TechMoto / Felietony

Nowoczesne technologie w motoryzacji są świetne. Jak używać ich z głową?

TechMoto / Felietony 03.05.2019 182 interakcje
Piotr Szary
Piotr Szary 03.05.2019

Nowoczesne technologie w motoryzacji są świetne. Jak używać ich z głową?

Piotr Szary
Piotr Szary03.05.2019
182 interakcje Dołącz do dyskusji

Motoryzacja zmienia się w błyskawicznym tempie. Najbardziej widać to po różnych technologiach, które zwiększają poziom bezpieczeństwa czy też komfort podróżnych. Problem w tym, że większość z tych systemów ma pewne wady, o których należy pamiętać.

Załóżmy, że kupiliśmy nowy samochód. Auto jest bogato wyposażone, bo przecież kto bogatemu zabroni? Załóżmy również, że uwielbiamy teorie spiskowe i horrory. Albo że po prostu mamy pecha, wszystko jedno. Nasze myśli zaczynają więc krążyć wokół tego, co może być nie tak z poszczególnymi systemami samochodu… A skoro już do auta podchodzimy, to najpierw trzeba je otworzyć. Pomocny w tym będzie…

…system bezkluczykowy, czyli tzw. keyless.

Idea jest świetna – wystarczy mieć kluczyk przy sobie, a samochód otworzy się po chwyceniu za klamkę. Proste i wygodne.

Niestety – okazało się, że wiele takich systemów jest podatnych na kradzież auta metodą „na walizkę”. W skrócie i w uproszczeniu: działa to w ten sposób, że gdy złodzieje są zainteresowani danym samochodem, to próbują znaleźć się jak najbliżej właściciela auta. Złodzieje są wyposażeni w walizki z urządzeniami radiowymi, które pozwalają na odpowiednie wzmocnienie sygnału i przesłanie go na znaczną odległość (nawet do kilkuset metrów).

światła do jazdy dziennej
Schowaj do kieszeni i nie wyciągaj – systemy bezkluczykowe są bardzo wygodne w użytkowaniu. Niestety mogą ułatwiać kradzież auta.

Gdy jeden ze złodziei chwyta za klamkę auta, pojazd „szuka” w pobliżu właściwego kluczyka. Sygnał ten jest wzmacniany przez urządzenie nr 1 i przekazywane do drugiego, które znajduje się niedaleko kluczyka. Kluczykowi „wydaje się”, że auto jest obok, więc odpowiada sygnałem gotowości… który przez wspomniane walizki jest wysyłany z powrotem do auta. I proszę – drzwi otwarte, silnik uruchomiony, do widzenia.

Kolejne firmy zabrały się za modyfikowanie systemów keyless, by zabezpieczyć auta przed podobnymi metodami kradzieży, ale nadal ryzyko jest całkiem spore. Zabezpieczyć można się np. dzięki odpowiedniemu etui na kluczyk czy też modułowi zakładanemu pod baterię, który po prostu odcina zasilanie pilota centralnego zamka, jeśli nim nie potrząśniemy.

Naszego nowego auta nie ukradziono, więc uspokojeni wsiadamy do środka i uruchamiamy silnik. Na zewnątrz temperatury są coraz wyższe, uruchamiamy więc…

…klimatyzację, której czynnikiem chłodniczym jest 2,3,3,3-Tetrafluoropropan, szerzej znany jako R1234yf.

W porównaniu do starszych układów działających z użyciem czynnika R134a (1,1,1,2-Tetrafluoroetanu), nowe systemy klimatyzacji są bezpieczniejsze dla środowiska. Chodzi tu o niższy potencjał tworzenia efektu cieplarnianego, czyli parametr GWP – dla R134a wynosi on 1430 jednostek, podczas gdy dla R1234yf – zaledwie 4.

światła do jazdy dziennej

Na tym zalety nowego czynnika się kończą. Nie dość, że jest on potwornie drogi, to jest też niebezpieczny. Po pierwsze – w pewnych warunkach może być palny, w przeciwieństwie do R134a. Po drugie – jeśli już samochód z nowym systemem klimatyzacji się zapali, to… nie gasimy go, tylko czym prędzej oddalamy się od auta. Powód jest prosty – połączenie wody i produktów spalania R1234yf daje kwas fluorowodorowy. A fluorowodór to coś, z czym zdecydowanie nie chcemy mieć do czynienia.

Co można z taką klimatyzacją zrobić? Metody są różne – niektórzy wymieniają czynnik na starszy, niestety też drożejący R134a, co wymaga dokładnego płukania całego układu, a czasem także wymiany niektórych elementów (np. przewodów). Inni nabijają „klimę” propanem-butanem.

Najlepszym rozwiązaniem wydają się być wprowadzane przez niektórych producentów (m.in. przez Mercedesa i Grupę Volkswagena) systemy pracujące dzięki dwutlenkowi węgla, którego parametr GWP jest równy… 1. Niestety, i takie systemy mają wadę – żeby CO2 sprawdzał się jako czynnik chłodniczy, musi być silnie sprężony. Układ musi więc być solidniej zbudowany i po prostu cięższy.

Auto otwarte i uruchomione, klimatyzacja działa? Pora ruszać. Ale cóż to, zaczęło padać? E, nie ma problemu.

Przecież światła mijania włączą się automatycznie, prawda?

Guzik prawda. Owszem, zdarza się, że przy pogorszeniu pogody warunki oświetleniowe zmieniają się na tyle, że „automat” uruchamia światła mijania zamiast świateł do jazdy dziennej… ale nie jest to regułą. I nie mówię tylko o autach, w których czujnik zmierzchu da się wyłączyć („0” na dźwigience lub pokrętle świateł), ale i o tych, które mają taki czujnik włączony na stałe.

światła do jazdy dziennej

Wystarczy zresztą spojrzeć na pojazdy, które mijają nas w trakcie złej pogody. Gwarantuję wam, że sporo z nich będzie przemieszczać się z włączonymi wyłącznie światłami do jazdy dziennej, nawet jeśli będziemy mieli do czynienia z istnym urwaniem chmury.

„Ale przecież jest dzień, i tak światła mijania nic by tu nie dały!” – mogliby rzec niektórzy. Pomijając fakt, że w większości modeli tył auta nie jest wtedy oświetlony, to jazda na DRL-ach w trakcie złych warunków pogodowych grozi też po prostu mandatem.

My na szczęście o tym pamiętamy i wymuszamy włączenie świateł mijania.

To prowadzi nas do kolejnej kwestii:

Automatycznego przełączania między światłami mijania a drogowymi.

Pomysł jest banalny i w swych założeniach świetny. Samochód na bieżąco „kontroluje”, czy z naprzeciwka nie nadjeżdża inny pojazd. Jeśli tak, automatycznie zmienia światła z drogowych na mijania, a kiedy może – z powrotem włącza światła drogowe.

W wielu modelach działa to świetnie. Niestety, są też wyjątki, które światła przełączają po prostu zbyt późno. A zbyt późne przełączenie wiąże się z irytacją innych kierowców i – jak można się spodziewać – miganiem nam światłami drogowymi „za karę”.

światła do jazdy dziennej

W niektórych przypadkach to samo grozi nabywcom aut z reflektorami adaptacyjnymi. W przeciwieństwie do ich bardziej zaawansowanych kuzynów, czyli reflektorów matrycowych (zdolnych „wycinać” konkretne fragmenty wiązki światła, by nikogo nie oślepić), reflektory adaptacyjne w niektórych modelach potrafią wyraźnie uprzykrzyć życie kierowcom, którzy będą nas mijać w nocy.

Dość o nocy – w końcu nasz dzień się jeszcze nie skończył.

Ruszamy więc w miasto, ciesząc się, że mamy system rozpoznawania znaków drogowych.

Nasza radość nieco blednie, gdy okazuje się, że działa on nieco gorzej, niż się spodziewaliśmy. Potrafi np. „odczytać” ograniczenie prędkości z wyprzedzanej właśnie ciężarówki czy autobusu i poinformować nas, że w terenie zabudowanym śmiało możemy śmigać 90 km/h. Poza tym dochodzi tutaj dość typowy w Polsce problem: wiele znaków drogowych jest zasłoniętych drzewami, krzakami, innymi znakami (!) czy po prostu nie usunięto ich po remoncie danego odcinka drogi – bo po co. Nie należy się też dziwić, jeśli w niektórych modelach aut wyświetlanie ograniczenie nie zniknie po minięciu skrzyżowania.

Takich problemów nie będziemy mieć na autostradzie, gdzie włączymy adaptacyjny tempomat.

Wiele tych systemów działa znakomicie – operują przepustnicą i układem hamulcowym bardzo płynnie, nie burząc spokoju panującego we wnętrzu auta. Znajdą się jednak i „nadgorliwcy”. Owszem – przyhamują samochód, gdy „zauważą” ciągnik siodłowy czy jakiś inny pojazd jadący wolniej od nas. Szkoda tylko, że auto z takim nadgorliwym systemem zwolni także wtedy, kiedy wspomniane auta poruszają się… innym pasem niż my.

Wracamy do centrum, nieco rozkojarzeni z powodu tych wszystkich kłopotów. Na drogę wybiega nam zza krzaka spóźniony pasażer zmierzający w stronę przystanku autobusowego.

Na szczęście czuwa system automatycznego hamowania.

„A niech cię, wybiegający zza krzaka spóźniony pasażerze zmierzający w stronę przystanku autobusowego!” – krzyczymy na niego w duchu po tym jak nasz samochód stanął dęba, ale i jednocześnie ciesząc się, że choć w tym przypadku trudno o jakiś problem.

Taki może się jednak pojawić. Po pierwsze, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę, systemy tego typu rzadko kiedy działają w całym zakresie prędkości, które dane auto jest w stanie osiągnąć. W wielu przypadkach automatyczne hamowanie działa np. tylko do 40 czy 60 km/h.

Druga rzecz to… nadgorliwość, dokładnie tak jak w przypadku adaptacyjnego tempomatu. Systemom tego typu zdarza się hamować zbyt gwałtownie, choć z drugiej strony – lepiej tak niż nie zahamować wcale, tak jak podczas pamiętnej prezentacji Volvo.

Ale jeśli nasz samochód ma być w taki element wyposażony – upewnijmy się, że nie zrobiliśmy głupiego błędu w rodzaju nieodśnieżenia dachu auta. Jeśli zrobiliśmy – nie ma się co dziwić, że auto stanie jak wryte, gdy płat śniegu i lodu zjedzie na przednią szybę, zasłaniając „widok” kamerze. Idealnie widać to na poniższym filmiku, gdzie w roli warstwy śniegu i lodu występuje łokieć jegomościa wystającego przez szyberdach Renault Koleosa. Zauważcie, jak błyskawicznie tego typu systemy działają – i jak błyskawicznie przez nasz błąd ktoś może nam wjechać w kufer.

Départ d'une course de vélo,Le problème c'est que le mec qui est au niveau du toit ouvrant va passer sa main devant le détecteur du Front assist… et freinage automatique de la voiture…

Opublikowany przez Eurvad BZH Poniedziałek, 4 marca 2019

Technologia to świetna sprawa – o ile używamy jej świadomie.

Problem w tym, że – jak ktoś ładnie to ujął w komentarzach pod innym tekstem – wielu ludziom, gdy mają do dyspozycji pakiet systemów wspomagających bezpieczeństwo włącza się „god mode”. Można to zauważyć także u niektórych właścicieli aut z napędem 4×4 („po co mi opony zimowe, mam 4×4!”) czy też u osób, które korzystają już z funkcji autonomicznego lub półautonomicznego prowadzenia. To niestety może prowadzić do wypadków.

Nie chodzi o to, by nowoczesnych technologii się wystrzegać – większość takich rozwiązań jest bardzo przydatna. Trzeba tylko z nich korzystać z głową.

Mieliście jakieś niemiłe doświadczenia z nowoczesną motoryzacyjną technologią?

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać