Felietony

Fabryka w Tychach żyje dzięki cudowi, jakim jest Fiat 500. Ale cud się kiedyś skończy

Felietony 30.11.2018 385 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 30.11.2018

Fabryka w Tychach żyje dzięki cudowi, jakim jest Fiat 500. Ale cud się kiedyś skończy

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski30.11.2018
385 interakcji Dołącz do dyskusji

Z najnowszych planów Fiata wynika, że koncern ma zamiar zainwestować 5 mld euro we włoskie fabryki. O polskiej fabryce w Tychach nie powiedziano ani słowa. Tymczasem jej los zależy od tego, jak długo jeszcze utrzyma się popyt na 11-letnią już 500-tkę.

W 2007 r. wytwarzano Golfa V. W tej chwili jesteśmy u schyłku okresu produkcyjnego Golfa VII. W 2007 r. debiutowała pierwsza Kia Ceed, która zastąpiła model Cerato. W salonach stoi już trzecia generacja. Co jeszcze zdarzyło się w 2007 r.? Zaprezentowano Fiata 500. Tego samego, który cały czas sprzedaje się w Europie, a produkowany jest w polskiej fabryce w Tychach. W międzyczasie przeprowadzono tylko jeden lifting, który lekko zmienił tablicę przyrządów i kształt przednich lamp. Sama historia aktualnej 500-tki to temat na ciekawy wpis, ale tym razem chciałem tylko odnieść się do problemu…

….co ma produkować fabryka w Tychach?

500-tka to naprawdę ewenement na europejskim rynku. Na przykład w Niemczech jego sprzedaż rosła co roku aż do 2015 r., kiedy to „piknęła” przy wartości 33 tys. sztuk rocznie. Ale w 2016 i 2017 r. nastąpiły tylko niewielkie spadki, do ok. 30 tys. sztuk na rok. W Europie jest jeszcze ciekawiej. 2017 r. był najlepszym rokiem dla sprzedaży modelu 500, bo do klientów trafiło aż 189 tys. aut. Najgorzej było w 2012 r., kiedy sprzedano 145 tys. sztuk. Ponadto w 2008, 2014 i 2015 r. sprzedaż przekroczyła 180 tys. pojazdów. To wręcz fantastyczne wyniki jak na ten segment na rynku europejskim. Niedługo powstanie dwumilionowa pięćsetka. Można powiedzieć, że to cud. Kiedy ten cud się skończy?

Nie wiadomo.

Wiadomo jednak, że „nic nie może przecież wiecznie trwać”. Rzeczywiście, stylizacja 500-tki jest przejawem rzadko spotykanego geniuszu i jestem więcej niż pewien, że odpowiada ona w znaczącej mierze za sukces tego samochodu. Dobre wzornictwo starzeje się bardzo powoli, znacznie wolniej niż technologia. Teoretycznie wypadałoby więc tylko montować do 500-tki coraz to nowe zdobycze technologiczne, np. z zakresu bezpieczeństwa biernego, można byłoby dołożyć jakiś nowy silnik (akurat jest okazja: niedawno zadebiutował nowy 1.0 T-Jet) i właściwie można ją klepać jeszcze sporo lat, a tyska załoga miałaby co robić.

Problemy są jednak inne. Pierwszy to taki, że segment małych, lifestyle’owych aut kurczy się na rzecz małych SUV-ów, a oferta modelowa Fiata w tej kwestii kończy się na produkowanym we Włoszech 500X. Drugi to taki, że konkurencja nie śpi i nieustająco próbuje podgryzać pozycję 500-tki. Jak na razie połamała sobie na niej zęby: Opel porzucił model Adam, Volkswagen zakończył sprzedaż The Beetle i raczej nie planuje następcy (choć było to auto o wiele większe, ale też bazujące na uwielbieniu klientów dla retrogadżetów). Toyota z koncernem PSA planują zakończyć „trojaczki z Kolina” do 2021 r. Tak jest dziś. Ale zaraz może się okazać, że auta spalinowe nie będą mogły wjeżdżać do miast w Europie zachodniej i trzeba będzie pchać ludziom same elektryki. Oczywiście, że 500-tka ma wersję elektryczną. Ale nawet śp. Marchionne mówił, żeby nie kupować tego wozu, bo on do niego dopłaca. Wątpię, żeby Fiat chciał kontynuować produkcję czegoś niedochodowego poza granicami Włoch.

Sprzedaż Lancii Ypsilon jest 3-krotnie mniejsza niż 500-tki. Ten model zapewne w ogóle nie dostanie następcy i znów zuboży linię produkcyjną w Polsce.

Problem widzę w zarządzaniu gamą produktów Fiata

Od lat Fiat miota się, nie wiedząc jakie samochody ma produkować. A może nie ma produkować żadnych? Jest mistrzem absurdalnego przeciągania okresów produkcyjnych ponad wszelkie standardy. Utrzymuje modele w gamie, zamiast przedstawiać nowe. A kiedy już przedstawia, zwykle dzieje się to w atmosferze zaskoczenia. W przypadku innych koncernów najczęściej jest tak, że nowe modele opracowuje się, starannie badając wcześniej, czego klienci by sobie życzyli. Fiat ma inny styl: prezentuje jakiś model i jeśli jest on zyskowny, to robi go w nieskończoność (500, Panda, Giulietta, do niedawna Punto), a jeśli nie, to wycina go z gamy zanim sprzedaż zdąży się rozkręcić. Pogłoski o nowym Fiacie 500 pojawiły się w 2017 r. i dotyczyły debiutu w 2019 r. Na razie mamy koniec 2018 r. i temat umarł. W końcu stara 500-tka się sprzedaje.

Fabryka w Tychach wciąż radzi sobie nieźle. Jednak żyje na pożyczonym czasie. W końcu Fiat będzie zmuszony opracować następcę modelu 500, a wtedy jest wysoce prawdopodobne, że zostanie wytoczony ten sam argument, który słyszeliśmy teraz: włoskie fabryki są najważniejsze, a nie chodzą na 100% wydajności, więc trzeba ratować pracowników z rodzimego rynku. A wtedy nowy szef FCA – już bez słabości do Polski, jaką miał Marchionne – zabierze nam ewentualną nową 500-tkę i przeniesie ją do Włoch. Już teraz dowiedzieliśmy się, że elektryczna 500-tka będzie wytwarzana w Turynie. I pewnie dalej będzie niedochodowa.

Przyszłość tyskiego zakładu nie rysuje się w jasnych barwach. Ale wypada się cieszyć, że Fiat nie jest zarządzany tak jak General Motors. Gdyby tak było, to już dawno pozamykałby i Tychy, i Kragujevac, i wycofał się ze wszystkich rynków poza Włochami, gdzie zabiegałby głównie o rządowe dotacje.

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać