Fotograf wywalczył 1,2 miliona dolarów odszkodowania za użycie jego zdjęcia z Twittera
Wyobraź sobie, że otwierasz gazetę (dodajmy: duży dziennik o nakładzie przekraczającym pół miliona egzemplarzy) i znajdujesz w niej swoje zdjęcie. Zdjęcie, które umieszczono bez Twojej wiedzy i zgody. Co czujesz? Złość, oburzenie? Niepotrzebnie. Paradoksalnie, taka sytuacja to dla fotografa jak wygranie w Lotto.
Przekonał się o tym Daniel Morel – niezrzeszony fotograf z Haiti, który od 20 lat fotografował swoją ojczyznę, kulturę, ludzi i ich historie. Kiedy w 2010 roku tę wyspę nawiedziło potężne trzęsienie ziemi, Morel musiał je udokumentować. Zdjęcia publikował na swoim profilu w serwisie Flickr.
Zdjęcia były na tyle dobre, że zainteresowała się nimi francuska agencja prasowa Agence France Presse. Być może na skutek nieuwagi i roztrzęsienia po katastrofalnym kataklizmie, być może poprzez zwykłą chciwość, zdjęcie Morela trafiło do bazy zdjęć agencji. Agencja sprzedała zdjęcie do kilku wydawnictw, w skutek czego doczekało się ono publikacji między innymi w słynnym The Washington Post.
Morel pozwał francuską agencję. Po trzyletnim procesie sąd orzekł o winie agencji prasowej i nakazał zapłatę odszkodowania w wysokości 1,2 miliona dolarów.
Zdjęcia a serwisy społecznościowe
Żeby było ciekawiej, Agence France Presse znalazło zdjęcie autora nie na jego twitterowym profilu, a na profilu osoby, która także je rozpowszechniała. Mimo tego, winna kradzieży jest tylko agencja prasowa.
Większość serwisów społecznościowych ma mocno zagmatwaną, ale podobną politykę rozpowszechniania czyichś zdjęć. W obrębie jednego serwisu można dowolnie rozpowszechniać czyjeś zdjęcia, korzystając z wbudowanych opcji serwisu. Innymi słowy, możliwe i legalne jest share'owanie/retwittowanie/repinowanie właściwie wszystkiego, co znajdzie się na Facebooku/Twitterze/Pintereście (warunek – zdjęcie lub treść nie mogą opuścić serwisu).
Sprawa komplikuje się w przypadku używania zdjęć poza serwisem. Sąd w Stanach uznał, że zdjęć zamieszczonych na Twitterze nie można używać bez zgody autora w żadnych serwisach informacyjnych (zwłaszcza komercyjnych).
To już nie pierwsza w historii taka spektakularna wygrana fotografa w sądzie. Wydaje mi się wręcz, że paradoksalnie korzystniejsza jest sytuacja, w której duże medium ukradnie zdjęcie, niż zaproponuje jego kupno. Przyznacie, że milion dolarów za jedno zdjęcie jest niebagatelną sumą. Jest to stawka zupełnie niemożliwa do uzyskania przy standardowej sprzedaży zdjęcia dla agencji.
Dlatego życzę Wam (i sobie) podobnych kradzieży. ;)
Zdjęcie gavel and books on the table pochodzi z serwisu Shutterstock.