrze. Niestety, wiele wskazuje na to, że gdyby władze Meksyku faktycznie zarekwirowały siłą wszelkie dobra zakupione za pieniądze pochodzące ze źródeł zamieszanych w handel narkotykami, to musiałyby w pierwszej kolejności zarekwirować same siebie. No ale przynajmniej nie jeżdżą buldożerami po Renault 5 Turbo.

GM znowu próbuje tego samego rozwiązania, które już raz się nie udało

Już w latach 80. w Stanach Zjednoczonych sprzedawano samochody, które nie odpaliły, dopóki ktoś nie zapiął pasów. To były chyba jakieś Chevrolety w rodzaju Chevette czy coś innego, równie taniego. Bardzo szybko wycofano się z tego rozwiązania. Klienci przeklinali je w głos. Obczajcie to. Wsiadasz do auta w garażu, zapinasz pas. Brama jest otwarta. Wyjeżdżasz, odpinasz pas (musisz zgasić właśnie uruchomiony silnik), zamykasz drzwi garażu. Zapinasz pas, dojeżdżasz do bramy posesji i ponownie ten sam manewr. To jest jeden problem. Drugi jest taki, że są w życiu sytuacje, gdy po prostu musisz odpalić i ruszyć. Teraz. Natychmiast. Zbliża się pożar, albo fala powodziowa, albo ktoś cię goni i musisz uciekać. Samochód jest twoją szansą na przeżycie, ale zamiast odpalić i jechać, szamoczesz się z pasem. No więc nie, a także nie, oraz nie. Ludzie tego nie kupią, nawet pod obiecującą nazwą „Teen Package” (pakiet dla nastolatków). Dużo prostsze byłoby wprowadzenie ogranicznika prędkości – bez pasa nie pojedziesz szybciej niż 30 km/h i już.

W Rosji zdarzyła się dość interesująca kraksa

Kierujący pojazdem Audi Q7 zapewne nie dostosował prędkości do warunków jazdy i wpadł w poślizg, uderzając z dużą siłą bokiem w słup. Wskutek uderzenia Audi rozpadło się na dwie części, zupełnie ze sobą niepołączone. Oderwało się wszystko – płyta podłogowa, wiązka elektryczna, wał napędowy – tak,  jakby wcześniej było nadpiłowane. Wątpię, żeby fabryczna procedura Audi przewidywała, że samochód rozpadnie się na dwie części. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że ten SUV w coś już kiedyś przygrzmocił, a potem w ramach całkowitej naprawy „kuzowa” (nadwozia) po prostu zespawano go z dwóch różnych aut. Czyli zachował się prawidłowo – nie dość, że puścił w najsłabszym miejscu, to jeszcze okazał się na tyle solidny, że sprawca wypadku uciekł z miejsca zdarzenia o własnych siłach. Policja nadal go szuka. Chyba, że już znalazła, tylko nie podali. Przy okazji rosyjski wypadek pokazuje, że samochody naprawione po poważnym uszkodzeniu wciąż mogą być bezpieczne, w sposób zaplanowany rozpadając się na kawałki, jednak nadal chroniąc kierowcę.

motoblender

A w Stanach zlot Jeepa przerodził się w wielką rozróbę

Rozjeżdżanie pieszych, demolowanie otoczenia, bójki w rytm muzyki country i jazda pod wpływem alkoholu – to wszystko sparaliżowało miasto Crystal Beach w Teksasie. Na to miejsce regularnie zjeżdżają się miłośnicy Jeepów w ramach festiwalu „Go Topless” (zdejmij dach), którzy swoimi Wranglerami chcą się popisać przed innymi właścicielami Wranglerów, więc najpierw łoją piwo, a potem rozjeżdżają co popadnie, żeby pokazać, że ich Jeep „idzie po wszystkim”. Tym razem udało im się na przykład potrącić 10 pieszych. Lokalny szeryf skomentował to tak „największym naszym sukcesem jako policji jest to, że nikt nie zginął”. Aresztowano 68 osób za wzbudzanie bójek, chlanie w miejscu publicznym, niebezpieczną jazdę i inne wykroczenia. Ale super, zloty miłośników marki, świetna sprawa!

BMW zrobiło elektryczną hulajnogę

Parametry są beznadziejne. Wprawdzie waży tylko 9 kg, ale ma moc tylko 150 W, co pozwala rozpędzić się do szokujących 20 km/h, ale akumulatory kończą się już po przejechaniu 12 km. Nie no cudownie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ten pojazd ma kosztować 800 euro, czyli ok. 3800 zł. Zawsze się zastanawiam, dlaczego producenci samochodów, również tych tzw. „premium”, jak mają zrobić coś pozasamochodowego, to robią jakieś badziewie. Z jednej strony BMW robi jakieś absolutnie niesamowite, wyjątkowe skutery elektryczne, z drugiej nie potrafi zrobić normalnej, użytecznej e-nogi, tylko kupuje produkt innego wytwórcy (Micro). Ten produkt na pewno ma swoje niepodważalne zalety, ale obiektywnie na tle rywali wypada słabo i jedyne co mogłoby go uratować, to niska cena. Ale zamiast tego cena jest wysoka, bo to przecież BMW. Jak to wpływa na postrzeganie samochodów BMW? Czy mamy również traktować je tak samo i wybierać je jedynie ze względu na logo mimo wysokiej ceny, świadomi jego niedoskonałości? A może to tylko ruch marketingowy i takiej hulajnogi i tak nikt nie kupi? Nie wiem za bardzo po co w ogóle producenci samochodów robią takie produkty poboczne typu rowery czy teraz właśnie hulajnogi. Choć fajnie byłoby, jakby jacyś producenci rowerów zaczęli robić samochody dla najbardziej wiernych klientów. Kochasz rowery Specialized albo Kona – oto specjalny pickup tej samej marki, możesz nim wozić cztery rowery na idealnie dostosowanej do tego platformie. To by było nawet zabawne.

motoblender

Od 16 miesięcy nie kupuję nowych ubrań. Jak to zmieniło moje życie?

Taki tytuł pojawił się na stronie Noizz.pl. Nie będę Wam komentował strony Noizz.pl bo może się na tym nie znam i moja opinia byłaby nacechowana uprzedzeniami. Artykuł napisała Ania Pięta. Przebijam: od 21 lat nie kupuję nowych samochodów. Jak to zmieniło moje życie? Otóż z pewnością na lepsze. Gdybym kupował nowe, prawdopodobnie byłbym bardziej zestresowany. Z jednej strony tym, że obciążam planetę niepotrzebną produkcją nowych rzeczy, z drugiej tym, że muszę użerać się z gwarancjami i pamiętać, że jeśli spóźnię się do ASO choćby o dzień, to potem w razie awarii za wszystko będę bulił sam, i to pięciocyfrowe sumy. Byłbym przerażony, że taki nowy samochód ktoś mi ukradnie albo zniszczy. Codziennie obchodziłbym go 8 razy w jedną i 8 razy w drugą stronę w poszukiwaniu zarysowań. Fajnie, że autorka artykułu też zdała sobie sprawę, że kupowanie nowych rzeczy nie ma sensu. Właściwie wszystko, czego potrzebujesz – poza jedzeniem i higieną osobistą – możesz kupić jako używane, tak samo dobre jak nowe, tylko tańsze.

Zwracam uwagę, że ja postępuję według tego samego schematu co Ania Pięta, tyle że w innym aspekcie. Ale to niekupująca nowych ubrań pani Ania jest ekologiczna, a ja jestem smrodzącym blachosmrodercą, bo zamiast dwutonowym nowoczesnym SUV-em plug-in hybrid jeżdżę Cinquecentem. Hmmm tak. Brzmi sensownie. Dobra koniec bo się wnerwiam

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać