REKLAMA

To nie przypadek, że mówią o nich Szajsung

Mam taką - może wyda się głupia - zasadę, że jak jakaś firma mnie rozczaruje, to daje jej siedmioletni okres banicji. I tak oto jak ognia unikam Acerów, choć podobno robią teraz całkiem dobre laptopy. Prędko nie kupię telefonu od Nokii, choć każdego dnia czytam na facebooku - na temat Lumii 920 - Kosińskiego wiersze miłosne. Aż dwukrotnie wyłamałem się z tej zasady - w przypadku firmy Samsung - i tylko utwierdza mnie to w przekonaniu jak dobra jest ma reguła. 

Moje problemy ze sprzętami Samsunga 
REKLAMA
REKLAMA

Mój pierwszy kontakt z marką Samsung na arenie technologii bardzo przenośnej i użytkowej miał miejsce w 2008 roku, gdy stałem się szczęśliwym posiadaczem telefonu SGH-F480. To była era raczkujących telefonów z dotykowym ekranem, gdy każdy chciał być iPhonem, nie każdy mógł. Potem jeszcze pojawiły się dwie Omnie, którymi każdy się zachwycał, wykrzykiwał rozczulające hasła o godnej rywalizacji z Apple, a których racjonalnie myślący fan technologii nie mógł zapewne zrozumieć. Niestety, ale pierwsze dotykowe telefony Samsunga były - nawet w swej odległej epoce - synonimem badziewia. Nie rozumiał tego ten, kto nie miał okazji pobawić się namiastką perfekcji od Steve'a Jobsa (niepokojące deklaracje jak na androidowca...). Omnie i inne Avile dla ubogich zawieszały się, dotyk się w nich "wycierał" i telefony z dużym przebiegiem nie reagowały na polecenia. Mizerny dotyk był tam zresztą tylko wierzchołkiem góry lodowej problemów.

samsung

Mój błąd polegał na tym, że wówczas nie skorzystałem z mojej koronnej zasady, tylko przymknąłem oko na poczynania firmy Samsung argumentując to "pechem i brakiem doświadczenia początkującego". W międzyczasie zabawiłem przy Motoroli Milestone, bo Motorola to jedna z tych instytucji, które mnie w przeszłości nie rozczarowywały, a potem - o jakiż był mój błąd - nie dałem rady oprzeć się nowym Samsungom. Musicie zrozumieć ten tok myślenia, brak konsekwencji i łamanie własnych zasad wynikały z chrześcijańskiej wyrozumiałości. Linia Galaxy S miała kapitalne recenzje, reklamowała się wszędzie, a na dodatek zaserwowano ją w rewelacyjnej cenie. Nic zatem dziwnego, że w przeciągu półtora roku w telefony SGS i SGS+ wyposażyłem w zasadzie całą rodzinę.

To był kiepski okres w moim życiu, ponieważ średnio raz na kilka miesięcy "bujam się" z tymi telefonami do dziś. Samsung potrafi stworzyć naprawdę piękny i konkurencyjny sprzęt, którego jednak awaryjność i niedoszlifowanie balansują na cienkiej granicy technologicznego skandalu. Linia Galaxy S, która najpewniej słusznie została obwołana androidową linią stulecia, uwielbia kłócić się z oprogramowaniem operatorów, notoryczne błędy stoją tam na standardzie dziennym, a do tego dochodzi cały szereg mniejszych lub większych problemów technicznych - a to nagłe wyłączanie się, a to problemy z włączaniem, wariujące głośniki, psujące się słuchawki czy nagrzewająca do granic nieprzyzwoitości bateria.

Miałem w życiu dużo telefonów, Samsungi, Motorole, HTC, raz kiedyś nawet kolega dał mi potrzymać iPhone'a, a Kosiński z metra pokazywał mi swoją Lumię 920. Ja wiem, że te urządzenia są kapryśne, będący w głębi duszy Linuksem Android też tutaj na pewno nie pomaga, ale Samsung to firma, która przekracza wszelkie granice przyzwoitości. Przeanalizowałem opinie osób z mojego otoczenia, rodziny, znajomych, najzabawniejsze jest to, że wielu z nich nie dostrzega nawet problemu powszechnej awaryjności urządzeń Samsunga, póki nie zwróci się na nie uwagi. A potem - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - następuje lawina usług i zażaleń. Kurczę, raz kiedyś oddałem telefon Samsunga do naprawy, a w zamian dostałem zastępczego Samsunga, który też zdążył się popsuć przez te dwa tygodnie. Na wypadek, gdybym był szalony, poszperałem jeszcze trochę w necie. Takiego stężenia eksplodujących tabletów i errorów na wyświetlaczach, świat YouTube'a chyba dotąd nie widział (a na pewno nie za taką cenę).

samsung-notebook-series-9-3

Może nawet można by im te telefony odpuścić, machnąć ręką, gdyby nie fakt, że wśród laptopów znów najbardziej problematyczną marką są Samsungi. Świetny, bardzo profesjonalny i szybki serwis firmy funkcjonujący w okolicy Galerii Mokotów w Warszawie wymienia bez marudzenia i często zgodnie z sugestią użytkownika wszystkie podzespoły, co do których pojawiają się zastrzeżenia (w wakacje w jednym z laptopów ze średniej półki wymieniali mi dysk, który w pewnym momencie odmawiał wczytania systemu). Kalendarzowe lato jeszcze się nie skończyło, a laptop od nowa zaczął powielać dokładnie te same błędy, a na plecach dostałem wysypki.

REKLAMA

Frustracja sięgnęła zenitu, gdy zdecydowałem się zakup wcale nie takiego taniego ultrabooka z górnej półki. Samsung 900x3c to klasa sprzętu, od której oczekuje się bezwzględnej perfekcji i posłuszeństwa. Niestety, ale pomimo pozytywnych recenzji, klawiatura urządzenia zachowuje się jak jakiś ponury żart, laptopy za 2000 złotych mają lepszą, urządzenie wydaje dziwne dźwięki, na dodatek regularnie resetuje się ze względu na konflikt z własnymi, samsungowskimi sterownikami. Obecnie jest chyba tylko jedna firma - wśród liderów - bezczelna na tyle, by wypuścić na rynek tak zawodny model flagowy swojej marki. Najbardziej złości w tym wszystkim świetna opinia na jej temat, w związku z czym niektórzy nawet obeznani w temacie technologii, notorycznie łamią swoje złote zasady, znów nacinając się na bubla.

Samsung to chyba największy, najlepszy i najpiękniejszy wśród producentów tak doskonałej popeliny. Firma produkuje urządzenia kruche, podatne na uszkodzenia, to zresztą notoryczne zarzuty nawet względem ich najbardziej flagowych modeli. To chyba dość dobitnie ilustruje politykę Samsunga - stworzyć piękny, dobrze skonfigurowany sprzęt, który się sprzeda. A co z nimdalej będzie? Who cares?!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA