A gdyby Rosja zaatakowała Warszawę? Ukraińcy wypuścili wstrząsający filmik
Nie po to, żeby siać panikę, ale aby pokazać, co dzieje się, kiedy twoje, wydawałoby się, bezpieczne i europejskie miasto staje się celem bandyty. Po ataku Rosji na Ukrainę gdzieś kołacze myśl, że Putin może być zdolny do wszystkiego, więc filmik zmusza do refleksji.
Bardzo łatwo powiedzieć - przesada. Niepotrzebne sianie paniki. Ale właśnie o to Ukraińcom chodzi: zobaczcie, co my przeżywamy. Też jeszcze kilka miesięcy temu myśleliśmy, że nie będzie to naszą rzeczywistością. A dziś np. Mariupol umiera, jak w trakcie II wojny światowej umierało wiele innych miast, z Warszawą na czele:
Atak rakietowy na Warszawę na ukraińskim filmie propagandowym
Nie ma wątpliwości, że materiał z atakiem rakietowym na Warszawę to dzieło ukraińskiej "propagandy". Tej pozytywnej, skierowanej do świata w konkretnym celu - by pokazać, że wojna jest tuż obok ich bezpiecznego, zachodniego świata. A wywołał ją nieprzewidywalny szaleniec - a jednocześnie cyniczny, wyrachowany bandyta - co sprawia, że jakoś trudno odgonić od siebie myśl "nas to dotyczyć nie będzie".
Na ukraińskich profilach na Twitterze filmik z rosyjskim nalotem na Warszawę wrzucany jest z tym samym tekstem, często kopiowanym jak leci, co sugeruje, że to jakaś zorganizowana akcja.
Owszem, oglądając ten filmik ciągle jesteśmy w bezpiecznym położeniu. Nasz prezydent mówi do Putina "nie strasz, nie strasz", wiemy, że należymy do NATO, jesteśmy granicą Unii Europejskiej . Takie wyobrażenie sobie, "co by było gdyby" i mówienie "och, byłoby to straszne" jest wręcz trochę obraźliwe dla osób, które dziś siedzą choćby w Kijowie i codziennie słyszą alarmy przeciwlotnicze. Ciągle – i oby tak pozostało! – możemy sobie wyobrażać atak na naszą stolicę, a to wyobrażenie będzie niedokładne, niedoszacowane, bo i skąd mamy wiedzieć, jak to jest.
Ale jednocześnie uważam, że takie filmiki są potrzebne
Nie mam wątpliwości, że Polacy w zdecydowanej większości domyślają się, że podobne sceny lub przynajmniej emocje są częścią wspomnień tych, którzy do nas przyjechali. To dokładnie zdarzyło się w ich mieście, w ich ojczyźnie. Zapewne też myśleli, że to niemożliwe, by w 2022 roku mogło do tego dojść.
Powyższy filmik pokazujący hipotetetyczny atak Rosji na Polskę jest też ciekawy z mniej poruszającej strony. Ukraina rozgrywa tę wojnę również w sieci, jakkolwiek źle to nie brzmi - wygrywa ją wizerunkowo. W tym takimi filmikami. Gdyby podobny materiał wrzucili Rosjanie, bylibyśmy oburzeni, bo byłoby to internetowe machanie szabelką. Nadal jest jakby nie patrzeć straszeniem, przesadą. Który fake jest dobry, a który zły? Kiedy jawna manipulacja pomaga, a kiedy szkodzi?
Stoję na stanowisku, że ta wojna jak mało co w dzisiejszym świecie jest czarno-biała. Coś, co pomaga jest Ukrainie, jest dobre - proste. Ale np. big-techy nie mają już podobnego zdania, o czym pisał Kuba Wątor w Magazynie Spider's Web+.
- A wie pan, kto po Rosji jest obecnie drugim krajem, który puszcza do sieci najwięcej fejków? Tak, Ukraina. I co, mamy te fejki usuwać, skoro usuwamy rosyjskie? Bo rosyjskie wiadomo: walczymy w słusznej sprawie, trzeba ograniczyć możliwości kłamstwa najeźdźcy. Ale fejki ukraińskie? Tam też są kłamstwa, ale PR-owo pomagające Ukrainie w tym konflikcie. Czyli co, mamy je jednak zostawiać? - pyta przedstawiciel jednego z Big Techów, z lekką satysfakcją na twarzy. - Usuwamy też te ukraińskie. Fejk to fejk, ale jak pan sądzi, powinniśmy się tym publicznie chwalić? Przyniesie nam to poklask czy gromy? - dodaje.